Wracam właśnie z Morąga, gdzie służyło trzech z pięciu polskich żołnierzy, którzy dokładnie rok temu zginęli w Afganistanie. W Morągu wziąłem udział w uroczystości odsłonięcia tablicy pamiątkowej w rocznicę ich śmierci. Wspominam 21 grudnia 2011 roku i czuję zapach papierosów. Nie pamiętam, ile ich wtedy wypaliłem. Wiem tylko, że byłem zdziwiony, że moje dłonie pachną nikotyną, mimo że nie jestem palaczem.
Pewnie, że ich pamiętam. Najbardziej mł. chor. Piotra Ciesielskiego, bo widziałem w nim predyspozycje dowódcze. „Urodzony żołnierz”, tak o nim myślałem. Pozostałą czwórkę – Łukasza, Marcina, Marka i Krystiana też znałem. Witaliśmy się niejednokrotnie, razem jeździliśmy na patrole. Ochraniali specjalistów PRT. Może nie z każdym rozmawiałem, ale miałem pod sobą wielu żołnierzy. Nie jest łatwo zamienić słowo ze wszystkimi, chociaż się starałem.
Tego dnia chłopcy w bazie szykowali Wigilię. Mówili mi potem, że mieli już gotowych kilka potraw. A ja miałem właśnie wygłosić przemówienie na szurze – spotkaniu z Afgańczykami. Chwilę przed rozpoczęciem podszedł do mnie żołnierz i powiedział, że był atak na patrol, że zginęło kilku naszych żołnierzy. – Wzywajcie śmigłowce, wracamy do bazy! – poleciłem. Ale okazało się, że pogoda jest zła, że nie da się załatwić transportu na już. Stanąłem przed Afgańczykami i mówiłem o tym, jak Polacy mogą im pomóc. To było bardzo, bardzo trudne.
Ale to jeszcze nic w porównaniu do tego, jak ciężko było mi mówić w bazie. Rozmawiać z moimi żołnierzami. Kiedy wszystko było już jasne, kto i jak zginął, musiałem stanąć przed nimi i zrobić wszystko, by nie spadło ich morale. Jak uspokoić takie nastroje...
Dzisiaj już nie pamiętam, jak to zrobiłem. Pamiętam tylko, że powiedziałem im, że nie pozwolimy przeciwnikowi złamać nam kręgosłupa, że musimy robić swoje, pomagać, odbudowywać. Bo po to tam byliśmy. Mówiłem też, że sprawcy zostaną ukarani.
Nie będę się żalił na zeszłoroczny „świąteczny” nastrój, bo co z tego, że było smutno. Niczego nie da się porównać z tym, co przeżyły rodziny chłopaków.
Jak zakończył się ten dzień? Wieczorem usiadłem na łóżku. Podniosłem dłonie do twarzy i poczułem zapach nikotyny. Ten dzień zapamiętam na zawsze. Mam wrażenie, że w ciągu kilkunastu godzin posiwiałem i postarzałem się o wiele lat. Pewnie nie zrozumie tego nikt, kto nie stracił swoich żołnierzy.
komentarze