W kolejnych walkach MMA ppor. Nikodem Ziemecki idzie od zwycięstwa do zwycięstwa. Następną stoczy w Las Vegas, o pas mistrza świata.
Niewielka sala sportowa w Wyższej Szkole Oficerskiej Sił Powietrznych w Dęblinie. 18 marca 2016 roku, godzina 19.55. Na trybunach głównie młoda publiczność, podchorążowie, ale też przyjezdni z całej Polski. Prestiżu organizowanej po raz pierwszy przez wojskowych i rozgrywanej na terenie wojskowym gali MMA – mieszanych sztuk walki – nadają zasiadający wśród gości honorowych: reprezentujący rektora uczelni płk pil. dr Marek Bylinka, prorektor ds. wojskowych, płk. dr inż. Wojciech Kotlarz, dziekan Wydziału Lotnictwa, oraz, będący już w stanie spoczynku, płk nawig. dr Andrzej Marciniuk, były szef Katedry Nauk Ogólnokształcących, a zarazem miłośnik sportów walki.
W ostrych światłach reflektorów, przy muzyce i aplauzie widowni, w asyście zgrabnych hostess przemierzają kolejno rampę i wchodzą do sześciokątnej klatki zawodnicy. „Filip Ostrooowski!, Hubert Szuuupiluk!”, anonsuje głosem wypełniającym całą przestrzeń hali konferansjer.
Duszenie w parterze
Chwilę później rozpoczyna się pierwsza walka. Sierż. pchor. Filip Ostrowski, jeden z trzech żołnierzy występujących dzisiejszego wieczoru, szybko pozbywa się tremy. Bijąc konsekwentnie prostymi kombinacjami ciosów, osiąga przewagę. Po kolejnym uderzeniu czuje ostre ukłucie w kciuku. Coś złego się dzieje! Złamany? Wprawdzie adrenalina znakomicie znieczula, ale w takiej sytuacji nie może iść na całość. Wie doskonale, że Hubert Szupiluk, który nie jest się w stanie przedrzeć przez jego długie ręce, widzi szansę w sprowadzeniu walki do parteru. Nie może więc zmienić taktyki.
W pewnej chwili Szupilukowi nawet udaje się obalenie, ale ponieważ nie panuje nad sytuacją, sędzia Łukasz
Bosacki podnosi walkę do stójki. W trzeciej rundzie reprezentant Armii Dęblin konsekwentnie rozbija zawodnika klubu Nastula&Okniński Team. W ostatniej minucie sędzia, w trosce o zdrowie Huberta, przerywa pojedynek.
Dramaturgia kolejnych walk rozgrzewa publiczność. W wadze do 52 kg Aleksandra Rola w pełnych trzech rundach pokonuje Klaudię Pawicką, zdobywając pas mistrzowski. Wreszcie czas na pojedynek dziesiąty. W świetle reflektorów pojawia się st. szer. Artur Skrzypiec, zwiadowca 2 Kompanii Dalekiego Rozpoznania z 2 Hrubieszowskiego Pułku Rozpoznawczego. Artur, znakomity niegdyś zapaśnik, ma na swoją walkę prosty plan: nie dać się trafić i sprowadzić przeciwnika do parteru. Jacek Bednorz usiłuje zaproponować dokładnie odwrotną koncepcję pojedynku. Trafia tak celnie i mocno, że zwiadowcy ciemnieje w oczach. Otrząsa się jednak i chwilę później przeprowadza błyskawiczny atak – obala przeciwnika i zakłada trójkątne duszenie rękoma. Walka, zakontraktowana w systemie zawodowym na trzy razy po pięć minut, kończy się w drugiej minucie pierwszej rundy.
Walka o przetrwanie
Jest już prawie godzina 22, gdy do ostatniej walki gali, walki wieczoru, wychodzi trzeci z żołnierzy, ppor. Nikodem Ziemecki, który w pojedynku z Krystianem Petrusiewiczem będzie bronił pasa mistrzowskiego. W ubiegłym roku, podczas stanowiącej wielki show gali w rodzinnym Zgorzelcu, zdobył trofeum, pokonawszy swego przeciwnika w dwie minuty. Nikodem w kolejnych walkach idzie jak burza, od zwycięstwa do zwycięstwa, kończąc spotkania przed czasem. Dzisiejsze będzie miało szczególną wagę, stanowi przepustkę do udziału w mistrzostwach świata, rozgrywanych w Stanach Zjednoczonych.
