Kiedy zacznie się operacja „Barbarossa”, świat wstrzyma oddech z podziwu i nic nie powie – zapowiadał Adolf Hitler. 22 czerwca 1941 roku Niemcy rozpoczęli największą operację lądową w dziejach świata. Do walki z ZSRR, swoim niedawnym sojusznikiem, rzucili 4 mln żołnierzy Wehrmachtu, wspomaganych przez oddziały fińskie, rumuńskie, włoskie i węgierskie.
PzKpfw 35(t) należący do jednostki z Grupy Armii „Północ” podczas operacji „Barbarossa”, w tle płonąca wieś, lipiec 1941 roku. Fot. Bundesarchiv
Dochodziła północ, kiedy sowieccy pogranicznicy usłyszeli plusk wody. Od niemieckiej strony ktoś płynął. Sołdaci odbezpieczyli broń i czekali w pogotowiu. Wkrótce zobaczyli przemoczonego od stóp do głów żołnierza, który trzymał ręce w górze i coś tłumaczył. Zaprowadzili go do dowódcy. Tam wyszło na jaw, że zbieg służy w Wehrmachcie, a konkretnie w 74 Dywizji Piechoty. W głębi ducha jednak zawsze czuł się komunistą. A teraz przychodzi z ostrzeżeniem – o 4.00 rano niemiecka armia rozpocznie natarcie. Właśnie zaczynał się 22 czerwca 1941 roku.
Pogranicznik nie krył zdziwienia, ale zameldował o zdarzeniu przełożonym. Jak się okazało, nie był to jedyny dezerter, który przyszedł do Sowietów z ostrzeżeniem. Po drugiej stronie granicy słychać było warkot czołgów, do Moskwy spływały kolejne meldunki o ruchach jednostek Wehrmachtu. Niebawem sowieccy generałowie usłyszeli rozkaz: „postawcie swoich żołnierzy w stan gotowości bojowej!”. Było już jednak ekstremalnie późno. Trzy godziny później Niemcy ruszyli do ataku. Marszałek Gieorgij Żukow wspominał po latach: „Ludowy komisarz obrony polecił mi skontaktować się ze Stalinem. Telefonuję. Nikt nie podnosi słuchawki. Nie przestaję dzwonić. W końcu słyszę senny głos pełniącego dyżur generała z kierownictwa ochrony. Mówię mu, by poprosił Stalina do telefonu. Po trzech minutach Stalin podszedł do aparatu. Złożyłem meldunek i poprosiłem o zezwolenie na podjęcie odwetowych działań bojowych. Stalin milczy. Słyszę tylko jego oddech. „Czy zrozumieliście mnie?”. Znowu milczenie”.
Niemcy rozpoczynali właśnie największą operację lądową w historii świata. A Stalin ciągle jeszcze nie mógł uwierzyć, że do tego doszło.
Dzwonki w Berlinie
Jesienią 1939 roku wysocy stopniem dowódcy Wehrmachtu i Armii Czerwonej wspólnie odbierali paradę zwycięstwa w Brześciu. Ich wojska rozbiły Polskę i zrobiły pierwszy krok ku realizacji paktu Ribbentrop-Mołotow. Zakładał on podział terytoriów środkowo-wschodniej Europy. Ale współpraca wcale nie kończyła się na wyznaczeniu stref wpływów i podbojach terytorialnych. – Sowieci słali do Rzeszy surowce, które pomagały Hitlerowi prowadzić wojnę z Zachodem. Ostatni transport przekroczył granicę wytyczoną na terytorium okupowanej Polski w czerwcu 1941 roku, tuż przed niemiecką inwazją – mówi dr Dymitriy Panto, historyk z Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku.
Niemieckie wojska inżynieryjne należące do 11. Armii budują most pontonowy na rzece Prut, 1 lipca 1941 roku. Fot. Bundesarchiv
I Stalin, i Hitler wiedzieli jednak, że sojusz nie potrwa wiecznie. – Niemcy jeszcze w XIX wieku postrzegali Europę wschodnią jako naturalny teren ekspansji. Podboje miały im dać życiową przestrzeń i zasoby naturalne. Ten model polityki wschodniej przejął też Hitler. Mówił o tzw. Lebensraumie oraz niepełnowartościowych Słowianach i Żydach, którzy mieli ustąpić miejsca „rasie panów” – podkreśla dr hab. Karol Polejowski, historyk z gdańskiego muzeum. Führer nie zamierzał jednak prowadzić wojny na dwa fronty. Najpierw chciał się rozprawić z Francją i Wielką Brytanią. Z kolei Sowieci nigdy nie zrezygnowali z rojeń o światowej rewolucji, którą należy ponieść na zachód Europy. Stalin uznał, że wojna światowa stwarza ku temu doskonałą okazję. Tryumfalny marsz ku Atlantykowi generalissimus chciał rozpocząć dopiero wówczas, gdy imperialistyczne mocarstwa wzajemnie się wyniszczą.
