Polscy piloci F-16 wzięli udział w kursie Tactical Leadership Programme. Wykonali 12 różnego rodzaju misji lotniczych, a każda była trudniejsza od poprzedniej. Przez trzy tygodnie szkolili się w walkach powietrznych, zwalczali systemy przeciwlotnicze przeciwnika i pomagali ratować rozbitków. Podczas kursu w powietrzu było nawet 40 statków powietrznych.
Kurs Tactical Leadership Programme odbywa się co roku w południowo-wschodniej części Hiszpanii, w bazie sił powietrznych w Albacete. Jest uważany za jedno z najbardziej wymagających szkoleń dla pilotów bojowych. – To prestiżowy program szkoleniowy, który od lat pomaga rozwijać umiejętności dowódcze wśród pilotów. Lotnicy uczą się podejmowania decyzji, komunikacji oraz pracy w zespole w stresie i w deficycie czasu. Uczestnicy TLP weryfikują swoje umiejętności w scenariuszach, które odwzorowują rzeczywiste sytuacje, z jakimi mogą spotkać się na realnym polu walki – mówi por. Marek Sobieraj, rzecznik prasowy 32 Bazy Lotnictwa Taktycznego. W tym roku w Albacete szkoliło się trzech pilotów 32 Bazy i jeden z 31 Bazy Lotnictwa Taktycznego. Żołnierze mieli do dyspozycji pięć samolotów F-16. – Działania naszych lotników nie byłyby możliwe bez wsparcia technicznego. O sprawność samolotów na miejscu dbało kilkudziesięciu techników i specjalistów służby inżynieryjno-lotniczej – dodaje por. Sobieraj.
Szkolenie w Hiszpanii trwało trzy tygodnie. W tym czasie piloci mieli zajęcia teoretyczne oraz wykonali 12 różnego rodzaju misji lotniczych: trzy symulatorowe i dziewięć w powietrzu. – Każde kolejne zadanie było trudniejsze od poprzedniego. W pewnym momencie szkolenia trudno sobie było wyobrazić, że zadania mogą być jeszcze bardziej skomplikowane. Ale instruktorzy wyprowadzali nas z tego błędu – opowiada „Shimmy”, pilot z 32 Bazy Lotnictwa Taktycznego i dodaje, że w trakcie TLP „niemożliwe nie istnieje”. Piloci brali udział w lotach typu COMAO (Composite Air Operation), czyli misjach połączonych. Oznacza to, że w jednym czasie w powietrzu może być nawet kilkadziesiąt różnego rodzaju statków powietrznych. – To bardzo skomplikowane zadania. Wymagają ogromnego skupienia i niemałych umiejętności. Podczas misji, którą dowodziłem w powietrzu, było 38 statków powietrznych: różnego rodzaju samoloty myśliwskie oraz wielozadaniowe, śmigłowce, samoloty transportowe i drony bojowe. Na ziemi natomiast pododdziały sił specjalnych – wylicza „Shimmy”.
Oficer w trakcie TLP uzyskał uprawnienia mission comandera, czyli dowódcy, który zarządza misją COMAO. – Taka misja przypomina skomplikowany mechanizm, w którym wszystkie elementy są od siebie zależne. Wszyscy jej uczestnicy muszą ze sobą współpracować i ściśle trzymać się ustalonego planu. Moim zadaniem było m.in. zaplanowanie misji, rozdzielenie zadań taktycznych dotyczących walki powietrze–powietrze i powietrze–ziemia. Musiałem także ustalić odpowiednią separację między statkami powietrznymi, bo od tego zależało bezpieczeństwo wszystkich uczestników. Podczas wykonywania misji mission commander kontroluje jej postępy, a w razie problemów musi zmodyfikować plan działania, by wykonać wszystkie założenia taktyczne. Zadania wykonywaliśmy z dokładnością co do minuty – relacjonuje „Shimmy”. Podkreśla też, że w tym przypadku sukces misji powietrznej zależy od bardzo drobiazgowego planowania i przygotowania tuż przed lotami. – Na jednym z briefingów przed lotem spotkało się 60 osób. A to i tak nie byli wszyscy zaangażowani w wykonanie tego zadania – przyznaje oficer.
W szkoleniu oprócz Polaków uczestniczyli także Hiszpanie, Francuzi, Grecy, Brytyjczycy, Włosi oraz Czesi. Instruktorami byli doświadczeni piloci natowscy, w tym amerykańscy. W powietrzu, w trakcie TLP, działały F-16, F-18, Mirage, Rafale, Eurofightery, Hawki, C-295M Casa oraz śmigłowce Caracal i drony MQ-9 Reaper. Zadania lotników wspierał także samolot wczesnego ostrzegania AWACS.
Piloci wyjaśniają, że scenariusze misji zawsze były dla ćwiczących zaskoczeniem, a część z nich przypominała konflikty zbrojne, które miały miejsce w przeszłości. – Prowadziliśmy walki powietrzne w różnych konfiguracjach, musieliśmy też zwalczać nowoczesne systemy przeciwlotnicze. Lataliśmy w górach i nad morzem – mówi pilot F-16. W Hiszpanii piloci musieli m.in. wykonać misję CSAR (combat search and rescue), czyli odzyskiwania utraconego personelu. Zgodnie ze scenariuszem jeden z samolotów został zestrzelony. – Grupę rozbitków musiały podebrać śmigłowce i transportowiec CASA. My zapewnialiśmy im osłonę. Nie było to proste zadanie, ponieważ musieliśmy najpierw wywalczyć przewagę w powietrzu, a później nie dać się zestrzelić systemom OPL – relacjonuje „Shimmy”. – Dla mission commandera to było bardzo trudne zadanie, bo trzeba było zgrać w czasie i miejscu myśliwce, samoloty transportowe i śmigłowce. Każda z tych platform ma różne możliwości, zasięgi i porusza się z inną prędkością – dodaje. W innym przypadku piloci podbierali z terenu kontrolowanego przez przeciwnika żołnierzy sił specjalnych. – Musieliśmy dostarczyć operatorów w inny rejon symulowanego konfliktu. Żeby to zrobić, najpierw trzeba było trochę „posprzątać” w powietrzu i na ziemi – opowiada oficer z Łasku.
Kursy z cyku TLP są realizowane od 1978 roku. Polska do programu przystąpiła w 2010 roku. W ciągu przeszło dekady w kursach wzięło udział kilkudziesięciu polskich pilotów F-16 i MiG-29, a także nawigatorów naprowadzania, oficerów rozpoznania i walki elektronicznej. – TLP to bardzo dobra, ale bardzo trudna szkoła lotnictwa. Działamy tak, jakby to był rzeczywisty konflikt zbrojny. Czuje się stres i presję czasu – podkreślają lotnicy. Kolejne szkolenie w Albacete w Hiszpanii ma się odbyć za rok.
autor zdjęć: 32 BLT
komentarze