Nie doczekali się takiej sławy jak spadochroniarze gen. Sosabowskiego uwiecznieni w filmie „O jeden most za daleko”. O 1 Samodzielnej Kompanii Grenadierów i jej brawurowym dowódcy mjr. Edmundzie Galinacie wspomina się rzadko. Tymczasem to na tajnej jednostce polskich spadochroniarzy wzorowali się Amerykanie, gdy tworzyli Alianckie Powietrznodesantowe Siły Rozpoznawcze.
16 września 1939 roku Naczelny Wódz Wojska Polskiego marsz. Edward Rydz-Śmigły, przebywający już wówczas w Kołomyi, wydał rozkaz tworzenia oddziałów partyzanckich do walki z Niemcami. Ich organizacją i dowodzeniem miał się zająć mjr Edmund Galinat. Nie była to nominacja przypadkowa, gdyż oficer ten już przed wojną znalazł się w trzyosobowym zespole mającym zmontować tak zwaną dywersję pozafrontową, która siałaby zamieszanie na tyłach wojsk niemieckich. Mjr Galinat zajmował się tworzeniem siatki dywersyjno-wywiadowczej na Pomorzu, gdzie zakonspirował dwie organizacje – „Grunwald” i „K-7”. Jednak wobec szybkich postępów armii niemieckiej, a przede wszystkim uszkodzenia podczas nalotów łączy telefonicznych z Warszawą, efekty polskiej dywersji pozafrontowej były nikłe. Ale doświadczenie zdobyte przez majora miało zostać wykorzystane w chwili, gdy szala zwycięstwa przechylała się na stronę hitlerowców, a jedyną nadzieją Polski stawała się koncentracja sił na „przedmościu rumuńskim” i wytrwanie tam do upragnionej ofensywy z Zachodu. Marszałek Rydz-Śmigły przedstawił majorowi swój plan w następujących słowach: „Za kilka dni spłyną wojska na przedmoście [rumuńskie]. Wnętrze kraju opustoszeje wojennie. Wróci pan do tego wnętrza, przystąpi do organizowania POW w moim imieniu i stanie na jego czele. Organizację oprzeć przede wszystkim na młodzieży. Zależnie od możliwości i sprzyjających okoliczności działać na tyłach niemieckich”.
17 września nastąpiła agresja sowiecka. Naczelnym władzom polskim znajdującym się w Kołomyi zaczęła bezpośrednio zagrażać Armia Czerwona. Wobec tego marszałek Rydz-Śmigły zdecydował o ewakuacji do Rumunii. Na ostatniej odprawie potwierdził rozkaz wydany mjr. Galinatowi, ale wobec sowieckiego ataku nieco go zmodyfikował. W zaistniałej sytuacji major nie miał już organizować partyzantki zbrojnej, lecz jak najszybciej przedrzeć się do Warszawy z pełnomocnictwem do tworzenia szerokiej organizacji konspiracyjnej przygotowanej do działania na wypadek dłuższej okupacji. W przygotowanych dla Galinata dokumentach nadano jej roboczą nazwę Organizacja Walki Zbrojnej o Niepodległość (OWZN).
Samotny Sum
Okazja do powrotu do kraju nadarzyła się pod koniec września. Okazało się, że 17 września doleciał do Bukaresztu z Wołynia jeden z dwóch istniejących nowoczesnych samolotów rozpoznawczych PZL.46/II Sum, których nie zdołano przed wybuchem wojny skierować do produkcji seryjnej. Wyczynu tego dokonał pilot oblatywacz ppor. inż. Stanisław Reiss. 26 września wraz z dwuosobową załogą i dodatkowym pasażerem na pokładzie mjr. Edmundem Galinatem (Sum był samolotem trzyosobowym) zameldowali Rumunom gotowość odstawienia maszyny na ich lotnisko w Braszowie. Ale po otrzymaniu zgody, pilot skierował samolot jednak ku granicy polskiej. Major Galinat lot zniósł bardzo ciężko – był umieszczony w ciasnym luku bombowym, do tego wyposażono go w spadochron na wypadek, gdyby nie można było lądować w Warszawie. Samolot ponadtysiąckilometrową trasę przeleciał bez przeszkód, a ostrzał niemiecki napotkał dopiero nad Warszawą – po przeszło trzech godzinach lotu od granicy. Ppor. Reiss początkowo chciał lądować na Okęciu, ale lotnisko było już zajęte przez wroga i Sum został przywitany ogniem artylerii przeciwlotniczej. Z tego powodu ten doświadczony pilot dokonał nie lada wyczynu, gdyż lądował na Polu Mokotowskim między polskimi i niemieckimi okopami… W czasie lądowania uszkodzone zostało podwozie samolotu, ale cała załoga wyszła bez szwanku.
