Mimo dyrektywy naczelnego wodza, by „z bolszewikami nie walczyć” oddziały Wojska Polskiego i Korpusu Ochrony Pogranicza w wielu miejscach dzielnie stawiały opór najazdowi Armii Czerwonej. Lokalne sukcesy nie mogły jednak zatrzymać marszu jednostek sowieckich, które otrzymały rozkaz jak najszybszego połączenia się z „bratnim” Wehrmachtem.
Wojna totalna nie znała litości – Sowieci, podobnie jak Niemcy, uznali, że terror będzie głównym narzędziem wyniszczenia polskiego narodu. Jednocześnie upajali się swoistą zemstą za rok 1920. Polacy nigdy jednak nie zamierzali się poddać.
Wypełniając tajny protokół paktu Ribbentrop-Mołotow z 23 sierpnia 1939 roku, około godziny 3.00 nad ranem 17 września 1939 roku dwa fronty Armii Czerwonej – Białoruski i Ukraiński bez wypowiedzenia wojny przekroczyły wschodnią granicę Rzeczypospolitej. O tej samej godzinie ludowy komisarz spraw zagranicznych Władimir Potiomkin wręczył ambasadorowi Wacławowi Grzybowskiemu notę dyplomatyczną, w której dowodzono, że w wyniku rozpadu państwa polskiego i ucieczki jego rządu konieczna jest ochrona mienia i życia Ukraińców oraz Białorusinów zamieszkujących wschodnie tereny polskie, a także uwolnienie ludu polskiego od wojny. Nic w tym dokumencie nie było prawdą: ani państwo polskie stawiające opór niemieckiej agresji jeszcze się nie rozpadło, ani rząd nie uciekł (polskie władze przekroczyły granicę dopiero wieczorem 17 września), a mieszkańcom polskich kresów Armia Czerwona niosła właśnie wojnę i to totalną, w której nie było miejsca na litość nie tylko dla pokonanych żołnierzy, lecz także dla ludności cywilnej. Termin „polscy panowie”, których według sowieckich politruków i enkawudzistów należało wyniszczyć, obejmował w rzeczywistości cały przekrój polskiego społeczeństwa. Z jednej strony, dla Sowietów był to rewanż za rok 1920, a z drugiej, skrupulatnie wypełniali oni umowę z niemieckim sojusznikiem o zniweczeniu wszystkiego.
Sowieckie armie ruszyły na Polskę w dwóch głównych kierunkach. Front Białoruski objął Wilno, Baranowicze, Wołkowysk, Grodno, Suwałki, Brześć nad Bugiem. Front Ukraiński uderzył w kierunku Dubna, Łucka, Włodzimierza Wołyńskiego, Chełma, Zamościa, Lublina, Tarnopola, Lwowa, Czortkowa, Stanisławowa, Stryja i Kołomyi. Często przed regularnymi oddziałami uaktywniały się komunistyczne bojówki, które starały się zaskoczyć obrońców. Idące w awangardzie sowieckie jednostki szybkie starały się błyskawicznie dotrzeć do granic Polski z Litwą, Węgrami i Rumunią, by odciąć drogę jak największej liczbie ewakuujących się żołnierzy polskich.
Nielicznym obrońcom polskich kresów nie ułatwił zadania Naczelny Wódz, marszałek Edward Rydz-Śmigły, wydając 17 września z Kołomyi tzw. dyrektywę ogólną, w której nakazywał m.in.: „Z bolszewikami nie walczyć, chyba w razie natarcia z ich strony lub próby rozbrojenia oddziałów”. Problem w tym, że często pod polskie pozycje podjeżdżały sowieckie czołgi udekorowane biało-czerwonymi i czerwonymi flagami, a ich dowódcy głosili, że jadą Polakom na pomoc. Prawda zaś wychodziła na jaw po złożeniu przez obrońców broni…
Nie wszędzie jednak udawał się Sowietom ten fortel. Broniło się Wilno, w Grodnie nieliczni żołnierze wsparci przez harcerzy uniemożliwili sowieckim zagonom pancernym wziąć miasto z marszu. Przez trzy dni, od 17 do 20 września, Korpus Ochrony Pogranicza stawiał opór w Rejonie Umocnionym „Sarny”. W nocnej bitwie pod Kodziowcami z 21 na 22 września ułani ze 101 Pułku Ułanów, mając do dyspozycji jeden karabin przeciwpancerny i zarekwirowane chłopom lampy naftowe, zniszczyli, według różnych szacunków, od 12 do 20 czołgów sowieckich. W bitwie pod Szackiem 29–30 września żołnierze z grupy KOP gen. Wilhelma Orlika-Rückemanna stawili skutecznie czoła przeważającym siłom 52 Dywizji Strzeleckiej, niszcząc prawie zupełnie jeden z jej batalionów pancernych. W tym samym czasie Samodzielna Grupa Operacyjna „Polesie” gen. Franciszka Kleeberga obroniła się pod Jabłoniem i Milanowem.
Te sukcesy nie mogły jednak wpłynąć na zahamowanie marszu jednostek sowieckich, które otrzymały rozkaz jak najszybszego połączenia się z „bratnim” Wehrmachtem. A Niemcy także skrupulatnie dotrzymywali umowy, wycofując się z ustalonej 23 sierpnia 1939 roku linii demarkacyjnej. Między innymi 20 września zwinęli oblężenie Lwowa, przekazując swoje pozycje Sowietom. Trzy dni później gen. Władysław Langner poddał im miasto pod warunkiem honorowej kapitulacji, po której obrońcy mieli odmaszerować w kierunku Rumunii. Oczywiście Sowieci nie dotrzymali żadnego z punktów umowy… Niemcy oddali sowieckim sojusznikom również Białystok, Borysław, Brześć, Drohobycz i Kobryń, a w Brześciu nad Bugiem 22 września obaj agresorzy urządzili uroczystą defiladę, w czasie której kombrig Siemion Kriwoszein oddawał honory ściąganej z masztu fladze ze swastyką, a gen. Heinz Guderian salutował podnoszonemu sztandarowi z sierpem i młotem.
28 września 1939 roku ZSRS i III Rzesza podpisały traktat o granicach i przyjaźni, zwany drugim paktem Ribbentrop-Mołotow lub IV rozbiorem Polski, w którym doprecyzowali nad „trupem Polski” podział łupów i zapewnili siebie wzajemnie o dozgonnej przyjaźni. Układy między zwycięzcami w niczym nie poprawiły sytuacji ludności polskiej, wręcz przeciwnie. Zarówno Niemcy, jak i Sowieci uznali, że terror będzie głównym narzędziem w postępowaniu z Polakami. Historycy oceniają, że w czasie kampanii przeciw Polsce Sowieci wymordowali około 2,5 tys. polskich żołnierzy i policjantów oraz kilkuset cywilów. Do niewoli miało się dostać około 250 tys. żołnierzy, w tym 18 tys. oficerów. Większość z tych ostatnich odnaleziono w 1943 roku w zbiorowych mogiłach lasu katyńskiego. Był to czas, kiedy zwarci w śmiertelnych zapasach Niemcy i Rosjanie o swych traktatach z 1939 roku i dozgonnej przyjaźni już nie chcieli pamiętać.
autor zdjęć: Laski Diffusion / East News
komentarze