Wizyta premiera Narendry Modiego w Waszyngtonie, gdzie jako jeden z pierwszych zagranicznych przywódców spotkał się z prezydentem Donaldem Trumpem, potwierdza, że stosunki pomiędzy Indiami a Stanami Zjednoczonymi będą coraz ściślejsze. Czynnikiem, który zbliża oba państwa do siebie, jest obawa przed rosnącymi wpływami Chin i rozwojem ich potęgi militarnej.
Z pewnością zacieśnianie tych stosunków ułatwiają dobre relacje osobiste pomiędzy tymi politykami. Niemniej najważniejsze są interesy obu państw – Indie i Stany Zjednoczone potrzebują siebie nawzajem. Hindusi postrzegają USA jako równoważnik potęgi gospodarczej i militarnej Chin, z którymi mają zadawnione spory graniczne, a do tego Chińczycy wspierają ich starego regionalnego przeciwnika, którym jest Pakistan. Indie nie mogą tu liczyć na wsparcie Rosji, skoncentrowanej na konfrontacji z Zachodem, a zarazem osłabionej gospodarczo przez wojnę z Ukrainą, w konsekwencji zaś coraz bardziej uzależnionej od pomocy Pekinu. Oczywiście politycy indyjscy starają się utrzymywać dobre stosunki z Moskwą, od której nadal kupują broń, ale jednocześnie są coraz bardziej ostrożni w robieniu z nią interesów, które mogłyby być dla nich kłopotliwe politycznie. Przykładem jest odchodzenie od importu rosyjskiej ropy.
Z drugiej strony Stanom Zjednoczonym Indie rysują się jako kluczowy partner w powstrzymaniu chińskich wpływów w Azji. Indie są już uczestnikiem QUAD-u – czterostronnej platformy dialogu o bezpieczeństwie, w której poza USA uczestniczą jeszcze Australia i Japonia. Ich atutami są duży potencjał demograficzny i ekonomiczny, jak również silne wojska dysponujące bronią nuklearną. Jednocześnie potrzebują wysoce zaawansowanych systemów, by zrównoważyć rosnącą w siłę armię chińską, więc są postrzegane przez Donalda Trumpa jako atrakcyjny rynek dla amerykańskiego przemysłu zbrojeniowego.
Potwierdzeniem tego, że obecna amerykańska administracja mocno stawia na partnerstwo z Indiami w sferze bezpieczeństwa i obrony, jest propozycja sprzedaży im samolotów bojowych piątej generacji F-35, którą Donald Trump złożył Narendrze Modiemu. Co interesujące, prezydentowi USA, przynajmniej na razie, nie przeszkadza to, że Indie są w trakcie przejmowania kolejnych dywizjonów zakupionego w Rosji systemu obrony powietrznej S-400. Tymczasem podczas pierwszej kadencji Trumpa z powodu nabycia tego właśnie rosyjskiego uzbrojenia z programu F-35 została wyrzucona Turcja.
Oferta sprzedaży F-35 wzbudziła duże emocje w Indiach, gdyż wybór amerykańskiej maszyny miałby poważne implikacje wojskowe, ekonomiczne i, co oczywiste, polityczne. Po pierwsze propozycja Trumpa ma na razie charakter nieformalny, więc nie wiadomo, na jakich warunkach samoloty zostałyby zaoferowane, czy chodzi o sprzedaż gotowych kilkudziesięciu odrzutowców, czy też o transfer technologii i produkcję licencyjną, co preferują władze w Nowym Delhi w odniesieniu do kluczowych systemów zagranicznego uzbrojenia. W tym ostatnim przypadku rodzi się pytanie, jak wpłynęłoby to na realizowany już w Indiach program rodzimej maszyny piątej generacji – zaawansowanego średniego samolotu bojowego (AMCA), którego pierwszy lot jest planowany w latach 2027–2028. Oczywiście dobrze mieć własną broń, ale problem w tym, że AMCA wejdzie do produkcji najwcześniej za dziesięć lat, a indyjskie lotnictwo chce jak najszybciej zapełnić lukę w samolotach bojowych. Obecnie posiada ich o ponad 200 za mało w stosunku do oszacowanych potrzeb. Tymczasem produkcja własnego myśliwca Tejas rozkręca się powoli i nie jest on porównywalny z najnowszymi chińskimi maszynami bojowymi, takimi jak J-20, J-31 czy J-35A.
Skoro w Waszyngtonie zapaliło się polityczne zielone światło, być może F-35A zostanie zgłoszony do przetargu na 114 wielozadaniowych myśliwców (MRFA), który ma być uruchomiony w tym roku. Dotąd jego producent – koncern Lockheed Martin promował samolot F-21, czyli specjalnie opracowany dla Indii wariant F-16. Hindusom są też oferowane amerykański F/A-18E/F, francuski Rafale, szwedzki Gripen, rosyjski Su-57 oraz wielonarodowy Eurofighter.