W sztabie gen. Juliusza Rómmla mjr Galinat dowiedział się, że jego misja jest już spóźniona. Generał mógł, na mocy posiadanych pełnomocnictw, decydować o tworzeniu organizacji konspiracyjnych i obsadzaniu ich dowództwa, więc gdy zgłosił się do niego gen. Michał Tokarzewski-Karaszewicz z propozycją zorganizowania ogólnopolskiej konspiracji, przekazał mu swoje pełnomocnictwa. Galinatowi nie pozostawało nic innego jak oddać się do dyspozycji gen. Tokarzewskiego, który 27 września ogłosił powstanie Służby Zwycięstwu Polski (SZP) i stanął na jej czele. Mjr Galinat został początkowo zastępcą komendanta SZP, ale już 5 października zastąpił go na tym stanowisku płk Stefan Rowecki. W tym momencie pojawiają się kontrowersje, gdyż część źródeł podaje, że Galinat wyruszył 22 września do Francji z rozkazu gen. Tokarzewskiego w celu przekazania meldunków nowemu Naczelnemu Wodzowi, gen. Władysławowi Sikorskiemu. Według innych materiałów, major samowolnie opuścił szeregi konspiracji i na własną rękę przedostał się do Francji. Na jego decyzji mogło zaważyć to, że był postrzegany jako bliski współpracownik marsz. Rydza-Śmigłego, który po przegranej kampanii obronnej 1939 roku nie miał – delikatnie mówiąc – dobrej prasy w kraju. Jednak major się pomylił sądząc, że uwolni się od tego balastu w powstającej armii polskiej we Francji. Trafił z deszczu pod rynnę…
Z Wyspy Węży do komandosów
Jako członek sztabu marsz. Rydza-Śmigłego Galinat został bardzo nieprzychylnie przyjęty przez ludzi zażartego wroga sanacji, jakim był gen. Władysław Sikorski. Odsunięto go od wszelkich ważniejszych funkcji w armii, a po ewakuacji polskiego wojska do Wielkiej Brytanii w 1940 roku, był jednym z pierwszych tzw. oficerów sanacyjnych, których uwięziono na słynnej Wyspie Węży (szkocka wyspa Bute w Rothesay). Było to niezwykle ciężkie więzienie, w którym wielu nie wytrzymywało psychicznie. Jednak nawet w tak beznadziejnym miejscu do mjr. Galinata uśmiechnęło się szczęście. Niedługo los miał związać go z najbardziej tajemniczą i do dzisiaj najmniej znaną jednostką Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie – 1 Samodzielną Kompanią Grenadierów. Jej głównym celem miała być dywersja we Francji.
Plan działań dywersyjnych na obszarze Lille–Douai–Valenciennes opracował płk Roland Hazell, kierujący sekcją EU/P w strukturach brytyjskiej tajnej agencji rządowej SOE. W ramach operacji pod kryptonimem „Plan Bardsea” działania na zapleczu wroga mieli wykonać przeszkoleni spadochroniarze wraz z konspiracyjną Polską Organizacją Walki o Niepodległość (POWN), która działała we Francji pod kryptonimem „Monika”. Wtedy właśnie pojawił się pomysł powołania Samodzielnej Kompanii Grenadierów (SKG).
Do formowania kompanii przystąpiono nieoficjalnie w lutym 1943 roku. Opierano się wyłącznie na ochotniczym zaciągu, co okazało się trudne, gdyż spośród blisko 2,5 tysiąca żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych wywodzących się z francuskiej emigracji, niewielu spełniało niezwykle wymagające kryteria psychofizyczne. Z tego powodu zakwalifikowano również sporą grupę weteranów z Legii Cudzoziemskiej, brygad międzynarodowych z Hiszpanii (dąbrowszczaków), zbiegów i jeńców z armii niemieckiej, a nawet żołnierzy skazanych za ciężkie przewinienia na więzienie. Za wzorową służbę obiecano im darowanie kar.
