O wojnie na północy kraju, bezpieczeństwie polskich granic i Siłach Odpowiedzi NATO mówi portalowi polska-zbrojna.pl gen. broni Zbigniew Głowienka, dowódca Wojsk Lądowych.
Media pełne są komunikatów i relacji o epizodach z ćwiczeń „Anakonda-12”. Mało jest jednak doniesień o co w nich tak naprawdę chodzi, z kim walczymy i o co?
Trwa wojna. Na szczęście tylko na mapach i poligonach. Według scenariusza sztabowców żołnierze obcej armii hipotetycznie wdarli się na terytorium Polski. Główne uderzenie przeciwnika nastąpiło z północnego-wschodu. Nasze związki taktyczne, jednostki i pododdziały bronią się.
Atak z północnego-wschodu może być źle odczytany…
Sądzę, że przy odrobinie złej woli każdy wybór kierunku mógłby zostać źle odebrany. Nasza historia jest bogata i wszystkie strony świata mogą nieść jakieś negatywne skojarzenia. Myślę, że planistom chodziło o obranie takiego kierunku działań, aby szkolić mogły się także siły Marynarki Wojennej. Morze mamy zaś tyko jedno i położone jest właśnie na północy.
Na poligonie w Drawsku Pomorskim została więc utworzona główna linia obrony?
Na mapach sztabowcy używają realnych odległości taktycznych zgodnych ze sztuką wojenną. Wirtualne działania zbrojne mogą więc trwać teraz w różnych miejscach kraju, a mieszkający tam ludzie nawet nie zdają sobie z tego sprawy. Natomiast praktyczne działanie wojsk, użycie sprzętu czy strzelanie ze zrozumiałych względów organizuje się tylko na poligonach.
W niektórych przekazach medialnych padają sformułowania, że wojsko na ćwiczeniach działa zgodnie z artykułem 5. Traktatu Waszyngtońskiego. Co to oznacza?
Chodzi o zapis w traktacie, który mówi o tym, że w przypadku agresji na państwo członka NATO pozostałe udzielą mu natychmiastowej pomocy. Podczas „Anakondy” ćwiczymy właśnie takie rozwiązania. Dlatego w manewrach biorą udział żołnierze z USA i Kanady. Ćwiczy z nami także dowództwo Wielonarodowego Korpusu Północ-Wschód. Skojarzenia z tym artykułem traktatu są więc uzasadnione.
Czyli w przypadku realnego zagrożenia sojusznicy natychmiast przyjdą nam z pomocą?
Oczywiście. W NATO istnieją przecież tak zwane Siły Odpowiedzi, w których dyżury mają również nasze jednostki i pododdziały. W tym roku taki dyżur pełnił jeden z batalionów zmechanizowanych z 12 Brygady Zmechanizowanej. Są to wojska gotowe do reagowania niemal natychmiast.
Dowódcy, z którymi rozmawiałem, podkreślali, że ćwiczenia są bardzo ciekawe, ponieważ obfitują w wiele operacji połączonych.
Chodzi o takie działania taktyczne, w których biorą udział nie tylko pododdziały lądowe, ale także Siły Powietrzne, Marynarka Wojenna i Wojska Specjalne. W ich trakcie żołnierze uczą się walczyć ramię w ramię, współpracować ze sobą i uzupełniać się, by osiągnąć wspólny cel. Natomiast sztabowcy uczą się, jak organizować taką współpracę militarną.
Główną siłą ćwiczeń są jednak żołnierze wojsk lądowych – Pana podwładni.
Jest ich ponad 7 tysięcy. Czyli około 80 procent wszystkich ćwiczących. Główną siłą są żołnierze 11 Lubuskiej Dywizji Kawalerii Pancernej z Żagania. Z samego dowództwa Wojsk Lądowych przyjechało prawie 300 oficerów. Szkolimy się nie tylko w Drawsku Pomorskim. Nasi żołnierze działają także na poligonach w Ustce i Orzyszu. Nie można jednak umniejszać znaczenia, wkładu i zaangażowania pozostałych rodzajów sił zbrojnych. Jak wspomniałem, o odparciu przeciwnika decyduje współdziałanie.
Znaczna część żołnierzy to doświadczeni specjaliści zaprawieni w bojach na misjach zagranicznych. Takich chyba już niewiele można nauczyć?
Prawda jest nieco inna. Ich bojowe doświadczenia są oczywiście ważne i częściowo przydatne, jednak dotyczą innych rodzajów działań. W typowej taktyce inne niż na misjach są rozbudowy inżynieryjne, sposoby walki w natarciu i obronie. Na misjach nie pokonuje się na przykład przeszkód wodnych. Takich różnic jest więcej. Żołnierze, nawet ci najbardziej doświadczeni, muszą więc sobie przypomnieć wiele zagadnień związanych z tradycyjną taktyką wojny symetrycznej.
Czy jest Pan zadowolony z ćwiczących żołnierzy?
Na razie tak. Jednak do końca „Anakondy” pozostało jeszcze kilka dni. O prawdziwym sukcesie będę więc mówił wtedy, gdy ostatni żołnierz powróci bezpiecznie z ćwiczeń do macierzystego garnizonu.
Rozmawiał Bogusław Politowski
autor zdjęć: Biuro prasowe DWL
komentarze