Kiedy żołnierz słyszy, że powinien być „bardziej ekologiczny”, ma – moim zdaniem – pełne prawo uśmiechnąć się wyrozumiale. Bo on ma być przede wszystkim efektywny. Przygotowany do wykonywania wszelkich zadań. A gdy zajdzie taka potrzeba, gotowy, aby pokonać przeciwnika każdym możliwym sposobem. Bo na polu bitwy nikt nie będzie się zastanawiał, czy paliwo którego używa czołg, aby na pewno nie szkodzi środowisku... Jednak są sprawy, w których wojsko nie powinno traktować ekologii jak zwykłej fanaberii. Warto dostrzec w niej szansę na wprowadzenie rozwiązań, które bez wątpienia będą wsparciem dla nowoczesnej armii.
O tym, że światową motoryzację opanował ekologiczny trend, nie trzeba raczej nikogo przekonywać. Nie ma dziś chyba liczącej się firmy motoryzacyjnej, która nie miałaby w ofercie bardziej lub mniej ekologicznych aut. Czy to o zmniejszonej pojemności – i tym samym zużywających mniejsze ilości paliwa i generujących mniej zanieczyszczeń – czy to w pełni elektrycznych, czyli w ogóle nie nieemitujących spalin, do tego z ograniczonym poziomem hałasu.
Łatwo jednak zauważyć, że mimo proekologicznego trendu, te same koncerny, raczej nie ścigają się w opracowaniu elektrycznych aut dla wojska. Owszem, mają je w swojej ofercie (np. ciężarówki i samochody patrolowe z silnikami hybrydowymi), ale nie są to ani produkty priorytetowe, ani szczególnie promowane. Dlaczego? Czy to nieopłacalny biznes? Raczej nie o to chodzi, bo armia kupi to, co jej potrzebne, czasem za niebotyczne pieniądze. Na pewno siły zbrojne USA, Chin czy Francji byłoby stać na najbardziej innowacyjne, ekologiczne pojazdy. Dlaczego więc nadal kupują wozy o klasycznym napędzie, a nowy, europejski czołg IV generacji (obecnie używane Leopard 2A7 czy Abrams M1A2Sep3 to maszyny generacji III+) także ma być ropożernym kolosem? Odpowiedź jest banalna i niestety dotyczy większości proekologicznym pomysłów dla wojska – sprzęt dla armii, czy to karabin, rakieta czy samolot ma być przede wszystkim skutecznym wojennym narzędziem. Narzędziem, które umożliwi pokonanie, jak najszybciej i jak najefektywniej, przeciwnika. Inne aspekty schodzą tu na plan dalszy, a raczej bardzo daleki.
Czy zatem w tym odwiecznym wyścigu zbrojeń jest w ogóle miejsce na ekologię? Choć odpowiedź wydaje się oczywista, łatwo wpaść w pułapkę. Bo nowoczesne wojsko nie może traktować ekologicznych rozwiązań wyłącznie jako fanaberie. Wiele z pomysłów sprzedawanych jako „ekologiczne” w swej istocie wychodzi naprzeciw oczekiwaniom światowych armii, które przecież nieustannie szukają alternatywnych i zapasowych rozwiązań. Doskonałym tego przykładem są odnawialne źródła energii, czyli np. prąd z ogniw fotowoltaicznych. Ktoś powie, po co to armii, skoro może w każdej chwili rozstawić agregaty na ropę i z nich czerpać zasilanie. Co jednak w sytuacji, gdy obóz trzeba rozstawić na środku pustyni, w Afryce, gdzie w promieniu kilkuset kilometrów nie ma ani miast, ani źródeł ropy. Oczywiście, można ją dostarczyć własnym transportem – lotniczym, morskim czy lądowym – ale koszt takiej operacji, biorąc pod uwagę, iż trzeba przecież zaopatrzyć w nią w pierwszej linii wszelkiego typu pojazdy, byłby ogromny. Jaki więc jest realny scenariusz? Owszem, paliwa wystarczy dla generatorów zasilających infrastrukturę krytyczną, jak stanowiska dowodzenia etc., ale już na pewno zabraknie dla klimatyzatorów w żołnierskich kontenerach czy namiotach. I wtedy, pomysł, żeby były one zasilane z ogniw fotowoltaicznych na dachach nie wydaje już się takim dziwactwem, prawda? Obecnie włoskie siły zbrojne, a dokładniej siły powietrzne, testują namioty z ogniwami fotowoltaicznymi na dachach. Włosi przywieźli je nawet do Polski, na ćwiczenia „Capable Logistician”.
Oczywiście, jak w przypadku każdej nowatorskiej idei, wszystko może rozbić się o pieniądze. Namiot z ogniwami fotowoltaicznymi kosztuje, bagatela, 20 tysięcy euro. Zwykły namiot, tysiąc, może dwa. Różnica jest kolosalna, a przy zakupach i potrzebach wojska idących nie w setki, a tysiące namiotów, mówimy o dziesiątkach milionów euro. I wyborze: kupić jeden samolot więcej czy bardziej ekologiczne… namioty.
I znów odpowiedź wydaje się oczywista. Ale tylko pozornie. Bo jestem przekonany, że odnawialne źródła energii to dla nowoczesnego wojska nieodległa przyszłość. Skoro armia musi być przygotowana, aby działać zawsze i wszędzie, w każdych warunkach, nie możemy opierać się tylko na tym rodzaju paliwa, którego teraz mamy pod dostatkiem. Energetyczne alternatywy to czysto zdroworozsądkowe podejście.
autor zdjęć: Krzysztof Wilewski
komentarze