Mała wielka szarża

Bitwę Warszawską Polacy wygrali dzięki męstwu, genialnym dowódcom, kryptologom z wywiadu i… szarży ułanów.

Latem 1920 roku sytuacja na froncie polsko-bolszewickim wydawała się katastrofalna. Od wielu tygodni młode Wojsko Polskie w walce cofało się pod naporem Armii Czerwonej, która planowała się zatrzymać dopiero w zrewolucjonizowanych Niemczech. Dziś, po 96 latach od tamtych wydarzeń, dzięki wnikliwej pracy historyków wiemy, że sytuacja nie była tak dramatyczna, jakby się mogło wtedy wydawać. Taktyczny manewr marsz. Józefa Piłsudskiego znad Wieprza był następstwem informacji zdobytych przez radiowywiad i Biuro Szyfrów, które łamało szyfry bolszewickie już w 1919 roku.

Młoda kawaleria

W czerwcu i lipcu 1920 roku na ziemiach polskich trwał powszechny pobór do wojska. Rząd, widząc sytuację na froncie, zdecydował postawić pod broń każdego, kto był zdolny do walki w obronie ojczyzny. Jednocześnie, wraz z ogromnym napływem ochotników, w różnych częściach kraju tworzyły się samoistnie oddziały wojskowe. Jednym z nich był sformowany pod koniec lipca 1920 roku 203 Ochotniczy Pułk Ułanów w Kaliszu. W jego szeregi masowo zaciągała się młodzież z Kalisza oraz okolicznych wsi i miasteczek. Często ochotnicy przyprowadzali też własne konie. Twórcą i pierwszym dowódcą tej formacji został rtm. Adam Zakrzewski, herbu Bogoria. Ten energiczny oficer, który służył na frontach I wojny światowej oraz w szeregach Korpusu Polskiego w Rosji, sprawnie ukompletował kadrę i poszczególne szwadrony jednostki. Jak wspominał po wojnie, „odnosiło się wrażenie, że ma się 800 ułanów, 800 koni, tyleż siodeł, lecz wszystko to nie jest zgrane i luzem chodzi”.

Szybki rozwój wydarzeń na froncie sprawił, że tydzień po formalnym utworzeniu oddziału, 3 sierpnia ułani zostali skierowani na front w ramach V Armii gen. Władysława Sikorskiego. Szkolenie kontynuowano w drodze. Karabiny angielskie, amunicję i lance ułańskie żołnierze otrzymali dopiero na jednej ze stacji kolejowych. W chwili rozładunku pułku na północnym Mazowszu, nowy dowódca kaliszan, znakomity kawalerzysta mjr Zygmunt Podhorski, który później w kampanii wrześniowej w 1939 roku w randze generała brygady dowodził Suwalską Brygadą Kawalerii, został poinformowany, że przeciwnik znajduje się około 40 km bliżej niż przypuszczano. Niedoświadczeni w boju żołnierze musieli walczyć z dywizjami IV Armii sowieckiej i kozakami osławionego z powodu licznych zbrodni i grabieży Korpusu Kawalerii Gaja Dimitriewicza Gaja, byłego carskiego oficera, którego kawaleria była przez Polaków nazywana Złotą Ordą Gaj-Chana. W ogniu walki między Wisłą a Wkrą ochotnicy ułani szybko zdobywali doświadczenie bojowe. Ponieśli przy tym dotkliwe straty. Po tygodniu spędzonym na froncie w pułku zostało nieco ponad 300 szabel. W tym samym czasie na przedpolach Warszawy rozpoczęła się bitwa, która miała zadecydować o dalszym bycie niepodległego państwa polskiego.

Zagon na Ciechanów

IV Armia sowiecka i Korpus Kawalerii Gaja, idąc na północ od Warszawy, mieli za zadanie dotrzeć do Płocka i Torunia. Chodziło o odcięcie korytarza gdańskiego, którym transportowano dostawy francusko-brytyjskie dla Wojska Polskiego, od reszty kraju i zaatakowanie stolicy od północnego zachodu. Bolszewicy chcieli powtórzyć manewr z powstania listopadowego w 1831 roku gen. Iwana Paskiewicza. Polskie dowództwo Frontu Północnego, znające plany marsz. Piłsudskiego ofensywy znad Wieprza, po przeorganizowaniu ruszyło do działań zaczepnych. 203 Pułk Ułanów, wchodzący w skład 8 Brygady Jazdy gen. Karnickiego, miał osłaniać od północy działania ofensywne 18 Dywizji Piechoty, której zadaniem było przecięcie linii komunikacyjnych i zaopatrzenia bolszewików idących na zachód. Mjr Podhorski po wysłaniu zwiadu konnego w okolice Ciechanowa zorientował się, że w mieście nie ma poważniejszych sił przeciwnika, znajdują się tam natomiast tabory i sztab. Bez rozkazu zwierzchników postanowił w nocy z 14 na 15 sierpnia 1920 roku przeprowadzić śmiały zagon na miasto, znajdujące się wtedy daleko za linią frontu. Planował zaatakować je od strony wschodniej, gdzie, jak przypuszczał, zaskoczenie będzie największe. Wsparcia ogniowego ułanom miała udzielić załoga pociągu pancernego Hallerczyk.

