Przez media co pewien czas przetacza się dyskusja o naszych żołnierzach na misji. Krzywdzące informacje rozchodzą się najszybciej. Po każdej burzy w polskiej prasie czy Internecie widziałam w Afganistanie spadek nastrojów wśród żołnierzy, żal, czasem wściekłość. „Jesteśmy tu i robimy co do nas należy, wykonujemy rozkazy. Jesteśmy żołnierzami! Nikogo nie mordujemy! Przecież mamy prawo tylko się bronić, nie atakować – takie są zasady użycia broni (tzw. ROE – Rules of Engagement). Dlaczego nas tak oceniają?” – to najczęściej słyszałam w bazie. Ludziom spada motywacja do pracy, rośnie frustracja i zniechęcenie. I nie ma się czemu dziwić.
To oczywiste, że nikt nie lubi być obrzucany inwektywami czy niesprawiedliwie osądzany. Dlatego ci, którzy pozwalają sobie na tak obcesowe wyrażanie opinii powinni zastanowić się nie tylko, czy aby mają do tego prawo, ale przede wszystkim czy mają… wystarczającą wiedzę na dany temat.
Wojsko to specyficzna instytucja. Tu jednostka utożsamia się z całością. Jeżeli brygada ma być częścią kontyngentu, to żołnierze którzy w niej służą powinni jechać na misję. Stanowią przecież jeden zespół. Na pytanie „Dlaczego pan tu przyjechał?” najczęściej słyszałam: „Bo moja jednostka jechała, bo koledzy jechali, bo tworzymy jeden team”. Albo: „Musiałem przyjechać, bo to moja praca”.
Już z tych prostych odpowiedzi widać, że nikt z nich nie czuje się najemnikiem, nikt nie jedzie na misję, by okupować i mordować. Zaznaczamy swoją obecność w wioskach i miastach po to, by ludzie czuli się bezpieczniej. Wszyscy wiedzą, że to nie „nasza wojna”. Działania bojowe są jednak kwintesencją wojska, tym właśnie, o co w wojsku chodzi. „Ktoś to musi robić” mówią, „Narażam się ale taki mam przecież zawód”.
Afganistan to też swego rodzaju test, „chrzest bojowy” każdego żołnierza. Bo choć do wyjazdu nikt nikogo nie zmusza, przełożeni bardziej przychylnie patrzą na żołnierza z doświadczeniem misyjnym przy przedłużaniu kontraktu. Dużo bardziej przychylnie… Oczywiście, że wiele osób do wyjazdu skłania motywacja finansowa. Ale czy praca w ciągłym, realnym zagrożeniu zdrowia i życia, przez 6 miesięcy w stresie i z dala od bliskich, nie powinna być godnie wynagradzana? Czy istnieje kwota współmierna do ryzyka? Przecież życie jest bezcenne! To trudne do ocenienia i osobiście się tej oceny nie podejmuję.
I kolejna sprawa – przecież żołnierze na misji angażują się w pomoc lokalnej społeczności. Szpital w Ghazni otwarty jest dla chorych Afgańczyków, polska armia szkoli armię i policję afgańską, budujemy drogi, szkoły, place zabaw dla dzieci. Takie są nasze zadania i po to tam jesteśmy, nie po to, by okupować czy zabijać. Trzeba o tym wszystkim pamiętać, ale najpierw – wiedzieć, zanim wyda się krzywdzący osąd.
komentarze