Okręty z kilkunastu państw opuściły port w Bergen i rozpoczęły fazę przygotowawczą manewrów „Cold Resnponse 2016”. Wśród nich jest fregata rakietowa ORP „Kościuszko” ze śmigłowcem SH-2G na pokładzie. Polscy marynarze i lotnicy ćwiczyli intensywnie, zanim jeszcze dotarli do Norwegii.
„Cold Response” to zakrojone na szeroką skalę manewry zimowe, które organizowane są pod auspicjami NATO i ONZ. Ich gospodarzem jest Norwegia, a przedstawiciele wszystkich rodzajów wojsk ćwiczą za kołem podbiegunowym. W tym roku bierze w nich udział 15 tysięcy żołnierzy z 14 krajów, między innymi ze Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Kanady, Niemiec czy Szwecji. Polskę reprezentuje fregata rakietowa ORP „Gen. T. Kościuszko” z 3. Flotylli Okrętów oraz śmigłowiec pokładowy SH-2G z Brygady Lotnictwa Marynarki Wojennej.
Okręty opuściły wczoraj norweskie Bergen i po tak zwanej fazie portowej rozpoczęły fazę przygotowawczą. – Przećwiczą one procedury nawiązywania łączności, manewrowanie w szykach i zapoznają się z akwenami, na których będą prowadzić działania – wylicza kmdr ppor. Radosław Pioch z 3. Flotylli. Zasadnicza część ćwiczeń ruszy 19 lutego. – Scenariusz zakłada, że siły sojusznicze wkraczają w rejon konfliktu wywołanego agresją jednego z państw na swojego sąsiada. Ich zadaniem jest przywrócenie pokoju – przypomina kmdr ppor. Pioch. Polscy marynarze mają zabezpieczyć operację desantu morskiego i zadbać o bezpieczeństwo na szlakach żeglugowych. Będą poszukiwali i zwalczali okręty podwodne, odpierali uderzenia z powietrza oraz ataki terrorystów korzystających z szybkich łodzi motorowych. Manewry potrwają trzy tygodnie.
Tymczasem zarówno załoga fregaty, jak i stacjonujący na jej pokładzie lotnicy morscy intensywnie trenowali już w drodze do Norwegii. – Na okręcie nie ma jałowych dni. Dlatego też, kiedy tylko pozwala na to pogoda, piloci i obsługa ćwiczą procedury startów i lądowań – tłumaczy kpt. pil. Sebastian Bąbel, dowódca klucza śmigłowców SH-2G. To jeden z najtrudniejszych elementów lotnictwa pokładowego, a w tym wypadku sprawę dodatkowo komplikują specyficzne warunki panujące na Morzu Północnym.
– W okolicach Norwegii często występuje długa fala, która sprawia, że działamy tam na granicy norm, które nas obowiązują – wyjaśnia kapitan pilot. Aby śmigłowiec w ogóle mógł usiąść na pokładzie fregaty, przechyły na linii dziób-rufa nie mogą przekraczać trzech stopni, przechyły zaś na jedną i drugą burtę stopni ośmiu. – Ktoś mógłby powiedzieć: to niewiele. Trzeba jednak pamiętać, że lądowisko jest naprawdę małe, a przy takim kołysaniu wędruje ono w górę i w dół na dwa metry oraz na dwa metry w boki. Do tego trzeba jeszcze dodać zjawisko ześlizgiwania się okrętu z fali. Pilot patrząc na lądowisko odnosi wrażenie, że ono spod śmigłowca po prostu ucieka – podkreśla kpt. pil. Bąbel.
Takie treningi są ważne także z innego powodu. – Każdy z naszych pilotów w ciągu dwóch miesięcy musi wykonać łącznie od czterech do sześciu startów i lądowań z pokładu. Jeśli tego nie zrobi, powinien odbyć lot z instruktorem – informuje kpt. pil. Sebastian Bąbel. – Dla nas kluczową kwestią jest zachowanie nawyków – dodaje.
Na tym jednak nie koniec. Podczas przejścia na ćwiczenia załoga okrętu raz po raz podrywana jest przez alarmy związane z symulowanym pożarem na pokładzie albo przebiciem kadłuba. Tym razem załoga ORP „Kościuszko” miała też w planach krótki trening z okrętami norweskimi, które również przygotowywały się do ćwiczeń za kołem podbiegunowym.
Manewry „Cold Rensponse” po raz pierwszy odbyły się w 2006 roku. Obecna edycja jest już siódmą. Polska marynarka brała udział w dwóch.
autor zdjęć: chor. mar. Piotr Leoniak
komentarze