Atak okazał się totalną niespodzianką, zarówno dla bolszewików, jak i Polaków. Ze wspomnień mjr. Podhorskiego wynika, że cała akcja trwała bardzo krótko. „Szybko rozwijam pułk i przez zaskoczenie wpadam do Ciechanowa, w koszarach następuje krótka walka, zostawiam tam jeden szwadron, a z trzema przechodzę przez miasto i zajmuję dworzec i cukrownię. W cukrowni napotykam słaby opór, trafiamy na sztab armii”. Okazało się, że w Ciechanowie stacjonowały cały sztab i dowództwo 4 Armii sowieckiej. Nieprzygotowani do walki Rosjanie dostali się niewoli. Dowódca sowiecki Jewgienij Nikołajewicz Siergiejew uciekł do Ostrołęki, a jego komisarze i sztabowcy zbiegli do Mławy. Po krótkiej szarży w ręce Polaków wpadły kancelaria, tabory i magazyny armii. Największym sukcesem było zdobycie uszkodzonej radiostacji sowieckiej, którą bolszewicy próbowali spalić wraz z szyframi i książkami kodowymi. Z informacji uzyskanych od jeńców rosyjskich Polacy się dowiedzieli, że większe oddziały ruszyły już na Toruń i Płock oraz w kierunku Pomorza, a do Ciechanowa zbliżała się wyborowa sowiecka 33 Dywizja Piechoty. Następnego dnia ułani kaliscy powrócili na pozycje wyjściowe swojej brygady w rejonie Sarnowej Góry.

Na początku było Słowo

Zagon polskich ułanów nie wyróżniałby się wśród innych bitew i starć polskiego oręża w wojnie 1920 roku, gdyby nie zdobycie sowieckiej radiostacji. W chwili decydującej dla losów Warszawy, IV Armia sowiecka mogła zostać użyta do wsparcia wojsk Frontu Zachodniego walczących pod Radzyminem poprzez przełamanie frontu pod Nasielskiem i atak od północy na odsłoniętą lewą flankę. Gdyby do tego doszło, losy Bitwy Warszawskiej mogłyby się potoczyć zupełnie inaczej. Tak się jednak nie stało, ponieważ przez brak łączności radiowej w najgorętszym okresie walk wojska bolszewickie dalej parły w wyznaczonym wcześniej kierunku. Druga i jak się okazało dopiero po wojnie ostatnia działająca radiostacja IV Armii była w tym czasie przewożona do Sierpca. Dotarła tam dopiero 17 sierpnia, od razu też rozpoczęto nadawanie. Przez trzy decydujące o losie Bitwy Warszawskiej dni sierpnia sześć sowieckich dywizji nie wiedziało o kontrofensywie Polaków ani o rozkazie wydanym 15 sierpnia przez Michała Tuchaczewskiego, głównodowodzącego całością Frontu Zachodniego, nakazującym zawrócenie na południowy wschód i uderzenie na armię gen. Sikorskiego. Na szczęście dla Polaków, w tym czasie czołowe oddziały IV Armii podeszły już pod Toruń i Płock, i nie wiedziały o odwrocie wojsk bolszewickich spod Warszawy.

Pierwsza depesza wysłana z Sierpca w eter przez ocalałą radiostację sowiecką do Tuchaczewskiego informowała o utracie radiostacji w Ciechanowie. Polscy szyfranci i kryptologowie z Biura Szyfrów na Cytadeli dzięki złamaniu i rozszyfrowaniu kodów oraz kluczom do nich zdobytym w Ciechanowie błyskawicznie przechwycili meldunek i natychmiast doszli do wniosku, że jeśli pierwsza radiostacja została zniszczona, a druga zaczęła nadawać dopiero 17 sierpnia, to wojska IV Armii nic nie wiedziały o sytuacji pod Warszawą. Polski radiowywiad wpadł na pomysł, aby wyprowadzić w pole duże siły bolszewickie.

