Natarcie przeciwnika nie zaskoczyło ukrytych w obronie czołgistów kapitana Marka Kuczyńskiego. Przez radio padła krótka komenda i 14 Leopardów 2A4 otworzyło ogień ze 120-mm armat i broni pokładowej. Pododdziały 10 Brygady Kawalerii Pancernej ze Świętoszowa przechodzą czterodniowy egzamin. Żołnierze musieli się wykazać m.in. kierowaniem ogniem w obronie i natarciu.
Sprawdzian taktyczno-ogniowy ma pokazać, jaki poziom wojskowego rzemiosła osiągnęli pancerniacy ze Świętoszowa przez ostatnie dwa lata szkolenia.
Dla 4 kompanii 1 batalionu ćwiczenie zaczęło się o czwartej rano. W pododdziale ogłoszono alarm. Siedemdziesięciu pancerniaków jak najszybciej musiało dotrzeć do swoich Leopardów, opuścić koszary i dojechać do rejonu ześrodkowania. Później zajęli stanowiska na linii obrony.
Pociski podkalibrowe zaczęły celnie razić wrogie czołgi i transportery oddalone od nich o ponad dwa kilometry. Broniących się pancerniaków uzupełniała kompania wsparcia otwierając ogień z moździerzy. Pluton przeciwlotniczy osłaniał strefę powietrzną. W odparciu wrogich sił pomógł przydzielony czołgistom pluton zmechanizowany. Jego bojowe wozy piechoty raziły ogniem z 73-mm armat i broni przeciwpancernej nacierające z przeciwnika transportery.
Gdy po walce sprawdzono celność, okazało się, że 4 kompania zasłużyła na czwórkę z plusem. Żołnierze zniszczyli 106 celów, czyli 68 procent wszystkich obiektów.
Pancerniacy musieli też pokazać, że potrafią współdziałać z artylerzystami, saperami, przeciwlotnikami, plutonem zmechanizowanym i jednostkami wsparcia. Dowódcy kompanii zaś mają zadanie udowodnić, że w warunkach bojowych potrafią kierować połączonymi siłami.
Na polu walki kompania czołgów nigdy nie działa samodzielnie. Decyzje podejmowane przez jej dowódcę poprzedza praca wielu specjalistów innych rodzajów wojsk. – Jedno z trudniejszych zadań to dokładne zaplanowanie ognia artylerii. Gdybym miał to robić swoimi siłami byłoby to bardzo trudne. Na szczęście miałem wsparcie sekcji wysuniętych obserwatorów z innej kompanii – mówi kpt. Marek Kuczyński, dowodzący 4 kompanią.
Każde działanie żołnierzy i decyzja wydana przez ich dowódców była pilnie odnotowywana i podlegała ocenie. – Nie jest sztuką dowodzić jedynie swoimi żołnierzami i czołgami. Podczas sprawdzianów tworzymy taktyczne grupy bojowe i mamy okazje przekonać się, jak w ramach takiego ugrupowania radzą sobie dowódcy kompanii. Sytuacje zmuszają ich do ciągłego współdziałania i szybkiego podejmowania decyzji. Ich podwładnych sprawdza się natomiast, czy potrafią wcielać w życie decyzje dowódców – powiedział ppłk Paweł Michalski, dowódca 1 batalionu pełniący rolę kierownika ćwiczenia.
Podczas egzaminu sprawdzani są też sztabowcy na stanowisku dowodzenia batalionu, pododdziały rozpoznania w sile plutonu rozpoznawczego, pododdziały logistyczne.
Dowódca kompanii kpt Kuczyński bardzo dobrze ocenił swoich podwładnych. Jego zdaniem pancerniacy szczególnie popisali się w części taktycznej ćwiczeń. Podobnie jak żołnierze z innych kompanii, np. saperzy, którzy zajmowali się zakładaniem min w strefie obronnej. Oczyszczali także przejścia w polach minowych dla Leopardów ruszających do natarcia.
Rozpisane na cztery dni zajęcia odbywały się również w nocy. Podczas egzaminu czołgiści wystrzelili 128 pocisków z armat czołgowych, blisko 3 tysiące z broni pokładowej oraz kilkadziesiąt granatów dymnych. Ostatnie ćwiczenie polegało na kierowaniu ogniem w natarciu. Zaliczyli ten test na ocenę dobrą.
Żołnierze zniszczyli 60 procent celów, w tym 80 procent uznawanych za wyjątkowo ważne. – Ogólna ocena kompanii to mocna czwórka. Jestem z tej oceny zadowolony. Kompania szkoli się co prawda dwa lata, ale w tym czasie doszło do wielu zmian kadrowych. Kapitan Kuczyński dowodzi nią zaledwie od 6 miesięcy – powiedział ppłk Paweł Michalski, dowódca batalionu.
autor zdjęć: Arch. 11 DKPanc
komentarze