Jak po pandemii koronawirusa zmienią się wydatki obronne państw? Kto w branży zbrojeniowej zyska, a kto straci na lockdownie? W najnowszym numerze „Polski Zbrojnej” Dariusz Majchrzak, Piotr Wilczyński i Jacek Żołnierkiewicz dyskutują o obecnym oraz poprzednich wielkich kryzysach w przemyśle zbrojeniowym oraz tendencjach panujących na rynku handlu bronią.
Przemysł obronny odczuł już pierwsze negatywne skutki pandemii koronawirusa, szczególnie w krajach, gdzie lockdown spowodował wielotygodniowe przerwy w produkcji. Ile takich sytuacji kryzysowych zdarzyło się w tym sektorze od zakończenia zimnej wojny, gdy już nie były potrzebne duże inwestycje zbrojeniowe?
Piotr Wilczyński: Kres zimnej wojny nie oznaczał spadku zapotrzebowania na broń, bo zwiększyła się z kolei liczba konfliktów zbrojnych. Państwom zachodnim otworzyły się też rynki zbytu dla starych systemów broni do krajów, gdzie przemysł jednak przeszedł restrukturyzację i wiele zakładów upadło. Producenci otrzymywali więc zamówienia na nowe uzbrojenie, którym zastępowano to wyprzedane. Tak naprawdę do pierwszego poważnego kryzysu doszło po zamachach z 11 września 2001 roku, gdy USA rozpoczęły tzw. wojnę z terroryzmem, a zagrożenia z nim związane doprowadziły do wprowadzenia obostrzeń wynikających z podniesieniem norm bezpieczeństwa zakładów zbrojeniowych.
Jacek Żołnierkiewicz: Nie zgadzam się z opinią, że kres zimnej wojny nie wywołał kryzysu w przemyśle obronnym. Miał on miejsce w państwach byłego Układu Warszawskiego, a Polska jest tego przykładem. Już w latach osiemdziesiątych XX wieku widać było powiększającą się lukę technologiczną między naszą zbrojeniówką a zachodnią. Od końca tej dekady nie powstał żaden duży, zaawansowany technologicznie produkt. Ostatnim był czołg PT-91, czyli polska modernizacja T-72. Jeszcze lepiej skalę kryzysu naszego przemysłu obronnego odzwierciedla spadek zatrudnienia. Przed końcem zimnej wojny w zakładach zbrojeniowych pracowało około 250 tys. osób, a kilka lat później – 50 tys. Nawet jeśli uwzględnimy, że część produkcji, chociażby mundurów, przestano wówczas zaliczać do zbrojeniówki, to i tak to był gigantyczny regres. Co gorsza, żaden z programów restrukturyzacyjnych tego sektora wdrożonych w latach dziewięćdziesiątych się nie powiódł, czego negatywne skutki odczuwamy do dzisiaj.
Dariusz Majchrzak: Zakończenie zimnej wojny, rozwiązanie Układu Warszawskiego i rozpad Związku Sowieckiego oznaczały ogromne zmiany geopolityczne. Do nowej sytuacji musiało się dostosować nasze państwo wraz z wojskiem, którego liczebność została zredukowana, co miało poważne konsekwencje dla przemysłu zbrojeniowego. Jednocześnie pojawił się nowy czynnik – aktywność zagranicznych koncernów zbrojeniowych, które dostrzegły w zachodzących u nas procesach politycznych okazję do zdobycia nowych rynków zbytu. Kierunek wyznaczony na integrację z Sojuszem Północnoatlantyckim oznaczał, że wojsku potrzebny będzie sprzęt, jakiego nasza zbrojeniówka nie miała w swojej ofercie.
