Polski śmigłowiec SH-2G brał udział w poszukiwaniach okrętu podwodnego ORP „Kondor”. Współpracował przy tym z fregatami z Wielkiej Brytanii i Danii oraz niszczycielem rakietowym ze Stanów Zjednoczonych. Spokojnie, to tylko jedno z ćwiczeń w ramach „Baltops 2015”.
Zadanie zrealizowano w pierwszych dniach manewrów. Kierował nim brytyjski okręt HMS „Iron Duke”. To właśnie jego dowódca odpowiedzialny był za ustawienie pozostałych jednostek wchodzących w skład ugrupowania – duńskiej fregaty HDMS „Absalon” i amerykańskiego niszczyciela rakietowego USS „Jason Dunham”. Po zajęciu wyznaczonego miejsca w szyku przeczesywały one akwen, na którym miał się znajdować okręt podwodny ORP „Kondor”. Jednostki wspomagane były przez lotnictwo.
– Jako pierwszy do „strefy zero” wszedł amerykański samolot Orion, który wyrzucił z pokładu sonoboje – informuje kpt. Krzysztof Szkrobol, nawigator śmigłowca SH-2G, który brał udział w akcji. Sonoboje to urządzenia zbierające sygnały emitowane przez okręt podwodny, który wejdzie w ich zasięg. Na tej podstawie można śledzić jego ruch. – Potem przyszła kolej na nas. Ze swoich sonoboi ustawiliśmy barierę okrężną, wysunęliśmy też detektor anomalii magnetycznych. Gdyby któraś sonoboja zarejestrowała sygnał wskazujący na obecność okrętu, potwierdzilibyśmy go właśnie za pomocą detektora – dodaje kpt. Szkrobol.
Do tego jednak nie doszło. Okręt udało się namierzyć nieco później, kiedy w rejonie poszukiwań ponownie znalazł się Orion. – To właśnie jego załoga zameldowała, że widzi wystający z wody peryskop. Choć już wcześniej HDMS „Absalon” puścił w eter informację, że natrafił na obiekt, który może być wrogą jednostką. ORP „Kondor” znajdował się nieco dalej niż przypuszczaliśmy – wyjaśnia kpt. Szkrobol. Chwilę później z pokładu HMS „Iron Duke” poderwał się śmigłowiec Lynx, który przeprowadził atak torpedowy.
SH-2G brał udział w poszukiwaniach mniej więcej przez półtorej godziny, po czym wrócił do bazy w Gdyni. W ostatnich dniach zadania wykonywała też między innymi załoga samolotu Bryza. – Prowadziła ona rozpoznanie na rzecz współpracujących z nią okrętów – tłumaczy kmdr ppor. Czesław Cichy, rzecznik Brygady Lotnictwa Marynarki Wojennej.
Przy okazji lotnicy zdołali sfotografować rosyjski okręt RFS „Stojkij”. Wpłynął on na wody międzynarodowe, by obserwować ćwiczące na nich jednostki NATO. RFS „Stojkij” to najnowsza korweta rakietowa we Flocie Bałtyckiej. Do służby weszła latem ubiegłego roku. Na co dzień stacjonuje w bazie morskiej w Bałtijsku.
Tymczasem ćwiczenia „Baltops 2015” nabierają rozpędu. Pierwsze dni poświęcone są przede wszystkim na dogrywanie współpracy załóg okrętów. A jest ich naprawdę wiele. W manewrach bierze udział 49 jednostek z kilkunastu państw NATO i krajów współpracujących z Sojuszem. Wśród nich są tak potężne i nowoczesne okręty, jak amerykański desantowiec USS „San Antonio” oraz śmigłowcowiec HMS „Ocean”, który od początku czerwca pełni rolę jednostki flagowej brytyjskiej Royal Navy.
Dowodzący manewrami wiceadm. James Foggo podkreśla, że jeśli wziąć pod uwagę Bałtyk, a nawet większą część Oceanu Atlantyckiego, „Baltops 2015” to jedne z największych ćwiczeń morskich XXI wieku. – Manewry stanowią doskonały przykład globalnej współpracy opartej na wspólnych ćwiczeniach, zgrywaniu sił i budowaniu partnerskich relacji. „Baltops” demonstruje, w jaki sposób globalne priorytety wpisać można w lokalny kontekst – zaznacza wiceadm. Foggo.
Ćwiczenia potrwają do 20 czerwca, a jednym z najważniejszych momentów będzie desant na poligonie w Ustce. W przyszłym tygodniu wyląduje tam około 700 żołnierzy ze Stanów Zjednoczonych Ameryki, Wielkiej Brytanii, Szwecji i Finlandii.
„Baltops 2015” to jedno z czterech ćwiczeń pod wspólnym kryptonimem „Allied Shield”. Organizując je, NATO wzmacnia swoją obecność na tak zwanej wschodniej flance.
autor zdjęć: kmdr ppor. Czesław Cichy, FB U.S. Naval Forces Europe-Africa/U.S. Sixth Fleet
komentarze