moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

Lenino 1943. Między strategią a propagandą

O poranku 12 października 1943 roku sowiecka 33 Armia przeszła do ofensywy w rejonie miasteczka Lenino nad rzeką Miereją. Tak rozpoczęła się jedna z wielu nieudanych operacji zaczepnych Armii Czerwonej. Gdyby nie udział 1 Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki, Lenino stałoby się kolejną zapomnianą bitwą frontu wschodniego.


Natarcie piechoty. Dobrze widoczne karabiny samopowtarzalne SWT-40. Pomimo stosunkowo nowoczesnej konstrukcji broń ta zawiodła na polu walki, gdyż okazała się podatna na zabrudzenia, co powodowało trudne do wyeliminowania zacięcia. Fot. Centralne Archiwum Wojskowe Wojskowego Biura Historycznego

W maju 1943 r. z inicjatywy Józefa Stalina została sformowana 1 Dywizja Piechoty im. Tadeusza Kościuszki. Przywódca Związku Sowieckiego planował powołać w Polsce marionetkowy ośrodek władzy, wzmocniony własnym wojskiem. Powstanie dywizji było aktem politycznym skierowanym przeciwko rządowi Rzeczypospolitej Polskiej na uchodźstwie. Żołnierze 1 DP rekrutowali się z osób, które padły ofiarą masowych przesiedleń przeprowadzonych przez NKWD na polskich Kresach w latach 1939–1941. Formowanie i szkolenie dywizji odbywało się w obozach wojskowych Sielce i Biełoomut na terenie Moskiewskiego Okręgu Wojskowego.

Dowódcą 1 DP został płk Zygmunt Berling, były legionista, następnie dowódca pułku, który w czerwcu 1939 r. odszedł z wojska po tym, jak postawiono mu zarzut zachowania niegodnego honoru oficera. Po agresji ZSRS na Polskę Berling trafił do obozu w Starobielsku, gdzie dobrowolnie został agentem NKWD, unikając tym samym śmierci w Katyniu. Na polecenie Moskwy Berling zdezerterował z Polskich Sił Zbrojnych w ZSRS gen. Władysława Andersa i po pewnym czasie otrzymał zadanie sformowania polskiej dywizji walczącej u boku Armii Czerwonej.

Od powstania do końca wojny kadrę 1 DP w przytłaczającej większości stanowili oficerowie odkomenderowani z Armii Czerwonej. Nadzór nad nastrojami wcielonych w szeregi dywizji Polaków sprawowali oficerowie polityczno-wychowawczy, rekrutujący się ze środowiska polskich komunistów – obywateli ZSRS. Wszelkie przejawy wrogości wobec Kraju Rad były zwalczane przez oddział Informacji Wojskowej, który został obsadzony przez oficerów sowieckiego kontrwywiadu znanego pod nazwą Smiersz (akronim od „smiert’ szpionom” – śmierć szpiegom). W skład dywizji wchodziły: dowództwo i sztab, 1, 2 i 3 Pułk Piechoty, 1 Pułk Czołgów, 1 Pułk Artylerii Lekkiej, pododdziały wsparcia i służby. W październiku 1943 r. dywizja liczyła 12,6 tys. ludzi.

Na front!

W sierpniu 1943 r. skrócono program szkolenia tak, aby dywizja mogła wyjść na front 1 września 1943 r. Miało to swój wymiar symboliczny ze względu na czwartą rocznicę agresji III Rzeszy na Polskę, ale odbiło się na umiejętnościach żołnierzy, mających mgliste pojęcie o realiach wojny na froncie wschodnim. W toku formowania komuniści wielokrotnie podkreślali, że dywizja będzie szła do Polski „najkrótszą drogą” – przeciwnie do Armii Andersa, która została ewakuowana do Iranu. Z tego powodu zapadła decyzja o skierowaniu 1 DP na Smoleńszczyznę, skąd miała maszerować na zachód tzw. szosą warszawską.