Jacek Żołnierkiewicz: Ten drugi kryzys w zbrojeniówce był efektem krachu finansowego w latach 2007–2008. Służyłem wówczas w Sztabie Generalnym Wojska Polskiego i byłem świadkiem, jak z dnia na dzień nastąpiły cięcia w wielu programach modernizacji technicznej, a tym samym w zamówieniach na uzbrojenie i sprzęt. Przetrwały tylko te uznane za priorytetowe, związane z integracją z NATO i misjami zagranicznymi. W najtrudniejszym położeniu znalazły się wówczas małe firmy, które nie mogły czekać kilka lat, aż znowu pojawią się zamówienia.
Piotr Wilczyński: To prawda, największy kryzys w przemyśle obronnym po zimnej wojnie, i to w skali globalnej, był skutkiem tego, że w latach 2007–2008 nastąpił upadek wielodewizowego międzynarodowego systemu walutowego. W wielu państwach cięto wówczas budżety, czego konsekwencją okazały się brak nowych kontraktów i anulowanie części już zawartych.
W przeszłości kryzysy objawiały się tym, że nie było kontraktów na broń. W pierwszej fazie obecnego zawirowania zbrojeniówka ma zamówienia, ale pojawiły się kłopoty z ich realizacją ze względu na czasowe zamknięcie firm.
Jacek Żołnierkiewicz: Nadal nie wiemy, jakie będą długofalowe skutki pandemii, bo nie wiadomo, jak długo będzie ona trwała. Im dłużej, tym gorzej dla gospodarki. Tymczasem wydatki na program modernizacji technicznej są ściśle powiązane z produktem krajowym brutto. W tym roku nastąpi jego spadek, więc cięcia w zamówieniach wydają się nieuniknione. I tak jak w przeszłości, dostępne środki finansowe zostaną przeznaczone na priorytetowe programy, a tymi są, jak wskazał minister obrony narodowej, samolot wielozadaniowy F-35, rakietowy system obrony powietrznej Patriot oraz artylerii rakietowej HIMARS. Pozostałe programy raczej nie zostaną skreślone, lecz będą przesunięte w czasie. Jeśli jednak kryzys się pogłębi, zapewne zmieni się gradacja ich ważności. Wtedy potrzebna będzie pomoc państwa dla firm zbrojeniowych, chociaż się obawiam, że niektóre z nich, mimo takiego wsparcia, mogą nie przetrwać.
Dariusz Majchrzak: Każda sytuacja kryzysowa jest inna. W obecnym kryzysie epidemiologicznym już teraz widać, jak ważne jest oddziaływanie mediów, poprzez przekazywane przez nie informacje, na opinię publiczną, szczególnie że mamy do czynienia z rzadko spotykanym zagrożeniem – pandemią. Chociaż niektóre statystyki, choćby związane z liczbą zgonów porównywaną rok do roku, zaprzeczają poziomowi zagrożenia, nie należy obecnej sytuacji bagatelizować. Zasadne jest stosowanie środków prewencyjnych tam, gdzie to tylko możliwe. Nie wydaje mi się, że w dalszej perspektywie pandemia będzie miała kluczowy wpływ na gospodarkę, a szczególnie na przemysł zbrojeniowy, ale dopiero czas pokaże, jakie będą jej konsekwencje.
Piotr Wilczyński: Też uważam, że dane dotyczące ogólnej liczby zgonów w większości państw nie potwierdzają tego, że mamy do czynienia z pandemią. Niemniej jednak obecny kryzys nosi znamiona wojny bioinformacyjnej, czyli jest to rodzaj działań hybrydowych. Jednym ze skutków tej sytuacji jest osłabienie konkurencyjności gospodarek Zachodu, na czym zyskują Chiny. Odnośnie do wpływu tego kryzysu na zbrojeniówkę to zgadzam się z tezą, że bez wsparcia państwa, czyli nas, podatników, nie uda się utrzymać firm mających kluczowe znaczenie dla bezpieczeństwa narodowego. Z podobnym problemem zderzy się cały świat. Jednocześnie duże, silne koncerny zbrojeniowe – głównie amerykańskie i zachodnioeuropejskie – będą starały się wykorzystać sytuację kryzysową, by za niewielkie pieniądze przejąć interesujące je przedsiębiorstwa.
