Podczas konfliktów zbrojnych najbardziej cierpią najmłodsi. Wojna odbiera im szansę nie tylko na normalne dzieciństwo, ale także na coś tak ważnego, jak marzenia czy przyszłość – pisze z Afganistanu Monika Krasińska, dziennikarka, pasjonatka tego, co z pozoru wydaje się niekobiece – wojska i górnictwa.
W mediach często widzimy przerażające zdjęcia dzieci rannych podczas ostrzałów czy wybuchów. W Afganistanie takie wydarzenia to codzienność. Talibowie nie liczą się ani z konwencją genewską, ani z podstawowymi zasadami człowieczeństwa. Nie mają skrupułów, by wysadzać autobusy, w których są kobiety i dzieci. Nie mają oporów przed strzelaniem do najmłodszych czy wykorzystywaniem ich do samobójczych ataków. Tak właśnie działają terroryści – zastraszają ludzi i pokazują, że nawet życie bezbronnych dzieci nie ma dla nich żadnej wartości.
Tak też było z Pidą, 14-latkiem, który został ranny podczas ostrzału wioski przez talibów. Terroryści trafili chłopaka w plecy i kula uszkodziła mu kręgosłup. Pida trafił do afgańskiego szpitala. Niestety, tutejsza służba zdrowia w zasadzie dopiero się tworzy. Warunki w szpitalach są katastrofalne, brakuje leków, sprzętu i wysoko wykwalifikowanych specjalistów. A jeśli nawet znajdą się ci ostatni, to często nie mają możliwości przeprowadzenia skomplikowanych operacji.
Lekarze uratowali życie chłopca, ale Pida został sparaliżowany od pasa w dół. W Afganistanie zwykle oznacza to wegetację. Niepełnosprawni nie mają dużych szans na prowadzenie w miarę normalnego życia. U nas osoby sparaliżowane nie są skazane na niebyt. Bardzo często są w pełni samodzielni, uprawiają różne dyscypliny sportu, uczą się, pracują – po prostu żyją. Tu niepełnosprawność przekreśla większość planów.
14-latek chciał zostać lekarzem. Mimo że szkoła jest daleko od jego domu, codziennie chodził na lekcję. Teraz jego marzenia legły w gruzach. Nie jest już w stanie dostać się do szkoły. Ojciec robi co w jego mocy, by dalej się rozwijał, ucząc syna w domu. Chłopcu potrzebne są specjalistyczne badania poza Afganistanem i rehabilitacja. Na to jednak rodzice Pidy nie mogą sobie pozwolić. Nie mają takich możliwości finansowych. Nasi żołnierze starają się pomóc chłopcu – ostatnio podarowali mu wózek inwalidzki. Po raz pierwszy od postrzału Pida mógł samodzielnie poruszać się po domu. Wcześniej, ojciec nosił go na rękach. Wózek da mu trochę niezależności.
Takich dzieci jak Pida jest tu wiele, choć nikt nie wie dokładnie ile. Wojna właśnie na nich odciska największe piętno. Nieraz odbiera im szansę nie tylko na normalne dzieciństwo, ale także na coś tak ważnego jak marzenia.
autor zdjęć: Monika Krasińska
komentarze