W weekend zakończyły się największe na Bałtyku manewry ratownicze pod kryptonimem „Baltic Sarex 2013”. Wzięli w nich udział polscy marynarze. – To duże wyzwanie, ale wszystko poszło po naszej myśli – podkreśla kmdr por. Witold Kotliński, zastępca szefa Ratownictwa Morskiego Marynarki Wojennej.
Jakie warunki zastaliście wokół Bornholmu?
Kmdr por. Witold Kotliński: Pogoda była idealna: stan morza dwa do trzech, siła wiatru trzy do czterech. Udało się zrealizować wszystko, co założyliśmy. Krótko mówiąc: ćwiczenia „Baltic Sarex 2013’’ uważam za bardzo udane. Takie wnioski sformułowane zostały zresztą również podczas podsumowania.
Czasem się jednak zastanawiam, czy z waszego punktu widzenia nie jest tak, że im pogoda gorsza, tym lepiej. W końcu tego typu ćwiczenia przygotowują was do działania w sytuacjach ekstremalnych…
To nie do końca tak. Podczas ćwiczeń odgrywamy epizody, które zakładają pomoc jednostkom walczącym z pożarem czy przebiciem kadłuba. To wiąże się z przerzucaniem ludzi, sprzętu. Skrajnie zła pogoda uniemożliwiłaby tego typu działania, naraziłaby ludzi na niebezpieczeństwo. A podczas ćwiczeń zdrowie i bezpieczeństwo marynarzy to sprawa kluczowa. Oczywiście idealnie spokojne morze też nas nie cieszy. Optymalna pogoda to taka, którą zastaliśmy wokół Bornholmu.
Jakie były wasze zadania podczas „Baltic Sarex”?
Ćwiczenia składały się z kilku części. Jeszcze w porcie zorganizowane zostały warsztaty poświęcone prowadzeniu akcji ratunkowej. Następnie odegraliśmy „na sucho” konkretny epizod. Według scenariusza na morzu zderzyły się ogromny prom pasażerski i statek handlowy. Efekt: mnóstwo rannych i rozbitków, którzy znaleźli się w wodzie. Trzeba było zapanować nad chaosem, zaplanować i przeprowadzić sprawną akcję ratunkową, ewakuować pasażerów, rannych przetransportować do szpitala. Potem epizod ten został powtórzony na morzu. Prócz tego załogi podzielonych na grupy okrętów ćwiczyły np. gaszenie pożarów, czy poszukiwanie i wyławianie rozbitków. To było kilka niezwykle pracowitych dni.
Jak duże siły zostały zaangażowane w ćwiczenia?
Łącznie wzięło w nich udział 30 jednostek pływających, a także dziesięć śmigłowców i samolotów. Reprezentowały wszystkie położone nad Bałtykiem państwa z wyjątkiem Rosji, która w ostatniej chwili wycofała się z powodu problemów technicznych. Polska Marynarka Wojenna na „Baltic Sarex 2013” delegowała okręt ratowniczy ORP „Zbyszko”, śmigłowiec ratowniczy Mi-14 PŁ/R, a także Brzegową Grupę Ratowniczą. W ćwiczeniu uczestniczyły także trzy tzw. jednostki cele, które podgrywały uczestników katastrofy. Był to prom pasażerski oraz dwie jednostki pomocnicze duńskiej Marynarki Wojennej.
„Baltic Sarex” to największe ćwiczenia ratownicze na Bałyku…
Tak, są organizowane raz w roku i wywołują spore zainteresowanie – nie tylko okolicznych państw. Od trzech lat swoich obserwatorów wysyłają na nie Francuzi. W tym roku mieli ich także Serbowie oraz – co było zaskoczeniem nawet dla nas – Chińczycy.
A abstrahując od ćwiczeń: jak często interweniują służby ratownicze marynarki?
Zazwyczaj akcje ratunkowe podejmują jednostki cywilne należące do Morskiej Służby Poszukiwania i Ratownictwa. Wspiera je lotnictwo Marynarki Wojennej. Nasze śmigłowce jako jedyne pełnią całodobowe dyżury przez cały rok. Podejmują średnio 30 interwencji rocznie. Z kolei należące do marynarki ratownicze jednostki pływające wkraczają do akcji w razie katastrof masowych. A takie niestety na Bałtyku już się zdarzały – wystarczy wspomnieć choćby zatonięcie promów pasażerskich „Estonia”, czy „Heweliusz”. Oczywiście służby ratownicze zabezpieczają też wszelkie działania Marynarki Wojennej.
autor zdjęć: kmdr por. Witold Kotliński
komentarze