Czy nie przecenia się wpływu pandemii na zbrojeniówkę?
Jacek Żołnierkiewicz: Na przemysł obronny oddziałują różne czynniki, takie chociażby jak sytuacja międzynarodowa. Czy koronawirus spowodował spadek liczby konfliktów zbrojnych lub ich natężenia? Nie, co więcej, pojawiły się nowe ogniska zapalne. Nadal będzie więc zapotrzebowanie na broń. Oczywiście mogą nastąpić rewizje niektórych zamówień oraz reorganizacje w przemyśle. Nie sądzę jednak, by w perspektywie długoterminowej obecny kryzys miał znaczący wpływ na zbrojeniówkę.
Piotr Wilczyński: Firmy zbrojeniowe teraz muszą zmierzyć się z trzema problemami. Pierwszym jest zmniejszenie produkcji czy też jej spowolnienie, wynikające z upadku niektórych poddostawców. Efektem tego jest kolejny problem, czyli opóźnienia w dostawach. Trzeci to wzrost ceny produktu. Zmniejszająca się podaż podzespołów powoduje, że są one coraz droższe. Wpływ na koszty produkcji ma również rosnąca inflacja, bo w takich sytuacjach rządy najczęściej po prostu dodrukowują pieniądze.
Wsparcie państwa powinno ograniczać się tylko do firm państwowych?
Jacek Żołnierkiewicz: Wsparcie powinny otrzymać wszystkie polskie firmy – niezależnie od formy właścicielskiej – które są ważne dla systemu obronnego państwa. To, że większość z nich jest państwowa, wynika z konieczności spełnienia wielu warunków, takich jak utrzymywanie zdolności do produkcji i jej zwiększenia na wypadek wojny. Dlatego do nich trafiają kluczowe zamówienia. Ale w składzie konsorcjów realizujących duże programy wojskowe znajdują się firmy prywatne.
Dariusz Majchrzak: Przemysł zbrojeniowy jako całość powinien być oczkiem w głowie władz państwowych, które z jednej strony powinny go wspierać, ale z drugiej – czerpać z niego określone korzyści. Wydaje mi się, niezależnie od tego, czy firmy zbrojeniowe są własnością prywatną, czy należą do Skarbu Państwa, że to państwo musi sprawować nad nimi jakąś formę kontroli, tak aby były częścią polityki bezpieczeństwa.
W jaki sposób swoje przemysły obronne wspomagają państwa NATO i Unii Europejskiej? Czy doświadczenia ostatnich miesięcy nie wskazują na potrzebę wprowadzenia w Polsce dodatkowych rozwiązań?
Jacek Żołnierkiewicz: W niektórych krajach, w tym w Niemczech, uruchomiono mechanizm pozwalający na szersze lokowanie zamówień u krajowych producentów. My też powinniśmy pójść tą drogą. W Polskiej Grupie Zbrojeniowej widzimy konieczność zmian prawnych i pewne propozycje w tej kwestii przesłaliśmy już do Ministerstwa Aktywów Państwowych. Jedna z nich to możliwość odstąpienia od kar umownych, co teraz jest niemożliwe. Dobrym mechanizmem mogłoby być również zwiększenie kwot zaliczek na zamówiony sprzęt. To rozwiązanie korzystne dla obu stron, bo producent nie musi zaciągać dużych kredytów, co przekłada się na cenę wyrobu.