Po bitwach pod Stalingradem i Kurskiem szala zwycięstwa na froncie wschodnim przechyliła się na stronę ZSRS. Jesienią 1943 r. Stalin rozkazał rozpoczęcie generalnej ofensywy na wszystkich odcinkach frontu wschodniego. Kampania letnio-jesienna Armii Czerwonej przyniosła poważne sukcesy na Ukrainie, jednak na Białorusi wojska sowieckie doznały szeregu upokarzających klęsk. Bitwa pod Lenino, stoczona w dniach 12–18 października 1943 r., była jedną z wielu nieudanych prób wtargnięcia Armii Czerwonej w głąb Białorusi. Kluczem do zdobycia Białorusi była Brama Smoleńska – strategicznie ważny pas ziemi pomiędzy wielkimi rzekami Dnieprem a Dźwiną. Aby kontrolować ten teren, Armia Czerwona musiała zdobyć Witebsk i Orszę. Zawładnięcie Bramą Smoleńską otwierało przed Sowietami drogę do Polski i krajów bałtyckich.

Zadanie zdobycia Bramy Smoleńskiej otrzymał Front Zachodni Armii Czerwonej, dowodzony przez gen. armii Wasilija Sokołowskiego. Główne uderzenie w kierunku Orszy miało zostać wyprowadzone z linii Lenino – Bajewo przez 21 i 33 Armię. Odległość do celu wynosiła około 50 kilometrów. Przygotowania do bitwy ruszyły 8 października 1943 r., zaś termin jej rozpoczęcia wyznaczono na 12 października. Czas, który przewidziano na przygotowywanie skomplikowanej operacji, był niewystarczający. Przemieszczenia wojsk Frontu Zachodniego odbywały się w warunkach podobnych do tych, które napotkał Wehrmacht idący na Moskwę jesienią 1941 r. Ruch samochodów utrudniało wszechobecne błoto. Wycofujący się Niemcy stosowali taktykę „spalonej ziemi”. Większość osiedli położonych wzdłuż dróg spalili, wysadzili w powietrze mosty i ustawili pola minowe.

Wojska wchodzące w skład 21 i 33 Armii liczyły łącznie 136 tys. ludzi i były wspierane przez dwa korpusy broni pancernej i korpus kawalerii. O ile sowieckie dywizje zdołały na czas skoncentrować się w rejonie Bajewa i Lenino, to problemem stało się zgromadzenie dostatecznej ilości amunicji artyleryjskiej. Duża część zapasów zalegała w składach oddalonych o 200 kilometrów od linii frontu i brakowało paliwa, aby je na bieżąco podwozić. Park samochodowy jednostek Frontu Zachodniego pozostawiał wiele do życzenia. Oprócz nowoczesnych amerykańskich samochodów ciężarowych, dostarczanych w ramach umowy Lend-Lease Act, transport Armii Czerwonej wciąż opierał się na sfatygowanych ciężarówkach rodzimej konstrukcji. Niedobór amunicji fatalnie zaciążył na przebiegu bitwy.

Dostępu do Orszy bronił niemiecki XXXIX Korpus Pancerny. Odcinek frontu od Lenino do Bajewa utrzymywała 337 Dywizja Piechoty, licząca około 9 tys. ludzi. Niemcy oparli swoją obronę na linii głębokich okopów nazwanych Linią Pantery. Obrońcom sprzyjał teren, gdyż umocnienia przebiegały przez dominujące nad okolicą wzgórza, z których roztaczał się doskonały widok na niższy obszar po wschodniej stronie frontu. Walczące wojska oddzielała od siebie wąska rzeka Miereja płynąca w torfiastej dolinie.

Na mocy rozkazu sztabu Frontu Zachodniego polska 1 DP została włączona w skład 33 Armii, którą dowodził gen. Wasilij Gordow. 10 października dywizja zajęła podstawy wyjściowe do natarcia. Nastroje wśród żołnierzy panowały różne. Wielu byłych więźniów gułagów nie ufało komunistom i było gotowych za każdą cenę dostać się w rodzinne strony. W noc przed bitwą grupa 11 żołnierzy zdezerterowała na stronę niemiecką. Z zamiarem tym nosili się od momentu wcielenia w szeregi dywizji. Po przejściu na stronę niemiecką dezerterzy wyjawili, że bitwa rozpocznie się o świcie 12 października. Po otrzymaniu tej informacji dowództwo XXXIX Korpusu Pancernego postawiło w stan alarmowy wszystkie swoje jednostki i zwróciło się o wsparcie przez Luftwaffe.

