Dla japońskiego porucznika Hirō Onody II wojna światowa skończyła się… 9 marca 1974 roku. Do tego czasu prowadził on działania partyzanckie w filipińskich lasach przekonany o tym, że Japonia wciąż toczy walkę z USA. A może rzeczywiście w 1974 roku II wojna światowa wciąż trwała?
Niezwykła historia japońskiego oficera wywiadu jest dobrym przykładem na to, że stwierdzenie, iż II wojna światowa zakończyła się w 1945 roku, wcale nie musi być przyjmowane jako coś oczywistego. Hirō Onoda jako młody podporucznik trafił w grudniu 1944 roku na kontrolowaną w tamtym czasie przez Japonię filipińską wyspę Lubang. Rozkaz, z którym tam dotarł, brzmiał: zniszczyć strategiczną infrastrukturę w sytuacji, gdyby Amerykanie przeprowadzili udany desant w tym rejonie, i pod żadnym pozorem nie kapitulować przed wrogiem. W wykonaniu pierwszej części rozkazu przeszkodzili mu jednak wyżsi stopniem oficerowie Cesarskiej Armii Japońskiej, których zastał na Lubang, a którzy nie wyrazili zgody na wysadzenie w powietrze znajdujących się na wyspie portu oraz lotniska. Ale z zadania stawienia oporu za wszelką cenę Onoda wywiązał się na 200%.
28 lutego 1945 roku na Lubang wylądowali Amerykanie, którzy bez problemu rozbili stacjonujące tam oddziały japońskie. Kilkunastu żołnierzom japońskim udało się jednak zbiec w góry – wśród nich znalazł się również nasz bohater, awansowany nieco wcześniej do stopnia porucznika. Onoda, wraz z trzema innymi żołnierzami, utworzył oddział partyzancki, który miał nękać nieprzyjaciół do czasu przybycia odsieczy, co – o czym młody porucznik był przekonany – musiało w końcu nastąpić. W tym momencie rozpoczęła się jego prywatna wojna, która miała trwać aż 27 lat!
Kiedy 2 września 1945 roku minister spraw zagranicznych Japonii Mamoru Shigemitsu wraz z gen. Yoshijirō Umezu podpisywali akt bezwarunkowej kapitulacji cesarstwa na pokładzie pancernika USS „Missouri”, grupa Onody od kilku miesięcy nękała filipińską policję. W październiku 1945 roku członkowie oddziału znaleźli jedną z ulotek zrzuconych przez Amerykanów nad dżunglą, w której pojawił się apel o zaprzestanie działań zbrojnych w związku z kapitulacją Japonii, ale uznali to za wrogą propagandę. Onody i jego kompanów nie przekonała również kolejna ulotka, która trafiła w ich ręce – tym razem znajdował się na niej rozkaz złożenia broni, pod którym podpisał się dowódca japońskiej 14 Armii gen. Tomoyuki Yamashita. Japońscy partyzanci uznali, że rozkaz został sfałszowany.
Dopiero we wrześniu 1949 roku jeden z żołnierzy Onody najwyraźniej nabrał wątpliwości co do tego, czy wojna wciąż trwa, i odłączył się od grupy, by – po sześciu miesiącach spędzonych samotnie w dżungli – skapitulować przed oddziałami filipińskimi. Dzięki jego zeznaniom Filipińczycy dowiedzieli się o kontynuującym wojnę poruczniku. By przekonać Onodę i jego kompanów do tego, że wojna się skończyła, nad dżunglą, w której się ukrywali, zaczęto zrzucać listy od ich bliskich, które jednak również zostały uznane przez ukrywających się żołnierzy za wytwór wrogiej propagandy. W 1954 roku, w czasie potyczki z żołnierzami armii filipińskiej, Onoda stracił drugiego żołnierza. W 1972 roku, w czasie próby zniszczenia magazynu z zapasami ryżu, jego ostatni podwładny zginął od kuli policjanta. Osamotniony porucznik zdołał umknąć obławie zorganizowanej przez armię filipińską.
Dopiero dwa lata później ostatniego żołnierza II wojny światowej odnalazł japoński podróżnik Nori Suzuki, który rzucił studia i ruszył w świat, by, jak sam mówił, „odnaleźć porucznika Onodę, zobaczyć pandę i schwytać yeti”. Suzuki nie schwytał yeti, ale za to udało mu się spotkać w dżungli z por. Onodą. Początkowo oficer nie chciał uwierzyć w to, że wojna skończyła się 27 lat temu, ale kiedy Suzuki sprowadził do dżungli byłego dowódcę Onody, emerytowanego mjr. Yoshimi Taniguchiego, który przywiózł ze sobą rozkaz nakazujący porucznikowi zaprzestanie prowadzenia walki zbrojnej – ten zdecydował się złożyć broń.
Ostatni strzał II wojny światowej padł więc bez wątpienia na filipińskiej wyspie Lubang. Czy jednak ta największa z toczonych przez ludzkość wojen rzeczywiście skończyła się wtedy ostatecznie?