Piotr Wilczyński: Forma wsparcia w dużej mierze zależy od tego, czy w danym kraju więcej jest firm państwowych, czy prywatnych. W Stanach Zjednoczonych rząd mocno wspiera sektor prywatny, ale to wynika ze specyficznej sytuacji. Otóż amerykańskie firmy zbrojeniowe są blisko powiązane z politykami, gdyż asygnują duże kwoty na ich kampanie wyborcze i oczekują w rewanżu przychylności. W zamian za przysługi kongresmen czy prezydent może liczyć na pieniądze ze zbrojeniówki przy okazji kolejnych wyborów. W Europie przedsiębiorstwa państwowe muszą wierzyć, że rząd zdecyduje się im pomóc przez m.in. zamówienia lub dotacje czy obniżenie podatków. Prywatne muszą zwykle bardziej zdać się na własne zasoby. W Polsce firmy, które są w specjalnym wykazie przedsiębiorstw o szczególnym znaczeniu gospodarczo-obronnym, mogą otrzymać wsparcie ze strony państwa. Według mnie takie rozwiązanie jest krzywdzące dla prywatnych dostawców podzespołów spoza tego wykazu.
Jacek Żołnierkiewicz: Każda firma gotowa spełnić stawiane wymagania może jednak znaleźć się w tym wykazie.
Dariusz Majchrzak: Skala i formy wsparcia przemysłu obronnego ze strony państwa zależą od tego, czy uzna ono, że pomoc leży w jego interesie. Kluczowa jest tu wola polityczna. Poza tym ważne są możliwości ekonomiczne poszczególnych państw, bo nie wszystkie stać na wpompowanie w zbrojeniówkę setek milionów czy miliardów dolarów lub euro. Niemniej jednak korzyści dla państwa, szczególnie w odniesieniu do podmiotów zaawansowanych technologicznie, mogą być znaczne.
Czy firmy zbrojeniowe utrzymują jakieś rezerwy finansowe na czarną godzinę?
Dariusz Majchrzak: Istnieje pewna prawidłowość, która nie ogranicza się do przemysłu obronnego. Wielkie koncerny praktycznie zawsze mają jakieś zasoby własne, które umożliwiają im funkcjonowanie w kryzysie co najmniej przez kilka miesięcy bez wsparcia zewnętrznego. Mniejsze firmy często szybko tracą płynność finansową i popadają w kłopoty już po kilku tygodniach zaprzestania działalności. Dlatego sprawa rezerw finansowych podmiotów gospodarczych z branży zbrojeniowej wydaje się kluczowa.
Jacek Żołnierkiewicz: W naszych państwowych firmach przemysłu obronnego nie ma takich rezerw, co poniekąd jest konsekwencją wspomnianych wcześniej prób restrukturyzacji tego sektora. Chociażby wojskowe zakłady remontowo-produkcyjne przekształcono w spółki i rzucono na głębokie wody wolnego rynku, nie zapewniając w większości wypadków odpowiedniego wsparcia w formie zamówień.
Ze względu na problemy z utrzymaniem ciągłości dostaw komponentów wytwarzanych za granicą pojawiły się głosy, że szeroka kooperacja międzynarodowa w produkcji uzbrojenia nie jest dobrym rozwiązaniem i należy się opierać na krajowym potencjale. Czy grozi to zapaścią projektów wielonarodowych w państwach zachodnich i zwrotem ku autarkii, czyli samowystarczalności w przemyśle obronnym?
Jacek Żołnierkiewicz: Każde ryzyko można wycenić. Przed obecnym kryzysem najważniejsza była niska cena produkcji, nie tylko w przemyśle zbrojeniowym. Negatywne konsekwencje takiego podejścia pojawiły się po wybuchu pandemii, gdy okazało się, że Chiny mają monopol na część produktów potrzebnych do walki z wirusem. Dlatego teraz takie ryzyko będzie uwzględniane m.in. przy produkcji broni.
Dariusz Majchrzak: Obecny kryzys jest wielką lekcją dla firm nie tylko z branży zbrojeniowej. Co więcej, pojawiają się ostrzeżenia, że czekają nas kolejne pandemie. Niemniej jednak nie sądzę, aby w produkcji uzbrojenia była możliwa pełna autarkia, choć z pewnością rządy wielu państw będą dążyły do samowystarczalności w tej sferze.