Krwawa jatka

Tak jak wyjawili dezerterzy, bitwa rozpoczęła się o poranku 12 października. Generalny atak sowieckich armii poprzedziło rozpoznanie walką. Celem tej taktyki było wyjawienie pozycji ogniowych, które następnie miały zostać ostrzelane przez artylerię. Dwie kompanie 1 Pułku Piechoty natarły na niemieckie stanowiska. Atakujący wdarli się do nieprzyjacielskich okopów na odcinku kilkudziesięciu metrów, ale chwilę potem zostali ostrzelani z dwóch stron – przez własną i niemiecką artylerię – i okrążeni. Po krótkiej strzelaninie 80 Polaków oddało się do niewoli. Był to pierwszy tego typu wypadek w bitwie pod Lenino.

Właściwy atak miało poprzedzić potężne przygotowanie artyleryjskie. W pasie natarcia 21 i 33 Armii skoncentrowano cztery dywizje artylerii, z czego jedna była uzbrojona w ciężkie stacjonarne wyrzutnie rakiet kalibru 300 mm. Zgodnie z planem artyleria miała prowadzić ogień przez jedną godzinę i 40 minut. Nawała artyleryjska rozpoczęła się o 9.20, ale niespodziewanie po 40 minutach działa wstrzymały kanonadę. Powodem skrócenia czasu trwania ostrzału były topniejące z każdą minutą zapasy amunicji, której kwatermistrzostwo nie było w stanie dostarczać na bieżąco.

Atak piechoty rozpoczął się po godz. 10.00. Polskie 1 i 2 Pułki Piechoty wykonały natarcie na dwukilometrowym odcinku frontu pomiędzy wsiami Trygubowo i Połzuchy. Szybko okazało się, że niemiecka obrona nie została dostatecznie obezwładniona. W krzyżowym ogniu karabinów maszynowych pododdziały 1 DP wymieszały się ze sobą, co utrudniło dowodzenie. Pomimo rosnących strat, żołnierze dywizji wtargnęli do wsi Trygubowo, a niedługo później także do umocnionej osady Połzuchy. W tym samym czasie sąsiednie dywizje sowieckie (42 i 290 DP) nie zdołały dotrzymać kroku. Spowodowało to odkrycie skrzydeł 1 DP, wysuniętej do przodu o dwa kilometry. 1 i 2 Pułki Piechoty znalazły się w ogniowej pułapce pod ciągłym ostrzałem niemieckiej artylerii prowadzonym z trzech kierunków.

Po początkowym niepowodzeniu, Niemcy przegrupowali się i przeszli do kontrataku na Trygubowo. Uderzenie wykonała mocno osłabiona kompania grenadierów przy wsparciu trzech dział szturmowych, a mimo to atak okazał się całkowitym zaskoczeniem dla dowództwa 1 Pułku Piechoty. Gdy na niebie pojawiły się niemieckie samoloty, zapanowała panika. Żołnierze zaczęli w popłochu opuszczać Trygubowo. W tym momencie do bitwy na nowo włączyła się sowiecka artyleria, ale jej nieprecyzyjny ogień poraził zarówno atakujących, jak i obrońców. Część żołnierzy 1 Pułku Piechoty, odcięta przez ogień własnych dział, poddała się Niemcom. Nie był to jedyny przypadek, gdy sowiecka artyleria położyła ogień na szyki 1 DP. Już dziesięć minut po rozpoczęciu natarcia salwa rakiet kalibru 300 mm spustoszyła szeregi 1 Pułku Piechoty. Nacierający na prawym skrzydle 2 Pułk Piechoty znalazł się dwukrotnie pod ogniem własnych haubic. Między innymi z tego powodu nie udało się utrzymać wsi Połzuchy, która w wyniku ostrzału stanęła w płomieniach i wpadła z powrotem w ręce Niemców. W boju o Połzuchy 200 żołnierzy 2 Pułku Piechoty trafiło do niemieckiej niewoli.