– Sowieci nieustannie rozbudowywali swój militarny potencjał i to był dla Berlina pierwszy ostrzegawczy dzwonek. Drugi zadźwięczał, gdy Armia Czerwona zajęła północną Bukowinę, czyli terytorium nieuwzględnione w pakcie Ribbentrop-Mołotow. W tej aneksji Hitler widział zagrożenie dla pól naftowych w okolicach Ploeszti. Wydobywana tam ropa szerokim strumieniem płynęła do Niemiec i miała kluczowe znaczenie dla Wehrmachtu – podkreśla dr Polejowski. Jakby tego było mało, Stalin zaczął wykazywać wyraźne zainteresowanie Bułgarią i cieśninami, które pozwalałyby kontrolować ruch pomiędzy Morzem Czarnym a Śródziemnym. Dla Hitlera był to sygnał, że czas przygotowywać się do wojny z sowieckim sojusznikiem.
Kolos nie pada
„Kiedy zacznie się operacja „Barbarossa”, świat wstrzyma oddech z podziwu i nic nie powie” – gardłował Hitler. Dyrektywę ataku na ZSRR wydał 18 grudnia 1940 roku. Wojna z Wielką Brytanią trwała w najlepsze, ale Führer wierzył w swój geniusz. Odrzucił wątpliwości dotyczące walki na dwa fronty i wspólnie ze swoimi dowódcami przystąpił do opracowywania planów inwazji. Wojnę na wschodzie chciał rozpocząć w maju kolejnego roku. Niemieckie wojska zostały podzielone na trzy grupy. Grupa Armii „Północ” pod dowództwem feldmarszałka Wilhelma Rittera von Leeba miała ruszyć w kierunku Leningradu. Grupa Armii „Środek” dowodzona przez feldmarszałka Fedora von Bocka została skierowana na Moskwę. Wreszcie Grupa Armii „Południe” feldmarszałka Gerda von Rundstedta otrzymała zadanie opanowania Ukrainy. Potem Niemcy planowali zająć m.in. pola naftowe Kaukazu.
Stanowisko niemieckiego karabinu maszynowego MG 34 podczas walk na Ukrainie koło mostu nad rzeką Psioł Fot. Bundesarchiv
Wiosną 1941 roku plany trzeba było nieco skorygować. Hitler musiał posłać wojska na Bałkany, by wspomóc Mussoliniego uwikłanego w wojnę z Grecją. Operacja „Barbarossa” ostatecznie ruszyła 22 czerwca 1941 roku. Niemcy rzucili do boju 4 mln żołnierzy Wehrmachtu, wspomaganych przez oddziały fińskie, rumuńskie, włoskie i węgierskie. Do dyspozycji mieli ponad 3 tys. czołgów i niemal 3 tys. samolotów. W dniu ataku Armia Czerwona liczyła przeszło 5 mln żołnierzy. Większość z nich zgrupowana została w zachodnich okręgach wojskowych. Do tego dochodziły jeszcze wojska NKWD. Sowieci dysponowali rozbudowanym lotnictwem i gigantyczną liczbą ponad 20 tys. czołgów. A mimo to pierwsze dni i tygodnie walk były dla nich nieustającym pasmem klęsk. Dlaczego? – Historycy sowieccy utrzymywali, że Armia Czerwona nie przygotowała się do obrony, ponieważ nie spodziewała się ataku. ZSRR miał być pokojowo nastawionym mocarstwem, które otrzymało zdradziecki cios. Taką narrację w ślad za nimi przyjęła duża część historyków rosyjskich – przyznaje dr Polejowski. Stalin zapewne faktycznie żył w głębokim przekonaniu, że Hitler pozostanie wierny zasadzie niewalczenia na dwa fronty. Jego pewności nie zdołały zburzyć nawet płynące zewsząd meldunki sowieckiej agentury – tzw. Czerwonej Orkiestry, która działała w Europie, oraz pracującego w Japonii dziennikarza Richarda Sorge. Sprawa jednak wydaje się daleko bardziej skomplikowana. W myśl teorii lansowanej m.in. przez innego rosyjskiego publicystę historycznego Marka Sołonina oraz pisarza i dawnego agenta GRU Wiktora Suworowa, Sowieci owszem, nie byli przygotowani do odparcia ataku, ale nie dlatego, że naiwnie wierzyli Hitlerowi. W momencie niemieckiej inwazji, oni sami sposobili się do uderzenia. Ich wojska czekały tylko na sygnał do ataku, który miał przyjść na dniach. Według dr. Panto to bardzo prawdopodobne. – Wystarczy spojrzeć na rozmieszczenie sowieckich wojsk i potencjał militarny, jakim dysponowały, a potem odpowiedzieć sobie na pytanie: jakiego rodzaju bronią jest czołg? Ależ oczywiście, że ofensywną! A w czerwcu 1941 roku ZSRR posiadał największą armię pancerną świata – podkreśla historyk. Problemem pozostawali jednak sami żołnierze. – Duża część żołnierzy to byli prości, pobieżnie przeszkoleni kołchoźnicy, którzy wcale nie mieli ochoty umierać za Stalina. Walczyli z przymusu, pod lufami NKWD. Z kolei kadra dowódcza została przetrzebiona podczas wielkiej czystki – zaznacza dr Polejowski.
