Amerykański rząd zaakceptował sprzedaż Polsce najnowszej generacji pocisków przeciwradiolokacyjnych AGM-88G AARGM-ER, którymi można niszczyć wrogie radary z około 250 km. Zdecydowano, że za 360 rakiet wraz z pakietem logistycznym i szkoleniowym, zawierającym m.in. pociski treningowe, Polska ma zapłacić producentowi, firmie Northrop Grumman, nie więcej niż 1,25 mld dolarów.
Pociski przeciwradiolokacyjne jest to broń, którą specjaliści nazywają „przełamywaczami baniek antydostępowych”. Służą one bowiem do niszczenia różnego typu stacji radiolokacyjnych, czyli najistotniejszego elementu tworzonych przez nieprzyjaciela stref obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej (nazywanych potocznie bańkami antydostępowymi, z języka angielskiego anti-access/area-denial A2/AD).
Jak działają? Głowice pocisków przeciwradiolokacyjnych wykrywają emitowane przez radary fale elektromagnetyczne, a następnie niszczą ich źródło z użyciem ładunku wybuchowego. W tego typu broń wkrótce może zostać wyposażone Wojsko Polskie. Departament Stanu USA wyraził właśnie zgodę na sprzedaż Polsce amerykańskich pocisków AGM-88G AARGM-ER. Nasz kraj w ramach procedury FMS (procedura dotycząca sprzedaży uzbrojenia, które podlega ograniczeniom dystrybucji) chce kupić 360 rakiet wraz z pakietem logistycznym, składającym się z części zamiennych, oraz pakietem szkoleniowym, w którego skład wchodzą m.in. pociski treningowe. Amerykański rząd ustalił, że cena, którą Polska ma zapłacić producentowi, nie może być wyższa niż 1,25 mld dol.
AGM-88G AARGM-ER jest to najnowsza wersja produkowanych przez koncern Northrop Grumman pocisków antyradarowych. W porównaniu ze starszą wersją rakiet – AGM-88E – mają one dwukrotnie większy zasięg (około 250 km), ulepszony napęd (zwiększono ich prędkość) oraz głowicę naprowadzającą (bardziej odporną na zakłócenia).
Zgodnie z amerykańskim prawem zielone światło dla sprzedaży broni i sprzętu wojskowego musi zaaprobować również Kongres Stanów Zjednoczonych. Ma na to dwa tygodnie od momentu wydania zgody przez Departament Stanu.
autor zdjęć: Piotr Łysakowski
komentarze