Podczas selekcji nie ma przypadków. Kandydaci na żołnierzy zespołów bojowych celowo są izolowani od innych i utrzymywani w niepewności tego, co jeszcze czeka ich podczas sprawdzianu w górach. W ten sposób jest weryfikowana ich wytrzymałość fizyczna i psychiczna. O tym, jak wybiera się przyszłych żołnierzy wojsk specjalnych, opowiada Bokser, kierownik selekcji do JW GROM.
Każda z jednostek wojsk specjalnych prowadzi selekcję według swojego pomysłu i odrębnego programu. Nie da się jednak oprzeć wrażeniu, że te sprawdziany są do siebie podobne.
Bokser, kierownik selekcji JW GROM: Selekcje są do siebie podobne, bo chodzi w nich o to samo – o znalezienie najlepszych kandydatów do służby. Podobieństwa wynikają też z faktu, że w latach dziewięćdziesiątych minionego wieku to właśnie jednostka GROM przeprowadziła pierwszą selekcję. Inne jednostki bazowały na naszym doświadczeniu.
Uczestniczył Pan w selekcji, którą poprowadził gen. Sławomir Petelicki, pomysłodawca i pierwszy dowódca JW GROM. Jak wówczas wyglądał ten sprawdzian?
To był 1999 rok. Podobnie jak obecnie, selekcja odbywała się w górach, wówczas w Bieszczadach, i trwała około tygodnia. Było mało snu, mało jedzenia, za to bardzo dużo wysiłku fizycznego. Instruktorzy testowali też naszą wiedzę o nawigacji i umiejętności samodzielnego działania w terenie. Pod tym względem niewiele się zmieniło od tego czasu.
Ostatnim zadaniem selekcji jest maraton. O wysiłku, który trzeba włożyć w to, by go przejść, krążą legendy. Czy autorem tego zadania był również twórca GROM-u?
Tak. Każdorazowo podczas selekcji kandydaci do służby muszą się zmierzyć z indywidualnym marszem górskim o dystansie maratonu. Te 40 kilometrów zwykle pokonują nocą, na koniec kilkudniowego sprawdzianu, kiedy wszyscy są już bardzo zmęczeni. Pewnie właśnie dlatego maraton stał się legendą (śmiech). Ale muszę zaznaczyć, że wysiłek, któremu kandydaci są poddawani podczas selekcji, nawet nie zbliża się do tego podczas służby. Szkolenie w jednostce jest jeszcze bardziej wymagające. Wymaga ogromnego wysiłku, ale też daje ogromną satysfakcję i możliwość spełnienia marzeń.
Jak na przestrzeni lat zmienił się proces poszukiwania kandydatów do GROM-u?
Obecnie bardzo dużą wagę przykładamy do sprawdzenia kandydatów pod względem psychologicznym.
Kiedyś nie mieliście psychologa?
Mieliśmy, ale jego udział w poszukiwaniu odpowiednich kandydatów nie był tak znaczny jak dziś. Choćby dlatego, że mieliśmy jednego psychologa, a kandydatów trzystu. Nie było więc fizycznej możliwości, by wszystkich dokładnie przebadać. Teraz jest znacznie mniej kandydatów i kilku psychologów. To sprawia, że osoby, które chcą służyć w wojskach specjalnych, są dokładnie sprawdzane zarówno przed etapem terenowym selekcji, jak i w trakcie sprawdzianu w górach. Mamy sposoby i możliwości, by dobrze tych ludzi poznać.
Zmienił się też zakres badań. Obecnie, na przykład, jesteśmy w stanie ocenić zdolności kognitywne kandydatów. Szybkość uczenia się weryfikujemy już na początkowym etapie selekcji, tymczasem w poprzednich latach większość takich testów przeprowadzano podczas kursu podstawowego.
A jakie są różnice pod względem przygotowania kondycyjnego kandydatów? Sprawność fizyczna jest jednym z kluczowych elementów wyszkolenia specjalsów.
To prawda, dlatego zawsze sprawdzaliśmy kondycję naszych kandydatów. Kiedyś test sprawności fizycznej przebiegał inaczej. Kandydaci nie otrzymywali punktów czy ocen, lecz jedynie informację o zaliczeniu lub niezaliczeniu WF-u. Obecnie nie tylko sprawdzamy siłę, szybkość, wytrzymałość i motorykę kandydatów, lecz również testujemy ich podczas różnego rodzaju dyscyplin sportowych. Co więcej, wykonujemy specjalistyczne badania medyczne i sportowe. Dzięki temu możemy ocenić, kto ma na przykład skłonność do kontuzji. W tym zakresie współpracują z nami naukowcy z różnych ośrodków akademickich, m.in. z Uniwersytetu Rzeszowskiego.
Pomówmy o współczesnej selekcji do JW GROM. Jak bardzo rozciągnięty w czasie jest to proces?
Weryfikacja zaczyna się już od momentu otrzymania dokumentów od kandydata. Najpierw sprawdzają go różne służby, potem jest on weryfikowany przez jednostkę. Wybrane osoby zapraszamy na testy sprawnościowe i psychologiczne. Ten etap może trwać nawet pół roku. Finałem selekcji jest sprawdzian w górach i rozmowa z dowódcą jednostki.
Jakich ludzi dziś szuka GROM?
Od zawsze ważne są dla nas te same cechy: wytrzymałość psychofizyczna, odwaga, umiejętność szybkiego uczenia się, ogólna sprawność fizyczna. Ale zdajemy sobie sprawę, że dzisiejsi kandydaci różnią się mentalnie od tych sprzed dwudziestu lat. Mają inne wymagania, inne spojrzenie na świat. Trzeba zrozumieć, że nie są nami sprzed kilkunastu czy kilkudziesięciu lat.
Kandydatów do służby w zespołach bojowych jest mniej niż kiedyś, a wy nie obniżacie wymagań. Mniejszy wybór to duże wyzwanie dla jednostki?
Rzeczywiście czasy się zmieniły, choć procentowo selekcję kończy tyle samo osób. Po prostu mniej kandydatów do niej podchodzi. Rozmawiamy dużo o tym, dlaczego tak się dzieje i być może jest tak, że przez lata powstała legenda, która onieśmiela potencjalnych kandydatów. Chcielibyśmy zburzyć mit o tym, że selekcję przechodzą osoby o ponadprzeciętnych umiejętnościach i zdolnościach. To nieprawda, kandydaci, którzy zaliczają selekcję, mają po prostu odpowiednie cechy osobowości, dobre przygotowanie fizyczne i psychiczne, a przede wszystkim determinację. Jeśli ktoś z czytelników myśli o służbie z nami, powinien spróbować swoich sił.
Czasy bardzo się zmieniły. Kilka lat temu ówczesny dowódca jednostki płk Piotr Gąstał mówił w wywiadzie dla Polski Zbrojnej, że nie szukacie kandydatów, bo oni sami do was przychodzą.
Tak było. Dziś ludzie zwracają uwagę na zarobki, na miejsce zamieszkania i koszty życia w dużym mieście. Nie każdy chce przeprowadzać się z rodziną do Warszawy lub prowadzić dwa domy. Zmieniły się priorytety. Ale wciąż są ludzie, którzy marzą o służbie w GROM-ie. Nie dziwię się, czeka ich tu najlepsze szkolenie, świetny sprzęt, unikatowe wyzwania i przygoda.
Swoich sił mogą spróbować również cywile. Jaka jest ich ścieżka do służby w GROM-ie?
Młodzi ludzie bez przeszkolenia wojskowego mogą skorzystać z możliwości, jakie daje kurs Jata prowadzony przez Centrum Szkolenia Wojsk Specjalnych. Dobrowolna zasadnicza służba wojskowa też jest dostępną opcją, choć to szkolenie ogólne nie jest ukierunkowane na wojska specjalne. Ale jeśli ktoś ze służby dobrowolnej czy zawodowej marzy o GROM-ie, to powinien się odważyć i spróbować swych sił.
Przez kilka dni obserwowałyśmy selekcję i jak wygląda to sięganie po marzenia. Każdego dnia kilka osób rezygnowało i wracało do domu. Dlaczego? Co według Pana jest na tym etapie najtrudniejsze?
