Udział żołnierzy polskich w operacji Unii Europejskiej w Republice Środkowoafrykańskiej nie jest, moim zdaniem, zgodny z polskimi interesami narodowymi w kontekście budowania pozycji międzynarodowej kraju i jego silnej pozycji w ramach UE. Decyzja ta była wyłącznie gestem w kierunku Francji, aby podtrzymać obecnie bardzo dobre stosunki między krajami. Taka polityka Polski nie byłaby może dziwna, gdyby istniała szansa, że kiedy Polska będzie tego potrzebowała, Francja także ją wesprze – pisze dr hab. Anna Antczak-Barzan, profesor Wyższej Szkoły Finansów i Zarządzania w Warszawie, ekspert w dziedzinie bezpieczeństwa międzynarodowego.
Pomijając fakt, że Polska nie ma żadnych związków historycznych z tym obszarem, to obecnie region ten znajduje się poza zainteresowaniem strategicznym naszego państwa (wystarczy w tym celu przeanalizować kilka ostatnich exposé ministrów spraw zagranicznych, zresztą wcześniejszych także).
To, że Unia Europejska podejmuje decyzję o rozpoczęciu jakiejś misji (EUFOR RCA) czy też operacji w ramach Wspólnej Polityki Bezpieczeństwa i Obrony, nie oznacza, że Polska musi się angażować w każde tego rodzaju przedsięwzięcie. Członkostwo w Unii wcale nas do tego nie obliguje, o czym świadczy zresztą fakt, że znaczna liczba państw jednak takiego wsparcia nie udziela. Dla Francji Republika Środkowoafrykańska to obszar strategicznych wpływów nie tylko ze względów historycznych i aspiracji mocarstwowych, ale także ekonomicznych. Podobne argumenty były zresztą przyczyną większości francuskich decyzji o wysłaniu wojsk do różnych państw afrykańskich pod unijną egidą. Wiadomo powszechnie, że RŚA posiada m.in. bogate złoża złota, diamentów oraz uranu i ropy naftowej, a głównymi jej partnerami handlowymi są właśnie Francja oraz Belgia.
Zaangażowanie Francji na kontynencie afrykańskim jest związane z chęcią utrzymania tam wpływów zdobytych jeszcze w czasach kolonialnych. Dodatkowo Afryka obecnie jest strefą walki o przewagę między Unią Europejską (niektórymi jej państwami, aspirującymi do rangi mocarstw regionalnych) a Stanami Zjednoczonymi. Nie oznacza to jednak, że najwięksi gracze europejscy mają osiągać swoje cele m.in. rękoma polskich żołnierzy. Jest to tym bardziej ciekawe, gdy porówna się zaangażowanie Polski oraz innych państw, np. w misję UE w Gruzji (EUMM). Polityka wschodnia jest (a raczej powinna być) jednym z priorytetowych obszarów polskiej polityki zagranicznej. Zatem zaangażowanie Polski w misję cywilną EUMM jest jedno z największych (25 osób), ale już Francji czy Belgii – prawie żadne (odpowiednio jedna osoba i 8 osób). Skoro angażowanie się w misje i operacje UE pozwala na podniesienie prestiżu i pozycji międzynarodowej, powstaje pytanie, dlaczego państwa aspirujące do roli mocarstwa, jak np. Francja, w tego typu misje się nie angażują? Odpowiedź jest prosta – państwa te mają jasno określone cele polityczno-strategiczne i angażują się tylko tam, gdzie im się to politycznie lub gospodarczo opłaca.
Używanie argumentu, że udział Polski w tej operacji podniesie jej międzynarodową rangę, jest przynajmniej niezrozumiałe. Jeśli nie podniosły (?) jej operacje w Iraku czy Afganistanie, gdzie zaangażowanie było o wiele większe, dlaczego tak nikłe zaangażowanie miałoby to zmienić? Decyzja o wysłaniu wojsk w ten region jest jeszcze dziwniejsza w świetle wcześniejszych decyzji o wycofaniu polskich kontyngentów wojskowych z misji ONZ w Libanie i Syrii (UNIFIL oraz UNDOF), czyli z obszarów, gdzie Polska była obecna od samego początku działań podejmowanych przez ONZ, żołnierze polscy zaś wypracowali sobie wysokie uznanie zarówno wśród innych uczestników misji, jak i w środowisku lokalnym. Zapewne także polskie interesy narodowe oraz relacje z państwami Bliskiego Wschodu są znacznie bardziej rozbudowane i mają o wiele większe znaczenie strategiczne, polityczne i gospodarcze niż ma to miejsce w wypadku państw Afryki subsaharyjskiej.
Na koniec warto zatem zadać pytanie: dlaczego Polska angażuje się w operacje w regionach, w których nie posiada żadnych interesów, rezygnuje zaś z udziału w misjach, które przynoszą wymierne korzyści? Czy dlatego, żeby zapobiegać rozlewowi krwi (tego typu argumenty także się pojawiają)? Oczywiście mógłby to być sensowny i niezwykle altruistyczny argument, jak na obszar polityki zagranicznej, gdyby nie fakt, że krew przelewa się także w innych państwach (m.in. w Somalii, Libii), a tam żołnierze polscy nie są wysyłani. Wygląda więc na to, że decyzja Polski była wyłącznie gestem w kierunku Francji, aby podtrzymać obecnie bardzo dobre stosunki pomiędzy dwoma krajami (warto jednak pamiętać, że prawdopodobnie jest to tylko chwilowe, dyktowane określonymi potrzebami polityki francuskiej w UE, czyli chęcią ograniczenia wpływów Niemiec, a Polska jest tylko pionkiem w tej grze). Taka polityka nie byłaby może zresztą dziwna, gdyby istniała szansa, że kiedy Polska będzie tego potrzebowała, Francja także ją wesprze. Jednak w sprawach istotnych dla Polski, czyli dotyczących polityki wschodniej, Francja nigdy nie będzie prawdziwym sojusznikiem.
komentarze