Niemieckie dowództwo, poinformowane przez dezerterów z 1 DP o dacie ataku, skierowało w rejon Lenino potężne siły lotnicze 6 Floty Powietrznej, ściągnięte ze wszystkich lotnisk Luftwaffe na Białorusi. Bombowce nurkujące Junkers Ju-87, popularne sztukasy, atakowały przede wszystkim stanowiska artylerii i kolumny zaopatrzenia. Stosunkowo szybko sparaliżowany został wszelki ruch. Z tego powodu żołnierzom na pierwszej linii zaczęło brakować amunicji strzeleckiej. W desperacji piechurzy sięgali po broń zdobytą na nieprzyjacielu. Natarcie całkowicie wygasło.

Wprawdzie dowództwo 33 Armii dysponowało licznymi jednostkami artylerii przeciwlotniczej, ale ich uzbrojenie stanowiły lekkie armaty kalibru 37 mm i sprzężone karabiny maszynowe. Brakowało skuteczniejszych średnich armat 85 mm. Posiadane siły okazały się niewystarczające wobec dużego zintensyfikowania nalotów. Sowieccy żołnierze mówili, że nie pamiętali tak silnych bombardowań od czerwca 1941 r. 1 DP nie dysponowała organiczną bronią przeciwlotniczą. Prowizorycznym rozwiązaniem było strzelanie do nurkujących samolotów z rusznic przeciwpancernych ustawianych na drewnianych kłodach, ale skuteczność tego ognia była nikła. Przestrzeń powietrzną nad polem bitwy pod Lenino zabezpieczała 1 Armia Lotnicza ze składu Frontu Zachodniego. Już w ciągu pierwszego dnia bitwy lotnicy sowieccy utracili przewagę w powietrzu. 12 października służba obserwacyjno-meldunkowa 33 Armii zameldowała o 205 niemieckich samolotach nad polem bitwy, a już 13 października było ich aż 455. Intensywne naloty na pozycje 21 i 33 Armii trwały do 16 października.

Mordercza improwizacja

Zapadające o godz. 18.00 ciemności uchroniły 1 DP przed dalszymi atakami z powietrza. Po zmroku próbowano wznowić działania zaczepne. Oficerowie polityczno-wychowawczy groźbą i przekleństwami podrywali żołnierzy do dalszego natarcia. Zdarzały się wypadki, że przemęczeni żołnierze tylko pozorowali natarcie, aby oddać się do niemieckiej niewoli. Niemcy zdawali sobie z tego sprawę i nie otwierali ognia. Z obu stron frontu było słychać nawoływania w języku polskim. W 337 DP służyła grupa żołnierzy wcielonych do Wehrmachtu na Górnym Śląsku. Z ich pomocą sztab dywizji przygotował apel propagandowy do żołnierzy 1 DP w języku polskim, który nadano przez megafony. W pewnym momencie zagrano nawet „Mazurka Dąbrowskiego”.

Z powodu karygodnych zaniedbań żołnierze 1 DP nie otrzymali na czas wsparcia własnych czołgów. Dywizji podlegał 1 Pułk Czołgów uzbrojony w 32 średnie T-34 i siedem lekkich T-70M. Dowódca pułku ppłk Anatol Wojnowski notorycznie nadużywał alkoholu i był nietrzeźwy także w trakcie bitwy. Większość czołgów zagrzebała się w błotnistej dolinie Mierei, gdyż ppłk Wojnowski nie dopilnował wykonania wzmocnionych podjazdów w kierunku przepraw przez rzekę. Zabezpieczenie saperskie bitwy kulało także w oddziałach 33 Armii. W trakcie bitwy gen. Gordow rozkazał wprowadzić w wyłom dwie sowieckie brygady pancerne. Część czołgów utknęła w torfowisku Mierei lub wjechała na pola minowe. Tylko pojedyncze czołgi z czerwoną gwiazdą wzięły udział w walkach o Trygubowo, wspierając żołnierzy 1 DP ogniem z miejsca. W toku kolejnych dni bitwy 33 Armia straciła niemal 100 czołgów zniszczonych przez niemieckie działa przeciwpancerne i lotnictwo. Straty poniosła także artyleria 1 DP. Wiele koni ciągnących działa miało białe lub siwe umaszczenie i na tle szaroburej ziemi stanowiły one doskonały cel. Niektóre baterie utraciły wszystkie konie. Unieruchomiona została cała artyleria pułkowa, podczas gdy osamotniona piechota wykrwawiała się bez wsparcia ogniowego.


