Gdy polscy marynarze obserwowali ćwiczenia „Baltops”, zazdrościli żołnierzom NATO sprzętu i wyszkolenia. Teraz to w Polsce rozpoczynają się te wielkie morskie manewry Sojuszu. I są otwartą demonstracją wsparcia dla partnerów ze wschodniej flanki – pisze komandor Janusz Walczak oficer marynarki wojennej.
Polska Marynarka Wojenna 23 lata temu po raz pierwszy została zaproszona do obserwowania ćwiczeń „Baltops” w ramach programu „Partnerstwo dla pokoju”. Pamiętam ten czas. Marynarze z wielu powodów podchodzili do manewrów z rezerwą. Dlaczego? Na Bałtyku nie ucichły jeszcze odgłosy potężnych salw 406-milimetrowej artylerii pancernika USS „Iowa”, który kilka lat wcześniej wspierał politykę Zachodu podczas ćwiczeń „Baltops”. My wtedy byliśmy w Układzie Warszawskim po przeciwnej stronie barykady. I z tej pozycji obserwowaliśmy manewry na Bałtyku. Nie ukrywam, że robiła na nas wrażenie potęga militarna, skuteczność taktyki i solidarność państw NATO.
Nie wierzyliśmy wówczas we własne marynarskie umiejętności. Uważaliśmy się za gorszych. Zazdrościliśmy też żołnierzom NATO wyposażenia i sprzętu. Dodatkowo Zachód nas nie znał. Mimo że flota wojenna zawsze jest w awangardzie kontaktów międzynarodowych, a na oceanach nie ma granic, to jednak trzeba czasu, by poznać drugą stronę i zasłużyć na szacunek.
Z czasem wszystko się zmieniło. Jeszcze przed wejściem Polski do NATO, „oswajaliśmy” się z zachodnimi sojusznikami jako obserwatorzy szkoleń i ćwiczeń. Po 1999 roku, gdy Polska stała się pełnoprawnym członkiem Sojuszu, nasze relacje jeszcze bardziej się zacieśniały.
Okazaliśmy się dobrymi marynarzami, a w niektórych dziedzinach, jak choćby zwalczanie min morskich, należymy do europejskiej czołówki. Zaczęliśmy też powoli modernizować flotę wojenną. Od lat zaniedbana i niedofinansowana doczekała się decydentów, którzy są gotowi przydzielić odpowiednie środki i konsekwentnie realizować plany modernizacyjne. Efekty zobaczymy już tego lata.
Ale wracając do ćwiczeń „Baltops”, warto podkreślić, że mają one wybitnie międzynarodowy charakter. Jednemu dowódcy podlegają jednostki różnych bander. Tymczasem w innych rodzajach sił zbrojnych mieszane, wielonarodowe jednostki taktyczne to nadal rzadkość.
Ale flota wojenna jest przede wszystkim narzędziem polityki międzynarodowej. A w wypadku „Baltops 2015” to polityka przez duże „P”. Ćwiczenia zgromadziły jednostki marynarki wojennej, lotnictwo i siły desantowe pod połączonym dowództwem operacyjnym sił morskich NATO (MARCOM). Wielkość manewrów też robi wrażenie. W tej części Europy podobnych, jeśli chodzi o liczbę jednostek i bander, jeszcze nie było. Wśród okrętów są te o największych zdolnościach w swoich klasach, jak choćby okręty desantowe, nosiciele śmigłowców czy okręty tworzące system obrony przeciwrakietowej USA.
W tym roku w „Baltops” bierze udział zespół dużych okrętów nawodnych normalnie stacjonujących na południowej flance NATO, głównie na Morzu Śródziemnym – Standing NATO Maritime Group-2. Jego przejście na Bałtyk to bardzo mocny sygnał wsparcia przez NATO wschodniej flanki. Jest to realizacja zapowiedzi z ubiegłorocznego szczytu NATO w Newport.
Polska Marynarka Wojenna wystawiła na ćwiczenia jeden z najliczniejszych zespołów okrętowych. Chcemy bowiem doskonalić umiejętności współpracy w środowisku międzynarodowym oraz zademonstrować na forum NATO swoją gotowość do realizacji zobowiązań.
Wreszcie to właśnie w Polsce ćwiczenia „Baltops15” się rozpoczęły. Po wyjściu z Gdyni zespoły bojowe na Zatoce Gdańskiej przystąpiły do morskiego etapu manewrów.
komentarze