To, co wydarzyło się w 13 listopada w Paryżu ma charakter bezprecedensowy. Seria ataków terrorystycznych, które miały miejsce w stolicy Francji, może nawet przewyższać liczbą ofiar madryckie zamachy z marca 2004 roku, w których zginęło 191 osób. Celowo wspominam Madryt, bo po nim, tzn. po 11 marca 2004 roku, nabrał tempa proces tworzenia antyterroryzmu na poziomie Unii Europejskiej. Drugie przyśpieszenie zapewniły temu procesowi zamachy w Londynie w lipcu 2005 roku, a trzecim będą paryskie wydarzenia z wczorajszego dnia. Każde z tych wydarzeń odgrywa rolę europejskiego 11 września - odpowiednika udanych i bezprecedensowych zamachów z 2001 roku.
Porażająca jest skala paryskich ataków, a ich kompleksowy i symultaniczny charakter wskazują na starannie i pieczołowicie planowaną operację, która umknęła uwadze francuskich i innych europejskich służb specjalnych. Umknęła, bo jakże inaczej zrozumieć fakt, że w czasie kiedy rozpoczynały się ataki, trwał właśnie mecz towarzyski Francja-Niemcy, a z trybun obserwował go prezydent Francji? Czy gdyby francuskie służby wcześniej posiadały informacje o czymś, co przejdzie do historii jako 13/11, to pozwoliłby na organizację takiego przedsięwzięcia sportowego w tym właśnie dniu w Paryżu? Trudno sobie to wyobrazić.
Trudno także domniemywać, by za tymi skomplikowanymi atakami stali tylko i wyłącznie samorodni, domorośli terroryści, nie mający nic wspólnego z ISIS. A to czyni ich sukces jeszcze trudniejszym do zrozumienia, bo jak to możliwe, że najprawdopodobniej międzynarodowy spisek terrorystyczny, co najmniej inspirowany, być może kierowany z Iraku lub Syrii, mógł pozostać niezauważony? Owszem, ISIS mówił, że "wkrótce" coś wydarzy się w Europie, ale czy to właśnie było "to"? Czy to wstęp do nowych ataków, czy jednorazowy, spektakularny "wyczyn" obecnie najbardziej znanej organizacji terrorystycznej? W jakim stopniu w planowaniu i egzekucji tych ataków brało udział kierownictwo ISIS, które w swojej retoryce za pierwszorzędny cel uznaje szyitów, Arabię Saudyjską i sąsiadujące z Irakiem i Syrią inne dyktatorskie reżimy arabskie? Czyżby Europa przesunęła się teraz wyżej w tym "rankingu"? Czy ataków dokonali wracający z Syrii francuscy zagraniczny bojownicy, którzy wykorzystali pobyt na wojnie do zyskania nowych umiejętności, teraz użytych na ulicach stolicy Francji?
Na te pytania nie mamy na razie odpowiedzi, choć wczoraj wieczorem niektórzy próbowali już na nie odpowiedzieć. Padały różne słowa klucze mające pomóc w zaszufladkowaniu tego, co się stało. Słyszeliśmy o nowej Dubrowce, Mumbaju, powtórce z Charlie Hebdo. Najgorsze jednak w tym wszystkim było to, że te wydarzenia, choć były mieszaniną tych nazw własnych symbolizujących słynne terrorystyczne incydenty, stanowiły także coś więcej, bo symbolizują zakończenie pewnej ery w historii zwalczania terroryzmu. Ery, która rozpoczęła się jeszcze przed 2001 roku, kiedy to europejskie służby specjalne najczęściej z powodzeniem demontowały dziesiątki, o ile nie setki, spisków terrorystycznych od Hiszpanii po Skandynawię. My pamiętamy te, które zakończyły się sukcesem terrorystów, jak Madryt i Londyn, ale zapominamy o tych, które miały się udać, ale nie doszły, na szczęście do skutku. Nie udało się m.in. zaatakować przy użyciu bomb świątecznego jarmarku w Strasbourgu, ani zniszczyć nad Atlantykiem lecących z Wielkiej Brytanii od USA i Kanady siedmiu samolotów pasażerskich.
Dziś jednak nikt nie będzie mówił o sukcesach zwalczania terroryzmu w Europie, bo teraz nic nie może po prostu już być takie samo. Nie wiemy, jaki będzie ten nowy europejski antyterroryzm, ale możemy się spodziewać efektu 9/11, tzn. terroryzm zostanie ponownie katapultowany na czoło listy zagrożeń dla państw członkowskich UE ale także NATO. To będzie wielkie wyzwanie dla państw, dla których terroryzm jest drugo- lub trzeciorzędnym problemem bezpieczeństwa. Wydarzenia z Paryża mogą potęgować sytuację, w której o tym zjawisku na forum UE dyskutuje około 10 państw, a reszta odgrywa głównie pasywne role.
Gdy terroryzm jest jednym z wielu tematów do przedyskutowania, to nie stanowi to dla pasywnych problemu, ale co będzie, kiedy stanie się tym jedynym. Tematem przez duże "T"?
Inne niebezpieczeństwo to sytuacja, kiedy europejscy decydenci z entuzjazmem neofitów ponownie ruszą do reformowania zastanych przez nich rankiem 14 listopada reguł i zasad rządzących europejskim zwalczaniem terroryzmu. Państwa w stopniu ograniczonym zagrożone terroryzmem, głównie nowi członkowie UE, znowu będą mieć z tym problem, bo to one gonią tych bardziej zaawansowanych w antyterroryzmie, np. Francję, Niemcy, Wielką Brytanię. Co jednak robić, gdy ich zachodnie punkty odniesienia budują swój antyterroryzm na nowo i jak z nimi w tej sytuacji współpracować? A budować będą na pewno, bo określenia "hyper terroryzm", "mega terroryzm" w odniesieniu do wydarzeń z 13 listopada bez wątpienia zmuszą naszych zachodnich sojuszników i przyjaciół do akcji. Tę wymusza kolejny, trzeci już, europejski 11 września.
Nadchodzi więc nowe, to pewne. Nie znamy szczegółów, ale nie możemy mieć wątpliwości, że wydarzenia z 13 listopada odcisną piętno nie tylko na europejskim antyterroryzmie, ale całym bezpieczeństwie państw UE i NATO. Przypomnijmy sobie, jak wyglądał świat i Europa 12 września 2001 roku, 12 marca 2004 roku i 8 lipca 2005 roku. Tam szukajmy wskazówek dotyczących tego, co będzie dalej.
Tekst ukazał się na stronach www.pism.pl
komentarze