Rozpoczynające się właśnie ćwiczenia „Baltops 2015” to wydarzenie wyjątkowe. Po raz pierwszy od dłuższego czasu odbywają się one bez udziału Rosji. W odróżnieniu też od poprzednich edycji, organizatorzy powołują się na artykuł V Traktatu Waszyngtońskiego. Innymi słowy: NATO zamierza zademonstrować, że w razie potrzeby nie zostawi swoich wschodnich sojuszników na pastwę losu – pisze Łukasz Zalesiński, dziennikarz portalu polska-zbrojna.pl
Pierwszy akt przedstawienia zakończył się wczoraj. Do portu w Gdyni zawinęło dziesięć okrętów, między innymi ze Stanów Zjednoczonych, Kanady i Niemiec. Dziś od rana wchodzą kolejne. I tak do soboty, kiedy to jako ostatni zacumuje tutaj potężny amerykański desantowiec USS „San Antonio”, zdolny pomieścić nawet 700 żołnierzy piechoty morskiej, cztery śmigłowce oraz wojskowe pojazdy.
Łącznie w Gdyni pojawi się 41 okrętów, choć w fazie morskiej, która rozpoczyna się w poniedziałek weźmie ich udział jeszcze więcej, bo aż 49. Do tego dochodzi przeszło 60 samolotów i śmigłowców oraz blisko sześć tysięcy żołnierzy. Swoje siły wystawi siedemnaście państw członkowskich i krajów partnerskich NATO. Skromną reprezentację wysyła nawet Gruzja.
Liczby te na pewno robią wrażenie, podobnie zresztą, jak sam scenariusz ćwiczeń, który zakłada między innymi przeprowadzenie desantu morskiego w Ustce. Ale tegoroczny „Baltops” jest wyjątkowy również z innego powodu. Po raz pierwszy od dłuższego czasu nie weźmie w nim udziału Rosja. I choć ćwiczenia nadal gromadzą państwa działające w ramach Partnerstwa dla Pokoju, w tym roku organizatorzy przywołują również artykuł V Traktatu Waszyngtońskiego. Mówi on, że atak na każdy, nawet najmniejszy kraj członkowski NATO, jest uderzeniem w cały Sojuszu, i że wszyscy jego członkowie w takim wypadku powinni zaangażować się militarnie. Organizując serię podobnych przedsięwzięć, NATO wysyła swoim sojusznikom ze środkowej i wschodniej Europy jasny sygnał: w razie potrzeby nie zostaniecie sami.
Obecność tak wielkich sił Sojuszu na Bałtyku jest niezwykle ważna, zwłaszcza w kontekście wzmożonej aktywności Rosji w tym rejonie. Wystarczy wspomnieć liczne ostatnio przypadki przechwyceń rosyjskich samolotów wojskowych, które niebezpiecznie zbliżały się choćby do państw bałtyckich oraz rosyjskie okręty paradujące wzdłuż morskich granic Litwy, czy Łotwy. Polski resort obrony podkreśla, że seria ćwiczeń NATO na tak zwanej wschodniej flance nie jest wymierzona w Rosję i ma przede wszystkim charakter obronny, jednak w niespokojnych czasach, jakie nastały trzeba być gotowym na każdy, choćby najmniej prawdopodobny i odległy scenariusz.
Abstrahując nawet od miejsca, czasu i konkretnej sytuacji geopolitycznej: wysyłanie okrętów na morze zawsze ma ogromne znaczenie dla stabilności regionu. Przecież to właśnie drogą morską przerzucana jest dziś większość towarów. Zakłócenie transportu, mniej nawet: wprowadzenie atmosfery zagrożenia i niepewności, mogłoby się w znaczący sposób odbić na gospodarce w całym regionie. Dlatego właśnie każde państwo z dostępem do morza, jak powietrza, potrzebuje też silnej wojskowej obecności na nim.
komentarze