Jacek Żołnierkiewicz: Sądzę, że w ramach Unii Europejskiej i NATO zostaną wypracowane procedury pomocy na wypadek takiej sytuacji, z jaką teraz mamy do czynienia, m.in. w przemyśle obronnym. Mogą zostać wprowadzone mechanizmy przeciwdziałające nieprzewidzianym problemom z ciągłością dostaw, takie jak umieszczenie produkcji tych samych komponentów w różnych miejscach oraz gromadzenie zapasów, które umożliwią wytwarzanie wyrobu finalnego nawet po przerwaniu łańcucha dostaw.
W sytuacji kryzysowej politycy zdecydują się na redukcję zakupów uzbrojenia czy raczej będą się starali utrzymać miejsca pracy w przemyśle obronnym?
Piotr Wilczyński: W świecie zachodnim podejście do tej kwestii będzie pochodną tego, z jakiego środowiska politycznego wywodzą się rządzący w danym państwie. Jednym z pierwszych posunięć polityków, którym bliskie są poglądy pacyfistyczne, będzie cięcie wydatków zbrojeniowych. Inne decyzje będą podejmowane tam, gdzie rządzący są w bliskich relacjach z wielkim biznesem, reprezentowanym przez koncerny zbrojeniowe.
Dariusz Majchrzak: W gospodarce jedną z najważniejszych zasad jest zasada popytu i podaży. Choć trwa kryzys związany z pandemią, intensywność i liczba konfliktów zbrojnych na całym świecie nie maleją. Skala i rodzaj zagrożenia militarnego nie zmieniają się również w odniesieniu do naszego kraju. Należy więc wnioskować, że nie będzie maleć zapotrzebowanie na wszelkiego rodzaju uzbrojenie. Istotny wpływ na zakupy broni w dobie kryzysu będzie miało też podejście danego kraju do kwestii bezpieczeństwa. Jeśli jakieś państwo zauważa zagrożenie, to jego skłonność do cięć wydatków obronnych jest mniejsza. Przykładami takiego podejścia są Estonia i Łotwa.
Jacek Żołnierkiewicz: Kraje te deklarują, że nie ograniczą nakładów na obronę, ale mogą być do tego zmuszone. Takie decyzje wymusi na politykach sytuacja gospodarcza. Choć rządy chciałyby lokować zamówienia w zbrojeniówce, to mogą nie mieć na ten cel pieniędzy. Jeśli będzie spadać PKB, to budżety państw, w tym resortów obrony, będą coraz mniejsze.
Piotr Wilczyński: Poza tym, nawet jeśli wydatki obronne nie zmienią się pod względem kwot, to z powodu inflacji wartość nabywcza tych pieniędzy będzie niższa.
Jacek Żołnierkiewicz: Trzeba też brać pod uwagę stosunek opinii publicznej do wydatków obronnych, który politycy zwykle uwzględniają, gdy brakuje pieniędzy i trzeba dokonać cięć w budżecie.
Jak zatem rysuje się przyszłość światowego handlu bronią?
Piotr Wilczyński: Po wybuchu pandemii można dostrzec wzrost skłonności, nawet w państwach demokratycznych, do wprowadzania rządów autorytarnych, a to zwiększa zagrożenie, że wybuchną nowe konflikty zbrojne oraz lokalne zamieszki i kryzysy polityczne. Poczucie niepewności w sferze bezpieczeństwa oznacza wzrost zapotrzebowania na uzbrojenie. W najlepsze trwają też dotychczasowe konflikty, dlatego handel bronią nie ustanie.
Dariusz Majchrzak: Z zasady w czasie kryzysów zwiększa się liczba konfliktów zbrojnych, a te wywołują wzrost popytu na broń. Reakcją zwykle jest rosnąca podaż w tej dziedzinie. Nie sądzę, by z powodu koronawirusa nastąpił jakiś regres w handlu bronią.