Dowódca 1 Pułku Piechoty 1 DP, ppłk. Franciszek Derks, zdaje meldunek zastępcy dowódcy dywizji ds. liniowych, płk. Bolesławowi Kieniewiczowi – późniejszemu twórcy owianego złą sławą Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Fot. Centralne Archiwum Wojskowe Wojskowego Biura Historycznego

W nocy z 12 na 13 października zdziesiątkowany 1 Pułk Piechoty został zluzowany przez 3 Pułk Piechoty, przesunięty z drugiego rzutu dywizji. Bilans kilku godzin walk był zatrważający. Z trzech batalionów 1 Pułku Piechoty pozostało zaledwie 500 żołnierzy. Generał Berling oskarżył o tę klęskę dowódcę pułku ppłk. Franciszka Derksa i chciał go osobiście zastrzelić. Przeczuwając zagrożenie, ppłk Derks schronił się w sztabie 33 Armii.

Rano 13 października gen. Gordow postanowił kontynuować natarcie. Pogoda sprzyjała działaniu lotnictwa jeszcze bardziej niż w dniu poprzednim. Chwilę po wschodzie słońca nad pole walki nadleciały niemieckie bombowce. Natarcie 1 DP załamało się po pierwszej próbie poderwania żołnierzy z okopów. Widząc rosnące straty, gen. Berling rozkazał zaprzestać działań zaczepnych. Decyzja ta była jawnym złamaniem rozkazów gen. Gordowa. Obaj generałowie spotkali się ze sobą w punkcie dowodzenia 33 Armii. Między dowódcami wywiązała się ordynarna awantura, w której gen. Berling nie przebierał w słowach. W następstwie kłótni gen. Gordow uznał, że 1 DP jest niezdolna do samodzielnej walki i rozkazał wycofać ją na tyły swojej armii. Na tym zakończył się bój 1 DP pod Lenino.

Bitwa pod Lenino trwała do 18 października, zaś jej moment kulminacyjny przypadł na 14 i 15 października. Pomimo skierowania do walki kolejnych jednostek pancernych i piechoty, nie udało się odbić Trygubowa. Straty sowieckich dywizji były jeszcze cięższe niż te poniesione przez 1 DP. Ostatecznie dywizje 33 Armii umocniły się na kilkumetrowym przyczółku na zachodnim brzegu Mierei, który nie miał znaczenia operacyjnego i nie był wart poniesionych strat. Jeszcze gorzej wypadło natarcie sąsiedniej 21 Armii, która zaatakowała lewe skrzydło niemieckiej 337 DP na odcinku pomiędzy wsią Połzuchy a miastem Bajewo. Po siedmiu dniach uporczywych walk armia wciąż pozostawała na pozycjach wyjściowych. Straty w 21 Armii były tak ciężkie, że sztab Frontu Zachodniego podjął decyzję o czasowym rozwiązaniu armii i odesłaniu jej dowództwa na tyły.

W wyniku bojów w dniach 12–18 października 1943 r. wojska gen. Wasilija Sokołowskiego utraciły 23 tys. ludzi zabitych i rannych. Z 50 kilometrów, które dzieliły wojska sowieckie od Orszy, udało się przejść zaledwie 3–4 kilometry. Operacja orszańska Frontu Zachodniego poniosła spektakularną klęskę. Bitwa pod Lenino nie zakończyła też walk o zdobycie Bramy Smoleńskiej. W okresie od jesieni 1943 do marca 1944 r. Armia Czerwona przeprowadziła jeszcze 12 operacji zaczepnych na tym kierunku i wszystkie zakończyły się niepowodzeniem. W kwietniu 1944 r. wojska sowieckie weszły w okres pauzy operacyjnej i większe walki już się nie toczyły.