8 czy 9 maja?
W dyskusji o dacie zakończenia II wojny światowej rzadko wspomina się jednak o upartym oficerze japońskiego wywiadu – znacznie częściej pojawia się wątpliwość dotycząca tego, czy wojna zakończyła się 8, czy 9 maja. Kilka tygodni temu niezadowolenie Rosji wywołała propozycja prezydenta Bronisława Komorowskiego, by 70. rocznicę zakończenia wojny uczcić właśnie 8 maja na Westerplatte konferencją historyków i polityków, której tematem miała być sytuacja Europy po II wojnie. Moskwa potraktowała to jako umniejszanie roli ZSRR w walce z III Rzeszą, a przecież chce upamiętnić to wielką defiladą wojskową w Moskwie organizowaną 9 maja.
Abstrahując od politycznego wymiaru obu tych przedsięwzięć, warto zwrócić uwagę na daty. W Rosji, podobnie jak wcześniej w ZSRR i krajach bloku wschodniego, za dzień zakończenia II wojny światowej uznaje się właśnie 9 maja, podczas gdy Zachód od 1945 roku świętował zwycięstwo nad III Rzeszą dzień wcześniej. Skąd ta rozbieżność?
W rzeczywistości III Rzesza skapitulowała wczesnym rankiem… 7 maja. Tego dnia w kwaterze głównej alianckich sił ekspedycyjnych w Reims reprezentujący prezydenta Rzeszy Karla Dönitza gen. armii Alfred Jodl oraz mjr Wilhelm
Oxenius (reprezentujący Luftwaffe) i gen. adm. Hans-Georg von Friedeburg (reprezentujący Kriegsmarine) podpisali akt bezwarunkowej kapitulacji wojsk niemieckich, który miał wejść w życie 8 maja o godzinie 23.01 (Jodl tłumaczył, że zwłoka jest niezbędna, ponieważ z powodu załamania się systemów łączności w armii niemieckiej dostarczenie do wszystkich jednostek informacji o kapitulacji zajmie około 48 godzin).
Takie zakończenie wojny nie satysfakcjonowało jednak Józefa Stalina, który uznał kapitulację podpisaną w zajętej przez aliantów Francji za próbę okradzenia go ze zwycięstwa. I chociaż 8 maja zachodnia Europa świętowała już zakończenie wojny, to radziecki dyktator zażądał, by Niemcy skapitulowały drugi raz – tym razem w kwaterze głównej radzieckiego marsz. Gieorgija Żukowa w berlińskiej dzielnicy Karlshorst. Wielka Brytania i USA – nie chcąc zaogniać stosunków z sojusznikiem – zgodziły się na takie rozwiązanie, uznając, że w Reims podpisano jedynie „wstępny protokół kapitulacji”. Nie przeszkodziło to jednak prezydentowi USA Harry’emu Trumanowi i premierowi Wielkiej Brytanii Winstonowi Churchillowi ogłosić 8 maja Dniem Zwycięstwa w Europie.
Wieczorem 8 maja w Karlshorst spotkali się reprezentujący USA gen. Carl Spaatz, przedstawiciel Wielkiej Brytanii marsz. lotnictwa Arthur Tedder, reprezentujący ZSRR marsz. Gieorgij Żukow oraz składający kapitulację: feldmarsz. Wilhelm Keitel, adm. Hans-Georg von Friedeburg (Kriegsmarine) i gen. płk lotnictwa Hans-Jürgen Stumpff (Luftwaffe). W Karlshorst pojawił się również reprezentujący Francję gen. Jean de Lattre de Tassigny. Zakłócił on ceremonię, domagając się, by Francja znalazła się wśród państw przyjmujących kapitulację. Chciał również, żeby wywieszono francuskie flagi obok tych ZSRR, USA i Wielkiej Brytanii. De Tassigny groził, że jeśli sojusznicy nie przyjmą tych warunków, to popełni samobójstwo.
Obserwujący ten spór feldmarsz. Keitel zauważył z przekąsem, że francuski generał powinien podpisać się zarówno po stronie przyjmujących kapitulację, jak i po stronie kapitulujących – nawiązując do faktu, że de Tassigny pełnił w latach 1941–1942 służbę w armii państwa Vichy, sojusznika III Rzeszy. Ostatecznie francuski generał ocalił życie, a alianci zgodzili się, by złożył podpis na dokumencie, zarówno jako świadek kapitulacji, jak i przedstawiciel państwa ją przyjmującego. Swoim dramatycznym gestem de Tassigny sprawił, że Francja w ostatniej chwili stała się czwartym mocarstwem walczącym z III Rzeszą. Spór o podpis przedstawiciela Francji na dokumencie spowodował, że akt kapitulacji podpisano dopiero o 22.16 czasu środkowoeuropejskiego. Tymczasem w Moskwie – ze względu na różnicę czasu – było już 16 minut po północy. Tym samym wojna z III Rzeszą skończyła się dla ZSRR dzień później niż dla aliantów zachodnich.