Piotr Wilczyński: Szansy dla naszych wytwórców broni upatruję w tym, że w poszczególnych państwach mogą upaść mniejsze firmy, ale wówczas będą potrzebne u nas odpowiednie zdolności produkcyjne oraz konkurencyjność pod względem ceny i terminów dostaw. Potencjalnymi rynkami dla naszej broni mogą być kraje arabskie i bałkańskie. Jej eksport może stać się źródłem funduszy na nowe prace badawczo-rozwojowe.
Jacek Żołnierkiewicz: To nie będzie takie proste, bo coraz więcej państw, podobnie jak Polska, oczekuje transferów technologii militarnych i produkcji broni u siebie. Przy eksporcie uzbrojenia i sprzętu wojskowego ważna jest bliska współpraca między przemysłem a ministerstwem obrony, bo prawa własności intelektualnej do wielu projektów należą do Skarbu Państwa. Gdy są to systemy niejawne, a zainteresowany klient chce dostępu do kodów źródłowych, trudno liczyć na zgodę strony wojskowej. Wtedy alternatywą jest głęboka modyfikacja projektu, co wymaga czasu i pieniędzy.
Zdarzało się w przeszłości, że traciliśmy potencjalne zagraniczne zamówienia, bo przemysł nie był w stanie spełnić wspomnianych wymagań co do wielkości produkcji i terminów dostaw.
Jacek Żołnierkiewicz: Niestety trudno nam rywalizować o kontrakty z wielkimi koncernami, których skala produkcji jest nieporównywalna z możliwościami naszych spółek. Podobne ograniczenia istnieją pod względem czasu stworzenia nowego produktu zgodnie z wymaganiami konkretnego klienta. Niewielka skala produkcji miewa również negatywny skutek dla naszych sił zbrojnych. Niekiedy koszty remontu pewnych systemów powstałych wiele lat temu okazują się wyższe niż zamówienie nowych.
Czy będą jakieś zmiany w handlu bronią na poziomie regionalnym?
Piotr Wilczyński: Najwięcej broni sprowadzają monarchie znad Zatoki Perskiej, które czerpią zyski z eksportu ropy naftowej i gazu. One dopiero budują swe przemysły obronne, dlatego import jest tam koniecznością. Jeśli jednak z powodu kryzysu w państwach zachodnich zmniejszą się zakupy ropy, to kraje arabskie będą miały mniej pieniędzy na broń.
Jacek Żołnierkiewicz: Mogą też nastąpić pewne przetasowania regionalne w Azji. W Europie członkowie NATO od kilku lat zwiększają wydatki na obronność, bo ich armie muszą odtworzyć wiele zdolności bojowych utraconych po zimnej wojnie. Kryzys wywołany przez koronawirusa nie powinien zmienić tej tendencji. Oczywiście jeżeli nie będzie trwał zbyt długo.
Jakie mogą być skutki obecnego kryzysu dla polskiej zbrojeniówki, w tym jej planów współpracy międzynarodowej?
Jacek Żołnierkiewicz: Wiele będzie zależeć od polityki rządu związanej z dużymi zakupami uzbrojenia za granicą, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych. Chodzi o to, by przy tej okazji doszło do transferów technologii oraz nawiązania współpracy pomiędzy firmami polskimi i amerykańskimi. Kluczowa będzie też kwestia tego, czy zechcemy wprowadzić do importowanych systemów jakieś własne rozwiązania lub urządzenia, czy raczej przyjąć je w konfiguracji oferowanej przez dostawcę. W tym drugim wypadku cena może być niższa, a dostawy szybsze, ale odbędzie się to kosztem naszych producentów.