W pierwszej rundzie, dominując nad przeciwnikiem, przenosi walkę do parteru. Następnie usiłuje zastosować kończące zmagania duszenie zza pleców. Bezskutecznie!
W drugiej rundzie, gdy ponownie rusza z furią na rywala, po raz kolejny wydaje się, że walka za chwilę się zakończy. Tak się jednakże nie dzieje, a do rundy trzeciej faworyt wychodzi na miękkich nogach.
Nikt, oprócz niego samego i sekundującego mu ppor. Filipa Bątkowskiego, nie wie, że przeżywa dramat. Z wysiłkiem wstając z taboretu, mówi: „Coś jest nie tak, mam ciemno w oczach”. Filip odpowiada z naciskiem: „Wygrałeś dwie rundy, jeszcze jedna, a wygrasz walkę”.
W trzeciej role się odwracają. Nikodem, sprowadzony do parteru, niemal cudem wychodzi z balachy, dźwigni mogącej wyłamać rękę w łokciu. Mówi potem: „Byłem gotów się poddać, ale resztkami sił zmieniłem pozycję. Doskonale wiedziałem co robić… Skończyło się paliwo, a ja próbowałem wciskać gaz. Wszystkie techniki wzięły w łeb w tej sytuacji”.
W końcówce ostatniej rundy Krystian w dosiadzie bije z góry, ale też ma już miękkie ręce. Nikodem przyznaje, iż było niebezpiecznie: „W pełni sił by mnie rozbił, ale jego ciosy już nic nie ważyły. Wiedziałem, że przetrwam”.
MMA do armii
Czwartym żołnierzem bohaterem dęblińskiej gali jest ppor. Filip Bątkowski, ubiegłoroczny absolwent uczelni, założyciel i pierwszy prezes zespołu sportowego MMA Armia Dęblin, dowódca plutonu w Centrum Szkolenia Wojsk Łączności i Informatyki w Zegrzu.
Na pytanie, jaką rolę w niej odegrał, Filip Ostrowski i Nikodem Ziemiecki wybuchają śmiechem: „Filip sprawdził się we wszystkich rolach! Wygrał na punkty jako organizator gali, menedżer potrafiący zdobyć sponsorów, przyciągnąć znakomitą publiczność, zaprosić renomowanych zawodników, a także jako trener, sekundant całej naszej wojskowej trójki”.
Filip Bątkowski nie ukrywa satysfakcji z kolejnego sukcesu w realizacji swojej idei łączenia sportów walki z wojskiem: „Cieszę się, że wraz z nowym prezesem Armii Dęblin, st. kpr. pchor. Damianem Musiałem, wchodzimy z turniejami MMA do amii, pokazujemy, chociażby na przykładzie Filipa, Artura, a dziś szczególnie Nikodema, że żołnierz ma twardy charakter, jest wojownikiem, na którym można polegać, że nie poddaje się w najtrudniejszych chwilach”.
Ppor. Bątkowski marzy, by tak jak w Stanach Zjednoczonych, wojskowych wojowników było widać w całym kraju, by zdobywali popularność masowej widowni, występowali w wielkich salach, byli pokazywani w telewizji… Dlatego m.in. zaprosił na dęblińskie zawody wspaniałego gościa, por. mar. Piotra Hallmanna, polskiego żołnierza znanego lepiej w USA niż we własnym kraju. Zawodnik gdyńskiego MightyBulls, po dziewięciu kolejnych zwycięstwach, dostał przed trzema laty propozycję walki w UFC (Ultimate Fighting Championship), czołowej profesjonalnej federacji świata. Dziś Piotr jest dla nich, dla żołnierzy wojowników idolem. Znają na pamięć każdy szczegół jego pierwszej walki, stoczonej 4 września 2013 roku z Brazylijczykiem Francisco Trinaldo. Trinaldo (czarny pas w BJJ – brazylijskie jiu-jitsu) przegrał w drugiej rundzie przez poddanie z nieznanym wówczas na światowych arenach Polakiem. Filip Bątkowski pamięta, jakie wówczas przeżywał emocje: „Uświadomiłem sobie, że wielotysięczna widownia i pięć – sześć milionów ludzi na całym świecie zasiadających przed telewizorami słyszą zapowiedź spikera, że walkę wygrał polski oficer. Czy można lepiej promować armię? A w Polsce? Była z tego jakaś migawka w telewizji, taka o niczym”.