Trzeci koniec wojny
Niezależnie jednak od tego, czy za dzień zakończenia wojny z III Rzeszą przyjmie się 8, czy 9 maja, trzeba pamiętać, że w maju 1945 roku zakończyły się jedynie działania wojenne na terenie Europy. W Azji wojna wciąż trwała w najlepsze i Japonia – choć była już w tamtym czasie skazana na klęskę – zamierzała się bronić do ostatniego żołnierza. Kiedy w Berlinie podpisywano akt kapitulacji III Rzeszy, na Okinawie toczyły się krwawe starcia, które skończyły się dopiero 16 czerwca – a w walce o japońską wyspę zginęło około 150 tys. żołnierzy. 9 czerwca 1945 roku japoński premier Kantarō Suzuki ogłosił, że jego kraj nie zamierza zgodzić się na bezwarunkową kapitulację i chce walczyć do końca. Amerykanie przygotowali plan inwazji na wyspy japońskie, która miała się rozpocząć dopiero 1 listopada 1945 roku. Wszystko wskazywało więc na to, że w tym roku Japonia nie skapituluje.
Stało się jednak inaczej – a to za sprawą zakończenia przez USA prac nad bombą atomową. Użycie nowej broni nad Hiroszimą i Nagasaki, a także wypowiedzenie Japonii wojny przez ZSRR sprawiły, że cesarz Hirohito uznał, iż dalszy opór zagraża istnieniu narodu japońskiego, a nawet całej ludzkości (chodziło o skutki kolejnych ataków z użyciem broni atomowej). 14 sierpnia władze Japonii zgodziły się na bezwarunkową kapitulację, a 2 września 1945 roku doszło do podpisania aktu kapitulacji na pokładzie pancernika USS „Missouri”. Dopiero od tego dnia można więc mówić o formalnym zakończeniu II wojny światowej.
Nieformalny pokój
Pozostała jeszcze kwestia zawarcia traktatu pokojowego. I tu pojawił się problem – Niemcy i Japonia wprawdzie bezwarunkowo skapitulowały, ale do podpisania przez nie traktatu pokojowego nie doszło. Nie zależało na tym zachodnim aliantom, bo nie chcieli formalizować zdobyczy ZSRR na zachodzie. Chodziło między innymi o to, by podział Niemiec na Republikę Federalną Niemiec (RFN) i Niemiecką Republikę Demokratyczną (NRD) oraz przyłączenie Ziem Odzyskanych do znajdującej się pod radziecką kontrolą Polski nie zostały jednoznacznie przesądzone. Takie rozwiązanie było jednak również na rękę Stalinowi i polskim komunistom – dzięki temu władza ludowa w Polsce mogła przedstawiać sojusz z ZSRR jako jedyną gwarancję utrzymania Ziem Odzyskanych w granicach PRL-u oraz straszyć społeczeństwo niemieckim rewizjonizmem.
W efekcie od 8–9 maja 1945 roku sytuacja de iure wyglądała tak, że między Niemcami a państwami koalicji antyhitlerowskiej trwało zawieszenie broni. 10 lutego 1947 roku alianci uregulowali jedynie swoje stosunki z europejskimi sojusznikami III Rzeszy – tego dnia w Paryżu podpisano traktat pokojowy z Rumunią, Węgrami, Austrią, Finlandią, Bułgarią i Włochami. 8 września 1951 roku w San Francisco z kolei traktat pokojowy z członkami koalicji antyhitlerowskiej zawarła Japonia. Dokumentu tego nie podpisał jednak ZSRR, co oznacza, że w świetle prawa międzynarodowego kraj ten wciąż pozostawał w stanie wojny z Japonią. Sytuacja zmieniła się 19 października 1956 roku, kiedy to w Moskwie przedstawiciele ZSRR i Japonii podpisali deklarację o zakończeniu stanu wojny oraz przywróceniu stosunków dyplomatycznych między oboma państwami. Mimo to ani ZSRR, ani będąca sukcesorem radzieckiego imperium Rosja do dziś nie podpisali traktatu pokojowego z Japonią – punktem spornym między tymi państwami pozostają zajęte latem 1945 roku przez ZSRR Kuryle, które Japonia do dziś uznaje za część własnego terytorium.
Traktatu pokojowego z aliantami nigdy nie podpisali Niemcy. W ich wypadku rolę takiego dokumentu odegrał tzw. traktat dwa plus cztery, podpisany… 12 września 1990 roku. Dopiero 45 lat po zakończeniu działań wojennych w Europie jednoczące się Niemcy uznały formalnie rozstrzygnięcie II wojny światowej, zrzekając się wszelkich roszczeń między innymi do tej części przedwojennej III Rzeszy, która w czasie konferencji w Poczdamie została przekazana pod administrację Polski. Niemcy uznały też wszystkie inne powojenne zmiany granic, tym samym symbolicznie kończąc II wojnę światową.
autor zdjęć: US ARMY