Dariusz Majchrzak: Moim zdaniem kluczowa jest ocena możliwości poszczególnych firm, spółek i podmiotów oraz tego, czy produkcja konkretnego rodzaju uzbrojenia w kraju jest opłacalna. Jeśli okaże się pozytywna, to powinny pojawić się środki finansowe na badania, tak by wszystkim zainteresowanym podmiotom dać możliwość tworzenia nowoczesnych rozwiązań, które mogą w konsekwencji zaowocować powstaniem nowego produktu, mogącego znaleźć nabywców nie tylko w Polsce. Należy jednak zdawać sobie sprawę z tego, że jest to proces wymagający czasu oraz zmian w sposobie nadzoru przez państwo i siły zbrojne nad kierunkami badań.
Jacek Żołnierkiewicz: Niestety niewydolny obszar prac badawczo-rozwojowych tego nie gwarantuje. Ministerstwo Obrony Narodowej dostrzega ten problem i dlatego trwają prace nad uzdrowieniem tego obszaru, ale to temat na inną debatę.
Piotr Wilczyński: Obecny kryzys, a w zasadzie to, co po nim nastąpi, czyli zmiany gospodarcze na skalę globalną, stanowi zarówno szansę na rozwój, jak i zagrożenie. Dlatego nasz przemysł zbrojeniowy musi być pod opieką specjalistów, których praca przyniesie długofalowe plany rozwoju oraz uchroni nasze zakłady przed załamaniem gospodarczym. Jest to dobry czas, by nawiązywać korzystne porozumienia, przejmować mniejsze przedsiębiorstwa oraz wykorzystać spadek cen ich akcji czy wycofanie się z niektórych rynków większych graczy. Do tego są potrzebne analityczne umysły i zdolne przywództwo polityczne.
Czy szansą na rozwój naszej zbrojeniówki może być udział w programach wielonarodowych?
Jacek Żołnierkiewicz: W tym wypadku bardzo ważny jest moment włączenia się w konkretny program wielonarodowy. Do tego dotyczącego produkcji F-35 wchodzimy, gdy karty zostały rozdane, więc nie możemy liczyć na zbyt wiele. Ważna jest również konsekwencja w podejściu do uczestnictwa w takich projektach. Swego czasu Polska przystąpiła do programu „Alliance Ground Surveillance”, a potem zrezygnowała z udziału w nim. Gdy w końcu zdecydowaliśmy się na powrót, to nasza pozycja była już zupełnie inna.
Piotr Wilczyński: Dobrym pomysłem byłoby nawiązanie większej współpracy z państwami grupy V4, tj. Czechami, Słowacją i Węgrami. Po pierwsze, są one położone blisko nas, co oznacza mniej zagrożeń związanych z ewentualnym przerwaniem łańcucha dostaw. Po drugie, jesteśmy w podobnej sytuacji geopolitycznej. Po trzecie, te kraje mają dość rozwinięty przemysł zbrojeniowy i nawiązanie z nimi współpracy oznaczałoby połączenie wysiłków badawczych, a zatem dałoby potencjał porównywalny z niemieckim, francuskim lub brytyjskim. Po czwarte, Polska byłaby w tym układzie największym partnerem. Wadą takiego programu jest zaś ograniczenie tylko do systemów lądowych. Budowę okrętów można by jednak rozwijać na podstawie porozumień z państwami basenu Morza Bałtyckiego. Mam na myśli szczególnie Finlandię, mającą spore doświadczenie w konstruowaniu małych okrętów, odpowiednich do obrony polskiego wybrzeża, Szwecję z zakładami zdolnymi do produkcji okrętów podwodnych, oraz Danię, która buduje nowoczesne jednostki o większej wyporności. Również w produkcji samolotów i śmigłowców musimy zdecydować się na współpracę z zagranicznymi partnerami, gdyż w Polsce brakuje zdolności do wytwarzania samolotów bojowych najnowszych generacji, ale śmigłowce czy samoloty szkolno-treningowe możemy produkować.
autor zdjęć: Tomasz Paczos / FOTONOVA / EAST NEWS, Artur Orzechowski
komentarze