Niepokonany Nikodem
By zrozumieć co się wydarzyło teraz, na dęblińskiej gali, konieczny jest powrót do historii nieodległej w czasie. Filip Bątkowski, Nikodem Ziemecki i Przemek Gumółka byli przyjaciółmi od początku liceum lotniczego, w którym pobierali nauki. W szkole oficerskiej mieszkali w jednym pokoju i, jak twierdzi Filip, tworzyli razem superumysł, a ich twórcze rozmowy na temat sportowego rozwoju przyniosły świetne efekty. Dołączyło do nich wkrótce jeszcze dwóch Filipów – Ostrowski i Rybczyński. Filip Rybczyński, noszący ksywę „Filip zapaśniczy styl życia Rybczyński”, uczył ich zapasów, a Filip Ostrowski boksowania. Na kolejnym etapie, na kurs do dęblińskiej szkoły przyjechał z Hrubieszowa Artur Skrzypiec, znakomity zapaśnik w stylu klasycznym. Przyszedł do nich na trening, gdzie każdego chętnego witają z otwartymi rękami, i MMA wciągnęło go bez reszty. Uczył się walki w stójce, zadawania kopnięć i ciosów, dzieląc się zarazem z nowymi kolegami swą sztuką.
Wkrótce zaczęli jeździć na zawody i wygrywać. Nikodem pierwsze 12 walk w Amatorskiej Lidze MMA wygrał… z rozpędu. Dwa lata temu, w dniu urodzin Bątkowskiego, 27 lutego, założyli zespół sportowy mieszanych sztuk walki Armia Dęblin. Uczelnia dała im 6 tys. zł na działalność, zrewanżowali się sukcesami.
Jednakże, jak twierdzi Filip, ich zapał nie wystarczał do wielkich sukcesów: „Musieliśmy się rozwijać. Każdy z nas na przepustce jechał do domu, a przy okazji odwiedzał kluby walki. Na przepustce Nikodem w Zgorzelcu doskonalił się w BJJ, »Ryba« we Wrocławiu ćwiczył zapasy. W stolicy odwiedziłem wszystkie kluby sportów walki. I trafiłem wreszcie do Mirosława Oknińskiego, pioniera MMA w Polsce. Jeszcze dziesięć lat temu Mirek był niemalże linczowany za próby wprowadzania »barbarzyńskich« walk w klatce, dziś organizuje rocznie 30 gal MMA w kraju. Od razu wyczuł moją energię i motywację. Wkrótce przyjechałem do niego z Nikodemem, który trenował dopiero dwa lata, a wygrywał z zawodowcami o dziesięcioletnim stażu. Niedługo potem Nikodem otrzymał propozycję walki o pas. A dziś, po jego obronie, ma cztery miesiące na przygotowanie się do startu w mistrzostwach świata, które odbędą się w Las Vegas, i to podczas weekendu UFC 200”.
Robienie wagi
Nikodem, zanim wybierze się do Stanów Zjednoczonych, wraca na ziemię. Ostatnią walkę rozstrzygnął na swoją korzyść największym wysiłkiem. Na szczęście doskonale wie, co się stało: „Zdobyłem bolesne, ale cenne doświadczenie przed mistrzostwami świata. Największą zmorą zawodników MMA jest »robienie wagi«. Z reguły zrzucam przed walką około 8 kg. Tym razem zrobiłem to zdecydowanie za szybko. W Las Vegas, przy takim osłabieniu, gdybym nawet pierwszą walkę wygrał, byłby koniec turnieju. Do następnej, tego samego dnia, z pewnością bym już nie wyszedł. A do tytułu mistrza świata idzie się, walcząc przez dwa dni, stacza się po kilka walk dziennie, każda to trzy trzyminutowe rundy”.
Pytany o tremę przed zbliżającym się wydarzeniem, Nikodem mówi raczej o ekscytacji: „Czy to będzie punkt przełomowy? Przygotowuję się, jak tylko potrafię, a tam wszystko się zweryfikuje”. A co planuje podchorąży Ostrowski? „Jak Nikodem pojedzie do Stanów i wygra, chciałbym przejąć po nim mistrzowski pas”.
autor zdjęć: Mateusz Chalot/www.facebook.com/foto.chalot