Niemcy byli przekonani, że sowieckie państwo to kolos na glinianych nogach, który runie przy pierwszym silniejszym naporze. I początkowo wydawało się, że mieli rację....
Zwiadowcy patrzą na wieże Kremla
Pancerne zagony Wehrmachtu, wspomagane przez lotnictwo, z łatwością rozbijały kolejne pułki, brygady, dywizje. Sowieci ginęli tysiącami. Nieprzebrane rzesze ich żołnierzy dostawały się do niewoli. Już we wrześniu Niemcy zamknęli pierścień oblężenia wokół Leningradu, zdobyli Kijów i podeszli pod Moskwę. Pod koniec miesiąca byli już tak blisko sowieckiej stolicy, że w lornetkach niemieckich zwiadowców zamajaczyły wieże Kremla. I wtedy niemiecka machina wojenna wyhamowała.
Radzieccy żołnierze wzięci do niewoli niemieckiej latem 1941 roku. Fot. Bundesarchiv
Armia Czerwona broniła się desperacko. Sowieci wiedzieli już wówczas, że przynajmniej do czasu upadku Moskwy nie zostaną zaatakowani przez Japonię, mogą więc przerzucić ze wschodu część swoich wojsk. Prości żołnierze byli też coraz bardziej podatni na słane przez Kreml patriotyczne odezwy. Już w początkach lipca Stalin na falach moskiewskiego radia uderzył w najczulsze nuty. Walczący nie byli już bezładną masą, którą należy poddać ideologicznej obróbce, ale „braćmi i siostrami”, „przyjaciółmi”. – Początkowo niemała część ludności witała Niemców jak wyzwolicieli. Chłopi liczyli, że Hitler przyjdzie i zlikwiduje kołchozy. Ale on ani myślał tego uczynić. Niemcy z pobudek rasowych stosowali na wschodzie bezprzykładny terror. Ich bezwzględność sprawiała, że opór krzepł – podkreśla dr Polejowski. Szybki marsz niemieckich wojsk sprawił, że linie zaopatrzenia bardzo mocno się rozciągnęły. Logistykom coraz trudniej było przemierzać sowieckie bezdroża. W dodatku jesienią przyszły ulewne deszcze. Gruntowe drogi spłynęły błotem. Potem ścisnął mróz. Niemcy nie byli przygotowani na taki obrót spraw. – Liczyli, że wojna na wschodzie potrwa niewiele dłużej niż zakończona błyskawicznie kampania francuska – zauważa historyk. Rachuby zawiodły, a gen. Heinz Guderian odnotował w pamiętnikach: „Nie walczymy z Rosjanami, tylko z pogodą i niezmierzonym ogromem jałowej ziemi, a walka to bardzo ciężka, kosztuje nas wiele zabitych i czasu”.
Niemiecki transporter opancerzony Sd.Kfz.251 przejeżdża przez przejazd kolejowy w jednym z miast na Łotwie, czerwiec 1941 roku. Bundesarchiv
W ciągu zaledwie pół roku Niemcy stracili na wschodzie niemal 750 tys. żołnierzy. Po sowieckiej stronie liczba poległych sięgnęła 3 mln. Drugie tyle dostało się do niewoli. Sowieci ogromnym wysiłkiem zdołali jednak odwrócić losy wojny i przejść do kontrnatarcia. Ziemie, które utracili w ciągu sześciu miesięcy, odzyskiwali przez kolejne dwa lata. – O zwycięstwie ZSRR zdecydowały potężne zasoby ludzkie oraz gigantyczne złoża surowców, którymi dysponowali. W dodatku Sowieci tuż po niemieckiej inwazji zostali objęci programem Lend-Lease. A to sprawiło, że mogli korzystać z alianckiej technologii – tłumaczy dr Panto.
Operacja „Barbarossa” zakończyła się klęską, ale był to dopiero początek końca wojny. Walka miała trwać jeszcze bardzo długo.
Korzystałem z książek Georgija Żukowa, Wspomnienia i refleksje, Warszawa 1970, Heinza Guderiana, Wspomnienia żołnierza, Warszawa 2003 oraz oxfordzkiej Encyklopedii II wojny światowej.
autor zdjęć: Bundesarchiv/Wikipedia
komentarze