Media indyjskie, przedstawiając walory F-35, nie omieszkały jednak wytknąć tego, że myśliwiec trapią problemy techniczne, które mają wpływ na poziom gotowości bojowej wyposażonych w niego jednostek, a użytkowanie amerykańskiego odrzutowca jest kosztowne. Jednocześnie indyjskie siły powietrzne muszą rozważyć, jak F-35 zintegruje się z ich obecną flotą, której podstawą są samoloty sowieckiego i rosyjskiego pochodzenia, takie jak m.in. Su-30 czy MIG-29, oraz czy będzie pasować do ich doktryn operacyjnych.
Bardzo ważne są skutki polityczne tego zakupu. Już sama nieformalna oferta Trumpa sprzedaży F-35 wzbudziła obawy w Pakistanie, który postrzega ich potencjalny zakup przez sąsiada jako zagrożenie dla stabilności regionalnej. Przedstawiciele pakistańskich władz wezwali społeczność międzynarodową do rozważenia konsekwencji transferów zaawansowanej technologii wojskowej do Indii. W reakcji na pojawienie się w indyjskim arsenale amerykańskich samolotów piątej generacji, by utrzymać równowagę militarną, Islamabad może wzmocnić partnerstwo wojskowe z Chinami i nabyć od nich zaawansowane myśliwce.
Zakup F-35 nie poprawiłby też stosunków Indii z samymi Chinami, które uznałyby tę transakcję jako bezpośrednie wyzwanie dla ich przewagi powietrznej w regionie oraz część szerszej strategii USA mającej na celu ograniczenie ich wpływów na obszarze Indo-Pacyfiku. Wybór amerykańskiego odrzutowca nie spodobałby się również bliskiemu partnerowi Nowego Delhi – Rosji. Poza sygnałem, że Indie są coraz bardziej powiązane z USA, byłaby to utrata największego rynku zbytu dla produktów rosyjskiego przemysłu lotniczego. Tym bardziej bolesna, że Moskwa, chcąc się na nim utrzymać, zaoferowała Hindusom licencyjną produkcję swojego samolotu piątej generacji Su-57. Rosjanie mogliby „zrewanżować się” tworzeniem problemów ze wsparciem użytkowania innego ich uzbrojenia używanego przez siły zbrojne Indii, a kłopoty z tym już są z powodu wojny w Ukrainie.
Jest jeszcze inny aspekt polityczny, który wiąże się zakupem F-35. Otóż część Hindusów obawia się, że może on wciągnąć ich całkowicie w strefę wpływów USA. Tym samym może zagrozić dotychczasowej podstawie indyjskiej polityki zagranicznej, którą jest strategiczna autonomia, czyli dystans do wielkich mocarstw i niezawieranie sojuszy wojskowych. Właśnie ze względu na obawy o swoją niezależność i poddanie presji politycznej Indie przez dziesięciolecia wybierały sowieckie, a potem rosyjskie oraz francuskie myśliwce zamiast amerykańskich.
Jednak w obecnej rzeczywistości politycznej ów równy dystans wobec wszystkich mocarstw nie wydaje się korzystny dla Indii. Dlatego premier Modi, choć oficjalnie nie podważa strategicznej autonomii, to jednak ewidentnie swoimi posunięciami militarnie przybliża Indie do Zachodu, a zwłaszcza do USA. Poza ofertą sprzedaży F-35 podczas jego ostatniej wizyty w Waszyngtonie ogłoszono uruchomienie inicjatywy „India-US COMPACT”, której celem jest wzmocnienie współpracy obronnej oraz napędzanie innowacji technologicznych i rozwój możliwości ich wymiany pomiędzy obu państwami.
USA i Indie postanowiły dokonać przeglądu przepisów dotyczących eksportu uzbrojenia, by zlikwidować ograniczenia dla kooperacji w tej sferze. Równocześnie zapowiedziano, że rozpoczną się negocjacje w sprawie umowy o wzajemnych zamówieniach obronnych, której celem jest usprawnienie procesów zakupu i zacieśnienie współpracy w zakresie technologii obronnych w różnych obszarach, w tym w systemach kosmicznych i podwodnych. Jeśli chodzi o konkretne systemy uzbrojenia, to poza F-35 USA oferują Indiom koprodukcję kołowych wozów bojowych Stryker i przeciwpancernych pocisków kierowanych Javelin. Przesądzony wydaje się zakup przez Indie sześciu dodatkowych morskich samolotów patrolowych P-8I. Amerykanie są też otwarci na wspólne opracowywanie systemów bezzałogowych i antydronowych.
Indie i Stany Zjednoczone mają również podpisać pod koniec tego roku porozumienie ramowe „USA-Indie Major Defence Partnership in the 21st Century”, które będzie obowiązywać od 2025 do 2035 roku. Ma ono wzmocnić więzy wojskowe pomiędzy obu krajami i zastąpi podobny dokument podpisany w 2015 roku. Pomimo zacieśniania współpracy polityczno-militarnej Indie i Stany Zjednoczone nie zdecydują się raczej na formalny sojusz, chyba że pojawią się jakieś nowe okoliczności, które wymuszą zmianę podejścia, zwłaszcza po stronie indyjskiej.
autor zdjęć: Ole Andreas Vekve/ Forsvaret

komentarze