Blisko dziesięć tysięcy osób pojawiło się dziś w porcie wojennym w Gdyni, by zwiedzić okręty biorące udział w ćwiczeniu „Baltops 2015”. Chętni mogli m.in. wejść na pokład jednej z najnowocześniejszych fregat na świecie – duńskiej HDMS „Peter Willemoes”, czy okrętu dowodzenia natowskim zespołem przeciwminowym FGS „Donau”.
Obok duńskiej fregaty nie sposób przejść obojętnie. Wyróżnia się nie tylko wielkością, ale też nietypowym kształtem kadłuba. Sięgając po kolokwializm można powiedzieć, że okręt jest „kanciasty”. – Dzięki temu trudniej go namierzyć. Na tak skonstruowanym kadłubie załamują się fale wysyłane przez radar przeciwnika. W efekcie obraz okrętu jest zniekształcony – tłumaczy jeden z oficerów HDMS „Peter Willemoes”.
Fregata to najmłodszy okręt, który bierze udział w natowskich ćwiczeniach „Baltops 2015”. Do służby weszła w czerwcu 2011 roku. Uzbrojona jest w wyrzutnie rakiet, armaty morskie, może wystrzeliwać torpedy, a na jej pokładzie bazuje śmigłowiec. To właśnie ona była jednym z tych okrętów, które podczas dnia otwartego cieszyły się największym zainteresowaniem zwiedzających.
Sporo osób przewinęło się też przez pokład potężnego FGS „Donau”. To niemiecki okręt logistyczny, który od początku roku działa na morzach północnej Europy jako jednostka flagowa Stałego Zespołu Sił Obrony Przeciwminowej NATO (SNMCMG1). – W Gdyni jesteśmy już po raz kolejny. Ostatni raz zawinęliśmy tutaj kilka miesięcy temu, ale port był wówczas nieporównanie mniej oblegany – wspomina kpt. mar. Martin Dellin, zastępca dowódcy FGS „Donau”. – „Baltops 2015” to dla naszego zespołu na pewno jedno z najważniejszych tegorocznych przedsięwzięć. Wszyscy już odliczamy godziny do wyjścia w morze – dodaje. Sam okręt liczy sobie przeszło sto metrów długości, a część jego pokładu zajmują kontenery z zaopatrzeniem. – Podczas działań na morzu, stanowimy swego rodzaju bazę dla operujących w zespole niszczycieli min. Mogą się u nas zaopatrywać na przykład w paliwo, czy inne potrzebne im materiały – mówi kpt. Dellin.
Lista okrętów, które zapraszały dziś na swoje pokłady była naprawdę długa. Znalazły się na niej także polski niszczyciel min ORP „Mewa”, szwedzka korweta HMS „Malmő”, czy fregata TCG „Goksu”, która do Gdyni przypłynęła z Turcji. – To jednostka klasy „Oliver Hazard Perry”, bliźniacza wobec naszych fregat ORP „Gen. T. Kościuszko” i ORP „Gen. K. Pułaski” – mówi kmdr ppor. Piotr Adamczak z Centrum Operacji Morskich.
Podczas, gdy przez port wojenny przelewały się kolejne fale zwiedzających, do portu w Gdyni wchodził ostatni z okrętów, które wezmą udział w fazie portowej ćwiczeń „Baltops” – jednostka desantowa USS „San Antonio”. – Tak wielu okrętów z różnych stron świata nie było u nas dawno. Fajnie, że mogliśmy się im przyjrzeć z bliska. To ciekawe nawet dla osoby, która nie żyje tym na co dzień – przyznaje Piotr, który wraz z rodziną wybrał się na spacer do portu wojennego.
„Baltops 2015” to największe w tym roku ćwiczenia NATO na Bałtyku. W sumie weźmie w nim udział 49 okrętów, przeszło 60 śmigłowców i samolotów, 5600 marynarzy oraz żołnierzy reprezentujących 17 państw. Faza portowa potrwa do końca tygodnia. W poniedziałek rano okręty opuszczą Gdynię i rozpoczną ćwiczenia na pełnym morzu. Kulminacyjnym punktem manewrów będzie desant, który za półtora tygodnia zostanie przeprowadzony na nadmorskim poligonie w Ustce.
Polska marynarka wysyła na ćwiczenia dziewięć okrętów: podwodny ORP „Kondor”, transportowo-minowe ORP „Gniezno” i ORP „Lublin”, wspomniany niszczyciel min ORP „Mewa”, a także pięć trałowców. Do tego dochodzą śmigłowce i samolot z Brygady Lotnictwa Marynarki Wojennej oraz żołnierze 7. Brygady Obrony Wybrzeża, którzy podczas desantu będą podgrywać siły przeciwnika.
„Baltops” organizowany jest od 1972 roku. Tegoroczna edycja wpisuje się w cykl zakrojonych na szeroką skalę ćwiczeń pod hasłem „Allied Shield”, czyli „Sojusznicza Tarcza”. W ten sposób NATO wzmacnia swoją obecność na tak zwanej wschodniej flance.
autor zdjęć: Marian Kluczyński, Łukasz Zalesiński
komentarze