Jeden z wariantów zaproponowanych przez polskich kryptologów miał polegać na wyemitowaniu fałszywych i zarazem sprzecznych rozkazów w imieniu Tuchaczewskiego błądzącym dywizjom Siergiejewa. Szybko jednak od tego pomysłu odstąpiono, ponieważ bano się, że bolszewiccy szyfranci po pewnym czasie zorientują się, że Polacy znają ich kody oraz że przechwytują i odczytują ich depesze. Użyto innego podstępu. Z nadajnika znajdującego się na warszawskiej Cytadeli, gdzie mieściło się Biuro Szyfrów, przez dwie doby nieprzerwanie polski radiowywiad nadawał tekstem ciągłym Ewangelię św. Jana, wchodząc na tę samą częstotliwość falową, na której nadawała stacja radiowa Tuchaczewskiego w Mińsku Litewskim, skąd szły w eter wszystkie decyzje głównodowodzącego Frontem Zachodnim. W ten sposób ani Tuchaczewski, ani jego oddziały nie byli w stanie odebrać żadnej wiadomości i przekazać dalej rozkazów. Polacy skutecznie zagłuszyli sygnał nadawany przez radiostację w Sierpcu. Dziś już nie poznamy reakcji szyfrantów rosyjskich, którzy w oczekiwaniu na wiadomości o sytuacji na froncie i dalsze wytyczne odbierali ciągle tę samą informację, zaczynającą się od słów: „Na początku było Słowo. A Słowo było u Boga”.

Gdy w końcu IV Armia sowiecka i dowództwo Frontu Zachodniego zorientowali się w rzeczywistej sytuacji na froncie, było już za późno na jakąkolwiek reakcję, a zwycięstwo żołnierzy marsz. Piłsudskiego w Bitwie Warszawskiej stało się nieodwracalne. Wojsko Polskie nacierało w kierunku Bugu i Narwi, odcinając drogę odwrotu pozostawionej daleko na zachodzie IV Armii sowieckiej i Korpusowi Kawalerii Gaja. Formacje te próbowały, idąc wzdłuż granicy z Prusami Wschodnimi, przedrzeć się do głównej linii frontu. Notorycznie atakowane i okrążane przez oddziały polskie, walką torowały sobie drogę ucieczki na wschód. W końcu, nie widząc szans na przebicie się do swoich, w okolicach Kolna resztki dywizji i korpusu kawalerii bolszewickiej przekroczyły granicę Prus Wschodnich i zostały tam internowane.

Drugi cud po bitwie?

Bolszewicy nigdy nie odkryli tajemnicy polskiego radiowywiadu. Dzięki nasłuchom i pracy szyfrantów, a przede wszystkim por. Jana Kowalewskiego, Polacy odczytywali depesze sowieckie. Atak polskich ułanów na Ciechanów dostrzegł natomiast sam Tuchaczewski. Trzy lata po wojnie polsko-bolszewickiej w swojej książce „Pochód za Wisłę” tak przedstawił zagon polskiej kawalerii: „W tym czasie na styku Armii 4 i 15 ma miejsce wypadek, nieznaczny w założeniu, który jednak odegrał rozstrzygającą rolę w biegu naszego działania i dał początek jego katastrofalnemu wynikowi. Sztab polowy Armii 4, który przeniósł się po ofensywie do miasta Ciechanowa, został niespodziewanie zaatakowany przez drobne oddziały przeciwnika, które przedarły się między armiami 4. i 15., skutkiem czego sztab musiał szybko się zwinąć i odjechać na zachód do swoich oddziałów. Przez to naruszona została łączność, Jak okazało się z dalszego biegu wypadków, ta okoliczność nie była prostym przypadkiem. […] Zdawało się, że zguba armii przeciwnika jest nieuchronną, unicestwienie jej byłoby pociągnęło za sobą najdonioślejsze skutki w dalszym biegu wszystkich naszych działań. Jednakże Polakom dopisało szczęście”. Polacy dopiero po zakończeniu wojny zrozumieli, jak wielkie znaczenie dla losów bitwy i całej wojny miała szarża ochotników mjr. Podhorskiego na dowództwo armii bolszewickiej. Dziś można śmiało stwierdzić, że nie byłoby cudu nad Wisłą, gdyby nie doszło w tym samym czasie do drugiego – w Ciechanowie.

Jakub Nawrocki

autor zdjęć: Krzysztof Wojciewski





Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO