Akcja na Wiśle zorganizowana w okolicach Machowa 31 maja 1944 roku trwała ponad godzinę. Prawie 150-osobowa grupa partyzantów z oddziałów Batalionów Chłopskich i Armii Krajowej ostrzelała i zatopiła rzeczny statek parowy „Tannenberg”. Przewoził on niemieckich i turkmeńskich żołnierzy biorących udział w brutalnych pacyfikacjach lubelskich wsi.
Polscy rolnicy wysiedlani z Zamojszczyzny, zima 1942-1943.
Wiosną 1944 roku Niemcy rozpoczęli na Lubelszczyźnie wzmożoną pacyfikację wiosek, których mieszkańców posądzono o współpracę z polskimi partyzantami. Na 31 maja zaplanowali kolejną taką akcję we wsi Zastów Polanowski, leżącej około 7 km na południe od Kazimierza Dolnego. O planach tych dowiedział się Jan Jabłoński „Drzazga”, dowódca placówki z obwodu puławskiego Okręgu Lublin Batalionów Chłopskich. – Było już jednak za późno, aby powstrzymać niemiecką operację. Postanowił więc zaatakować okupantów podczas ich powrotu do garnizonu – mówi dr Piotr Olszewski, historyk zajmujący się okresem II wojny światowej. Niemcy do transportu swoich żołnierzy wzdłuż biegu Wisły wykorzystywali statek parowy „Tannenberg”. Przed wojną parowiec pływał w polskiej flocie rzecznej i nosił nazwę „Grunwald”. W czasie okupacji został przejęty przez Niemców i służył Wehrmachtowi do przewozu oddziałów.
Ponieważ oddział Jabłońskiego liczył 47 osób, a do pacyfikacji skierowano około 140 żołnierzy Wehrmachtu oraz członków 791 Legionu Turkiestańskiego, „Drzazga” poprosił o wsparcie Bolesława Frańczaka „Argila”, dowódcę oddziału Armii Krajowej operującego w pobliskich lasach. Rankiem 31 maja 1944 roku, kiedy Niemcy i własowcy rozpoczęli pacyfikację, partyzanci przygotowali na nich zasadzkę. Oddział Jabłońskiego okopał się i zamaskował w zaroślach nad brzegiem Wisły na wysokości miejscowości Machów. „Rano była mgła, zaczęliśmy się okopywać tam, gdzie nurt był blisko brzegu” – wspominał Jabłoński w audycji Polskiego Radia w 1975 roku.
31 maja 1944 r. żołnierze Batalionów Chłopskich i Armii Krajowej zatopili na Wiśle w okolicach Machowa statek Tannenberg przewożący żołnierzy niemieckich.
Po zakończeniu akcji w Zastowie Polanowskim Niemcy wsiedli na statek i wyruszyli w górę rzeki do bazy w Chałupkach. Po około trzech godzinach oczekiwania partyzanci ujrzeli statek z powracającymi do garnizonu hitlerowcami. – Parowiec płynął powoli pod prąd Wisły, dlatego był doskonałym celem – tłumaczy historyk. Kiedy „Tannenberg” zbliżał się do miejsca zasadzki, do żołnierzy z Batalionów Chłopskich dołączył ponadstuosobowy oddział „Argila” z 15 Pułku Piechoty „Wilki” AK. Pierwsze strzały padły o godzinie 11.00, gdy parowiec był w odległości stu metrów od pozycji partyzantów.
Niemcy odpowiedzieli ogniem. Polski ostrzał z karabinów maszynowych uszkodził napęd „Tannenberga”, uniemożliwiając ucieczkę statku. Wymiana strzałów trwała ponad godzinę. Podziurawiony kulami parowiec zaczął nabierać wody i tonąć. Wówczas Niemcy przerwali ogień i ratowali się, skacząc do wody i uciekając wpław. – Polacy się wycofali, gdy do walki włączyła się niemiecka artyleria, która ostrzeliwała ich pozycje z bazy w Chałupkach – podaje dr Olszewski.
Akcja okazała się niebywałym sukcesem. Podczas strzelaniny po stronie niemieckiej zginęło 60 żołnierzy, a 50 kolejnych zostało rannych. Spośród partyzantów poległ jeden żołnierz AK, a siedmiu zostało rannych. Uszkodzony „Tannenberg” poszedł na dno. Co do dalszych losów statku zdania historyków są podzielone. Według jednych Niemcy wyciągnęli go z Wisły, uznali jednak, że jednostka nie nadaje się do naprawy, więc ją rozmontowali. Zdaniem innych, parowiec wydobyto dopiero po wojnie, wyremontowano i jeszcze przez kilkanaście lat przewoził pasażerów.
autor zdjęć: NAC
komentarze