Na naszych oczach zmienia się sytuacja geopolityczna, a wkrótce może się zmienić na jeszcze gorszą. Przygotowujemy się do tego, choć nasze granice nie są zagrożone – podkreśla premier Donald Tusk. Dziś wspólnie z szefem MON Tomaszem Siemoniakiem premier odwiedził Nadbrzeżny Dywizjon Rakietowy w Siemirowicach.
Nadbrzeżny Dywizjon Rakietowy to jeden z najnowszych nabytków polskiej armii. Istnieje od początku 2011 roku. Dziś przyglądali mu się z bliska premier Donald Tusk i minister obrony narodowej Tomasz Siemoniak.
– Sytuacja w pobliżu naszych wschodnich granic nakazuje być skupionym i poważnym. W pewnym sensie przyjechaliśmy tutaj po to, by złożyć meldunek, w jakiej sytuacji znajduje się obecnie Polska, jeśli chodzi o bezpieczeństwo – zaznaczał premier Tusk. Jego zdaniem obecnie nie istnieje bezpośrednie zagrożenie dla granic Polski, ale nie można zapominać, że sytuacja może się zmienić. – Potwierdziliśmy, że Polska jest solidnym członkiem NATO. Staliśmy się przewidywalnym, odpowiedzialnym i gotowym do akcji sojusznikiem – podkreśla Tusk. Zaraz jednak dodaje, że NATO stanowi zaledwie jeden z filarów polskiego bezpieczeństwa. Nie mniej istotne są pozycja polityczna Polski w Europie oraz silna armia. – Świat jest gotów pomagać tylko tym, którzy sami są w stanie walczyć – przekonuje Tusk. – Dlatego też decyzję o przeznaczeniu na modernizację polskiej armii 100 miliardów złotych, które wydamy w dziesięć lat, uznać można za bezalternatywną – dodaje.
Film: Krzysztof Żakowski/ Marynarka Wojenna RP
Polska, jeśli chodzi o dynamikę wzrostu wydatków na obronność, jest – jak przypomina minister Siemoniak – liderem wśród państw NATO. – Od dawna pracujemy na to, by polskie wojsko było gotowe do obrony ojczyzny – podkreśla.
Jednym z najważniejszych elementów tej strategii ma być właśnie Nadbrzeżny Dywizjon Rakietowy, który na stałe stacjonuje w Siemirowicach. Jednostka wchodzi w skład Marynarki Wojennej. – Została stworzona po to, by odpierać ataki od strony morza – wyjaśnia kpt. mar. Piotr Wojtas z 3 Flotylli Okrętów w Gdyni. Należące do dywizjonu baterie mają osłaniać nasze okręty, bazy morskie oraz tak zwane punkty manewrowego bazowania (miejsca, do których okręty mogą zawinąć, by na przykład uzupełnić zapasy). Na tym jednak nie koniec. – Dywizjon ma współpracować z wojskami lądowymi i siłami powietrznymi, a także chronić wybrzeże przed desantem i osłaniać przybrzeżne szlaki komunikacyjne – wylicza kpt. mar. Wojtas.
NDR tworzą dwie samodzielne baterie rakietowe. Każda z nich składa się z wozu dowodzenia, mobilnego centrum łączności i trzech tak zwanych jednostek ogniowych, czyli wyrzutni rakiet ziemia–woda o zasięgu kilkuset kilometrów. Ważnym elementem są też stacje radiolokacyjne „Odra”, które dla baterii stanowią źródło informacji o ruchach przeciwnika.
Ogromny atut dywizjonu to jego mobilność. Wyrzutnie oraz sprzęt niezbędny do ich obsługi umieszczone zostały na samochodach. Dlatego też mają zdolność operowania wzdłuż całego polskiego wybrzeża. – Na razie marynarze służący w dywizjonie przechodzą intensywne szkolenia, by osiągnąć stuprocentową możliwość realizacji powierzonych im zadań – podsumowuje kpt. mar. Wojtas.
autor zdjęć: M. Śmiarowski/ KPRM
komentarze