26 lutego 1943 roku w ośrodku szkoleniowym SOE pod Fort William (Kaledonia w Szkocji) 21 ochotników rozpoczęło pierwszy miesięczny kurs dywersyjny, podobny do tych, które kończyli cichociemni. Po nim nastąpiło przeszkolenie spadochronowe, a następnie zespołowe w Specjalnej Szkole Treningowej nr 63 w Inchmery Ho na terenie Szkocji. 5 maja 1943 roku w ośrodku stworzono Polską Bazę Operacyjną, na jej czele stał mjr Michał Gustowski. Spadochroniarze przygotowywani do działania na tyłach wroga przechodzili zespołowe szkolenie bojowe w tak zwanych „piątkach” (tak mieli też operować na froncie). W skład „piątki” wchodził: dowódca, zastępca, miner, strzelec wyborowy i radiotelegrafista. Przez pierwsze trzy miesiące szkolenie (w czterech turach) ukończyło 80 żołnierzy.
Oficjalnie Samodzielna Kompania Grenadierów powołana została rozkazem ministra obrony gen. Mariana Kukiela 27 lipca 1943 roku. Naczelny Wódz gen. Kazimierz Sosnkowski wydał własny rozkaz w tej sprawie 4 sierpnia 1943 roku. Początkowy stan etatowy kompanii, który wynosił 140 żołnierzy, powiększono do 182. 10 października 1943 roku ujednolicono umundurowanie grenadierów, na które od tego czasu miały składać się: popielaty beret z orłem, popielate patki z wiśniowymi wypustkami i srebrnymi spadochronami, odznaka 2 Dywizji Grenadierów Pancernych na lewym ramieniu (wybuchający granat). W rzeczywistości do końca istnienia kompanii żołnierze nosili błękitne berety, takie same patki na kołnierzach z wiśniowymi wypustkami oraz naszywaną na prawe ramie brytyjską odznakę „Special Force”. Reszta ekwipunku podobna była do tego, którego używały alianckie oddziały powietrznodesantowe.
Okazało się, że żołnierze kompanii byli wprawdzie bardzo doświadczonymi ludźmi, ale jednocześnie niezwykle trudno było nimi dowodzić. Przewidziany początkowo na dowódcę por. Andrzej Fedra (prawdziwe nazwisko Galica) wyraźnie sobie nie radził. W tym momencie szef WSS mjr Tadeusz Szumowski przypomniał sobie o swoim starym znajomym, jeszcze z czasów przedwojennych, mjr. Edmundzie Galinacie i dzięki swoim kontaktom wyciągnął go z Wyspy Węży. Na wszelki wypadek obaj oficerowie ustalili, że po objęciu dowództwa nad kompanią, mjr Galinat przybierze nazwisko Zaremba, by nie drażnić wciąż licznych wrogów sanacji. Było to tym łatwiejsze, że żołnierze kompanii rekrutowali się przeważnie z Polonii francuskiej lub Legii Cudzoziemskiej i przedwojenna scena polityczna nie miała dla nich takiego znaczenia.
Mjr „Zaremba” szybko udowodnił, że jest odpowiednim kandydatem na stanowisko dowódcy formacji specjalnej. Rozkazał między innymi, aby szkolenie na torze przeszkód odbyli wszyscy żołnierze, niezależnie od szarży. Celem było stworzenie zgranego oddziału. Umiał też zaimponować osobistym przykładem i sprawnością (jak się miało okazać, nie tylko bojową) swoim podopiecznym o rozmaitej przeszłości. Zresztą i jego grenadierzy stali się szybko sławni w okolicy. Przykładem tutaj może być „bitwa o Horsham”, gdy pięciu Polaków zostało zaczepionych w barze przez pięciu żołnierzy kanadyjskich. Nasi rodacy poprosili przeciwników, by podwoili swe siły dla… wyrównania szans. Walka nie trwała dłużej niż trzy minuty, a dziesięciu Kanadyjczyków wyleciało przez główną witrynę lokalu.