Ostatecznie wojska sowieckie wyparły Niemców z Białorusi dopiero w czerwcu 1944 r. w wyniku starannie zaplanowanej operacji strategicznej „Bagration”. Był to niewątpliwy sukces, odpowiednio nagłośniony przez propagandę i dokładnie opisany przez sowiecką historiografię. Nieudana kampania białoruska z 1943 r. została wymazana z oficjalnych kart historii. Równocześnie jednak liczne porażki Frontu Zachodniego na Białorusi stały się przedmiotem pracy Komisji Nadzwyczajnej Państwowego Komitetu Obrony ZSRS. Komisja zakończyła pracę w kwietniu 1944 r. Po przeczytaniu raportu z jej prac Stalin podjął decyzję o usunięciu gen. Sokołowskiego ze stanowiska i rozwiązaniu Frontu Zachodniego. Z wojsk podległych dowództwu frontu utworzono nowy związek operacyjny – Front Białoruski, na czele którego stanął marsz. Konstantin Rokossowski.

Propagandowa bitwa po bitwie

Według jednego z meldunków, 1 DP w ciągu dwóch dni bitwy pod Lenino utraciła 510 zabitych, 1776 rannych i 768 zaginionych, łącznie 3054 ludzi (23% stanu). Na tle strat innych jednostek 33 Armii zwracała uwagę wysoka liczba zaginionych bez wieści. Część z owych zaginionych odnaleziono w szpitalach polowych, jednak zdecydowana większość trafiła do niemieckiej niewoli. Tylko w ciągu pierwszego dnia bitwy pod Lenino dowództwo 337 DP zameldowało, że wzięło 441 jeńców. Podczas przesłuchań Polacy szczegółowo opowiadali o organizacji, uzbrojeniu i stosunkach narodowościowych panujących w 1 DP. Do zimy jeńcy spod Lenino przebywali w obozach na zapleczu frontu, a następnie przewieziono ich do Stalagu XI Altengrabow koło Magdeburga, gdzie doczekali końca wojny.

W licznym gronie jeńców 1 DP znalazła się grupa kilkunastu ludzi, na czele z por. Adolfem Wysockim, którzy zdecydowali się na kolaborację z okupantem. Ludzie ci zostali przewiezieni na teren Generalnego Gubernatorstwa. Władze niemieckie wykorzystywały ich w działaniach propagandowych. Sam por. Wysocki uczestniczył w wiecach antysowieckich i był autorem relacji zamieszczonej w polskojęzycznym „Kurierze Częstochowskim”. Po wojnie władze PRL utrzymywały informację o jeńcach spod Lenino w tajemnicy. Sprawa była tym bardziej wstydliwa, że por. Adolf Wysocki został uznany za poległego i odznaczony Krzyżem Orderu Virtuti Militari V kl.

W latach 1944–1989 bitwa pod Lenino była celebrowana z wielką pompą. W 1950 r. rocznicę bitwy pod Lenino uczyniono Dniem Wojska Polskiego, w miejsce Święta Żołnierza – obchodzonego 15 sierpnia na cześć Bitwy Warszawskiej. Każdego roku prasa porównywała Lenino do Grunwaldu i wiktorii wiedeńskiej. Ze względu na rangę, jaką propaganda PRL nadawała bitwie pod Lenino, nie było warunków do przeprowadzenia rzetelnych badań na jej temat. W 1 DP służyli późniejsi przedstawiciele komunistycznej władzy: Edward Ochab, Włodzimierz Sokorski, Roman Zambrowski, Aleksander Zawadzki. W interesie elit Polski Ludowej nie leżało ujawnienie, że bitwa zakończyła się sromotną klęską Armii Czerwonej, a ofiary po stronie 1 DP były dramatycznie wielkie. Był to ważny, acz nie jedyny powód, dla którego obraz bitwy przez lata ulegał zakłamaniu.