Chodzi o dwie rzeczy: brak motywacji i kontuzje. Przychodzą do nas osoby, które nie do końca są pewne tego, czy w ogóle chcą się tu dostać. Im łatwiej podąć decyzję o rezygnacji z selekcji. Ci zdeterminowani i pewni swego, łatwiej znoszą ból, niewygody i zmęczenie. Są wycieńczeni, a mimo wszystko idą dalej. Niektórzy rezygnują z powodu kontuzji. Czasami jest tak, że ktoś przygotowując się do selekcji, doznaje urazu. Jeśli okres od kontuzji do selekcji jest zbyt krótki, to problem zwykle wraca.
Z naszych obserwacji wynika, że w większości kandydaci rezygnują sami. Czy zdarzają się przypadki, gdy to instruktorzy muszą wyeliminować zawodnika?
Tak, gdy ktoś nie wykonuje postawionych przez nas zadań lub gdy zobaczymy u kandydata jakieś negatywne cechy charakteru.
Jakie to są cechy?
Na przykład agresja albo obrażanie się, gdy ktoś inny ma fajniejszy pomysł na wykonanie zadania. Nie interesują nas też osoby o biernej postawie ani te, które nie dają z siebie maksimum czy niepotrafiące współpracować z innymi w fazie zadań grupowych.
Obserwowałyśmy selekcję we wszystkich jednostkach wojsk specjalnych i zauważyłyśmy, że waszą wyróżnia samotność kandydatów. Idą odizolowani od innych, nie wykonują zbyt wielu grupowych zadań, nie są prowadzeni na szlaku przez instruktora. Czemu to ma służyć?
Tu nie ma przypadków. Samotny człowiek na trasie nie wie, ile czasu będzie szedł, nie wie, czy wybrał właściwą drogę, nie otrzymuje też wsparcia, pocieszenia, nikt mu nie powie „dasz radę”. Mogą się tu pojawić problemy psychiczne, zmęczenie, co finalnie może doprowadzić do rezygnacji. Dzięki temu możemy sprawdzić morale kandydata, jego motywację, determinację. Nie każdy dobrze radzi sobie z niepewnością i niewiedzą. A w takim stanie utrzymujemy kandydatów. Nie wiedzą, kiedy będą spać, jeść, jakie zadania będą wykonywać i jak długo będą maszerować.
Co można doradzić osobom, które chcą zgłosić się na selekcję? Jak Pan dziś przygotowywałby się do selekcji?
Zajrzałbym na stronę jednostki, gdzie opublikowaliśmy przykładowy trening przygotowujący do selekcji. Postawiłbym na wyjazdy w góry i wędrówki z ciężkim plecakiem. W ten sposób przygotowywałbym mięśnie i stawy do marszów. A jeśli nie ma czasu lub funduszy na góry, to można trenować również w mieście, np. chodząc po schodach w wysokich budynkach. Pamiętajmy jednak, że trening fizyczny to trzydzieści procent przygotowań. Trzeba pracować też nad głową. Utwierdzić się w przekonaniu, że chce się dostać do jednostki i że jest się na to gotowym. Na pewno warto poświęcić trochę czasu na pracę z mapą czy kompasem. Przydaje się też biwakowanie i działanie w terenie bez jedzenia, np. przez dwie doby.
Jak ważny jest dobór sprzętu?
Dobry sprzęt ułatwia wykonanie zadania, ale nie jest żadnym gwarantem. Koledzy przechodzili selekcję w ciężkich butach, w jednym mundurze, a na plecach dźwigali mokry śpiwór. Byli wyziębieni, a jednak szli dalej. Dobry sprzęt pomaga, ale trzeba umieć go używać. Tzw. norkę (śpiwór) trzeba wcześniej wypróbować, przespać się w tym, umieć rozkładać i zwijać. Buty nie mogą być nowe, kupione dwa dni przed selekcją. To są oczywiste sprawy, ale czasami gubią kandydatów.
Czy Pan jako kierownik selekcji ma jakiegoś faworyta, czarnego konia selekcji?
Absolutnie nie. I oczekuję od każdego z instruktorów, żeby nie wyróżniał ani dobrych, ani złych kandydatów, bo tutaj takich nie ma. Tu każdy ma takie same szanse, od początku do końca. Finał zależy tylko od nich.
autor zdjęć: Michał Niwicz
komentarze