Na północ od Półwyspu Helskiego pojawia się okręt podwodny. Korweta znalazła się w jego rejonie działania. Poniesiono alarm bojowy! Kwadrans później pokładem wstrząsa seria wystrzałów, a w morzu lądują rakietowe bomby głębinowe – tak załoga ORP „Kaszub” ćwiczyła pierwszego dnia manewrów okrętowej grupy zadaniowej.
Piękne słońce, widoczność znakomita, wiatr umiarkowany, stan morza – jak powiedzą marynarze – „trzy do czterech”. Chodzi oczywiście o stopnie w skali Douglasa. Kołysanie na pokładzie ORP „Kaszub” jest wyraźnie odczuwalne, ale nie przeszkadza funkcjonować. Na pokładzie jest spokój. Wiadomo jednak, że to cisza przed burzą. Na północ od Półwyspu Helskiego pojawia się okręt podwodny. Jego obecność wykryli pełniący wachtę specjaliści od hydroakustyki. Oznacza to alarm bojowy! Marynarze w pośpiechu zakładają hełmy i meldują się na swoich stanowiskach. Obracają się lufy armat – zamontowanej na dziobie 76-milimetrowej AK-176M oraz dwóch 23-milimetrowych „Wróbli”. W gnieździe zasiedli operatorzy wyrzutni Grom. – Nigdy do końca nie wiemy, jak postąpi przeciwnik. Dlatego podczas alarmu bojowego załoga musi być przygotowana na każdą ewentualność: zarówno atak z powietrza, jak i od strony wody – wyjaśnia por. mar. Konrad Gazarkiewicz z pionu zastępcy dowódcy ORP „Kaszub”.
Tymczasem zebrane przez hydroakustyków informacje wędrują do systemu kierowania uzbrojeniem podwodnym „Drakon”. To specjalistyczne urządzenie, które opracowuje dane do strzelania. Potrafi śledzić zmieniającą się pozycję okrętu podwodnego, nie określa jednak głębokości, na jakiej jednostka się znajduje – tę szacuje dowódca. Ale na Bałtyku ryzyko, że atak okaże się nieskuteczny, bo przeciwnik znajdzie się poza polem rażenia jest niewielkie. To przecież morze stosunkowo płytkie. Na akwenie, gdzie się znajdujemy, głębokość sięga stu metrów.
ORP „Kaszub” dysponuje dwiema wyrzutniami torped, dwiema zrzutniami grawitacyjnymi bomb głębinowych oraz dwiema wyrzutniami rakietowych bomb głębinowych. I to właśnie ostatnią z tych broni zaatakujemy okręt podwodny. Na głównym stanowisku dowodzenia trwają ostatnie przygotowania. Po chwili iluminatory, przez które obserwuje się morze, zostają zasłonięte. – Gazy prochowe mogłyby wepchnąć je do wnętrza – wyjaśnia por. mar. Gazarkiewicz. Jeszcze moment i okrętem wstrząsa potężny huk, a po pokładzie rozchodzi się fala gorąca. Wyrzutnia, potocznie zwana „jeżem”, wypluwa z siebie serię dwunastu bomb, które lądują w morzu. – Zasięg RBG wynosi od 300 metrów do 5,5 kilometra. Tutaj został on ustawiony na trzy kilometry – mówi ppor. mar. Michał Nieborak, dowódca działu broni podwodnej na ORP „Kaszub”. Każda z bomb zawiera 23,5 kilograma ładunku. Ich zapalniki można zaprogramować dwojako. Wybuchną, kiedy zetkną się z celem, albo gdy osiągną odpowiednią głębokość. – Zwykle ustawiane są tak, by eksplodowały na różnych głębokościach. W ten sposób pole rażenia znacząco się zwiększa – podkreśla kmdr ppor. Łukasz Zaręba, dowódca ORP „Kaszub”. Ale rakietowe bomby głębinowe mają też inną funkcję. – Kiedy nas zaatakuje okręt podwodny, można ich użyć do zmylenia torpedy – zaznacza kmdr ppor. Zaręba. – Ale to ostateczność – dodaje.
Po bomby głębinowe załoga korwety sięga wówczas, kiedy okręt podwodny znajduje się stosunkowo blisko i cios trzeba zadać szybko. Torpedy mają większy zasięg – te używane przez „Kaszuba” do 14 kilometrów, poruszają się jednak wolniej. Z kolei, by zrzucić klasyczną bombę głębinową, okręt musi się znaleźć bezpośrednio nad celem. Powinien też przemieszczać się bardzo szybko, aby uniknąć skutków eksplozji.
Tymczasem pierwszy alarm bojowy dobiega końca. Marynarze rozchodzą się do innych obowiązków, a okręt kieruje się na wschód, w rejon ujścia Wisły. Tutaj odbędzie się strzelanie. Najpierw do celu nawodnego. Na horyzoncie pojawia się holownik, który zostawia tarczę. Będzie ona udawała nieprzyjacielską jednostkę. Na cel weźmie ją 76-milimetrowa armata dziobowa. – Jej zasięg wynosi 12 kilometrów. W ciągu minuty może oddać 120 strzałów – informuje kmdr ppor. Zaręba. Na maszt korwety wędruje czerwona flaga – znak, że z pokładu otwarty zostanie ogień. Po chwili przez szum wiatru przedziera się odgłos pierwszych wystrzałów. Gdzieś daleko wokół tarczy w górę wędrują pióropusze wody. Blisko. Kolejna próba i jeszcze jedna. Biorąc pod uwagę, że wrogi okręt jest dużo większy niż tarcza, można założyć, iż ostrzał okazał się skuteczny. W ciągu kolejnej godziny strzelają też operatorzy obydwu „Wróbli” oraz ustawionego na burcie wielkokalibrowego karabinu maszynowego. Oczywiście z odpowiednio mniejszej odległości.
Korweta idzie dalej. Stanowisko dowodzenia wypełniają kolejne komendy. „Okręt leży na kursie 117”. „110”. „Jest, okręt na kursie 110”. „Tak trzymać”. Po chwili w naszym sąsiedztwie pojawia się okręt rakietowy ORP „Grom”. Z jego pokładu frunie w powietrzu flara i powoli opada do morza, a ogień ponownie otwierają 23-milimetrowe armaty. Flara symuluje wolno lecący samolot albo śmigłowiec. Ćwiczenia kończą się późnym wieczorem. Nazajutrz załogę ORP „Kaszub” czekają kolejne zadania.
Korweta zwalczania okrętów podwodnych należy do 3 Flotylli w Gdyni. „Kaszub” bierze udział w pierwszych tegorocznych ćwiczeniach okrętowej grupy zadaniowej. Ich celem jest zgranie załóg jednostek różnego typu. W ten sposób żołnierze przygotowują się do międzynarodowych ćwiczeń i osłony kluczowych szlaków żeglugowych.
autor zdjęć: Marian Kluczyński
komentarze