Buszujący w zbożu
Niestety mjr Galinat, podobnie jak inny dowódca elitarnej jednostki polskiej, gen. Stanisław Sosabowski, z powodu „zbytniej szczerości w wygłaszaniu sądów” szybko wszedł w konflikt z dowództwem brytyjskim, które tylko czekało na pretekst, by go odwołać. Dostarczył go jeden z okolicznych farmerów, wniósł bowiem skargę na polskiego oficera, który w czasie igraszek z dwiema młodymi kobietami stratował temuż farmerowi dwa akry zboża! Jako dowód przyniósł ze sobą na posterunek żandarmerii błękitny beret z orłem i dystynkcjami majora, który to miał zgubić na polu salwujący się ucieczką oficer. Sprawa nabrała trybu oficjalnego i mjr. Galinata ukarano dyscyplinarnie, ale na stanowisku dowódcy pozostał do grudnia 1943 roku. Co do dokładnej daty jego odwołania także istnieją rozbieżności. Najczęściej podaje się datę 20 grudnia, chociaż w przekazach spotyka się też 27 grudnia. Z tą ostatnią także związana jest kolejna anegdota o odebraniu majorowi dowództwa kompanii. Mianowicie w dniach 23–27 grudnia 1943 roku przeprowadzono w hrabstwie Sussex manewry pod kryptonimem „Bouquet”. Po ich zakończeniu mjr Galinat miał wytknąć publicznie brytyjskim oficerom brak wyobraźni w dowodzeniu. Ci, w zemście, mieli przypomnieć w polskim sztabie Naczelnego Wodza przeszłość majora „Zaremby” i jego prawdziwe nazwisko. Wówczas już nie było przeszkód, by krnąbrnego dowódcę odwołać. Nowym dowódcą kompanii został mjr Stefan Szymanowski, który później zrobił karierę jako szkoleniowiec amerykańskich jednostek specjalnych.
Grenadierzy w akcji
Samodzielna Kompania Grenadierów nie miała też szczęścia do wyższego dowództwa. Ta świetnie wyszkolona jednostka w pełnym składzie nigdy nie wzięła udziału w walkach na froncie. Wobec szybkiej ofensywy aliantów kolejne wersje „Planu Bardsea” we Francji były zarzucane, a cieniem na jednostce zaczęły się kłaść coraz większe konflikty polityczne zarówno wśród aliantów, jak i wewnętrzne – w polskich kołach polityczno-wojskowych. Tylko niektórym grenadierom pozwolono sprawdzić się na polu walki. W marcu 1944 roku na tereny Francji desantowano, na przykład, oficerów służby wywiadowczej „Z” (zewnętrznej), z kpt. Władysławem Ważnym „Tygrysem” na czele (ich głównym zadaniem było namierzanie wyrzutni rakietowych V-1). Spadochroniarze z pomocą „Moniki W” zorganizowali sieci terenowe i odebrali w rejonie zamierzonej operacji zrzuty z bronią oraz materiałami wybuchowymi. W wyniku działania siatki „Tygrysa” namierzono 173 wyrzutnie rakiet V-1 i zdobyto informacje o ich transportach. Niestety, kpt. Ważny zginął 19 sierpnia w potyczce z Niemcami w Montigny-en-Ostrevent. W czasie pierwszych czterech miesięcy 1944 roku alianci desantowali jeszcze kilka takich grup operacyjnych – w sumie 23 ludzi. Ale to było właściwie wszystko.
W wyniku ciągłych sporów, zmian koncepcji (planowano m.in., że kompania poleci na pomoc powstaniu warszawskiemu zamiast polskiej brygady spadochronowej) i roszad na stanowiskach dowódczych kompania została rozproszona po innych jednostkach wojskowych. Najlepiej mieli ci, którzy przeszli na służbę amerykańską razem z mjr. Stefanem Szymanowskim. Amerykanie, w odróżnieniu od Brytyjczyków, byli kompanią zachwyceni i na podstawie jej wzorów stworzyli Specjalne Alianckie Powietrznodesantowe Siły Rozpoznawcze (Special Allied Airborne Reconnaissance Force – SAARF), które przeznaczyli w końcowej fazie wojny do zabezpieczania wyzwalanych niemieckich obozów jenieckich (w akcjach tych uczestniczyło około 18 Polaków).
Mjr Edmund Galinat po zdaniu dowództwa 1 Samodzielnej Kompanii Grenadierów został oficerem łącznikowym przy armii amerykańskiej. Wpływ na to miały na pewno złe stosunki z sojusznikami brytyjskimi, a także sympatia i wysoka ocena, jakmi ten oficer cieszył się u Amerykanów. Po wojnie major Galinat wyemigrował do Stanów Zjednoczonych, gdzie zmarł w 1971 roku.
Jako „politycznie podejrzany” major był w o wiele trudniejszej sytuacji niż wielu innych oficerów PSZ na Zachodzie, mimo to zdołał swoją energią zadbać o to, by oddział jego żołnierzy zyskał miano elitarnego.
Bibliografia
P. Witkowski, Polskie jednostki powietrznodesantowe na Zachodzie, Warszawa 2009.
J. Tucholski, Spadochroniarze, Warszawa 1986.
P. Korczyński, Elitarne oddziały specjalne Wojska Polskiego 1939–1945, Poznań 2013.
Tenże, Wojownicy, żołnierze i śmierć nie zawsze pełna chwały, Kraków 2015.
komentarze