Obraz Michała Byliny Lenino. Zbiory Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie

W okresie PRL dziejami Ludowego Wojska Polskiego zajmował się Wojskowy Instytut Historyczny. Zdecydowana większość zatrudnionych tam historyków miała wysokie stopnie wojskowe i podlegała nadzorowi Głównego Zarządu Politycznego. W zbiorach specjalnych Wojskowego Instytutu Historycznego znajdowały się cenne dokumenty wytworzone przez wojska niemieckie, polskie i sowieckie, które dawały wyobrażenie o skali błędów popełnionych przez dowódców Armii Czerwonej. Z przyczyn politycznych materiały te nie mogły ujrzeć światła dziennego. Nieliczne dokumenty, które zostały opublikowane w postaci wydawnictw źródłowych były cenzurowane. Wykreślano z nich informacje o rozstrzeliwaniu jeńców niemieckich oraz o przypadkach dezercji. W publikacjach o Lenino, zwłaszcza prasowych, roi się od zafałszowań. Zdarzało się, że tam, gdzie w cytowanych źródłach była mowa o odwrocie, podmieniano słowa tak, aby napisać, że nastąpił atak. Cechą charakterystyczną publikacji traktujących o Lenino było pomijanie operacyjnego kontekstu bitwy. Wzmianki na temat sił i celów wojsk sowieckich na Białorusi były lakoniczne, a na działania strony niemieckiej spuszczano zasłonę milczenia. Bitwa ta przedstawiana była jako zwycięski bój 1 DP stoczony w dniach od 12 do 13 października. Zaciekłe walki prowadzone między 14 a 18 października nikogo nie interesowały, a wszelka krytyka Armii Czerwonej była niedopuszczalna.

Przez cały okres zimnej wojny sowieccy sztabowcy szykowali się do III wojny światowej, która miała wybuchnąć pomiędzy państwami stronami Układu Warszawskiego a członkami NATO. W latach 1944–1989 Polska Rzeczpospolita Ludowa i jej Siły Zbrojne były operacyjnie i politycznie podporządkowane ZSRS. Komunistyczna propaganda ukazywała tę faktyczną zależność jako „sojusz bratnich narodów”. Lenino stało się heroicznym mitem, który umacniał rzekomą przyjaźń PRL i ZSRS. Jednocześnie zimnowojenna logika spychała historyków do roli dostarczycieli takich mitów, które miały podnosić morale żołnierzy Ludowego Wojska w obliczu nadchodzącego konfliktu. Prawda o tragizmie bitwy była skrywana przede wszystkim przed tymi, którzy w realiach atomowego pola walki mieli podzielić los poległych pod Trygubowem i Połzuchami.

Artykuł powstał w wyniku realizacji projektu badawczego o nr. 2017/27/N/HS3/02926 finansowanego ze środków Narodowego Centrum Nauki.


Kamil Anduła – pracownik Wojskowego Biura Historycznego im. gen. broni Kazimierza Sosnkowskiego. Absolwent Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Zainteresowania badawcze: historia wojskowa, dzieje Ludowego Wojska Polskiego. Kierownik grantu badawczego „Lenino 1943: mity i fakty. Studium taktyczno-operacyjne” realizowanego ze środków Narodowego Centrum Nauki.

 

 

 

 

 

Tekst pochodzi z najnowszego numeru kwartalnika „Polska Zbrojna. Historia” 1/2021.

 

 

 

Wydawnictwo można kupić w naszym sklepie.

 

 

 

 

Kamil Anduła

autor zdjęć: Centralne Archiwum Wojskowe Wojskowego Biura Historycznego, domena publiczna, Zbiory Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie

dodaj komentarz

komentarze


Czarna Dywizja z tytułem mistrzów
 
Jak Polacy szkolą Ukraińców
Operacja „Feniks” – pomoc i odbudowa
Posłowie o modernizacji armii
Łączy nas miłość do Wojska Polskiego
Nowa ustawa o obronie cywilnej już gotowa
Srebro na krótkim torze reprezentanta braniewskiej brygady
W obronie Tobruku, Grobowca Szejka i na pustynnych patrolach
Czworonożny żandarm w Paryżu
W Toruniu szkolą na międzynarodowym poziomie
Jeniecka pamięć – zapomniany palimpsest wojny
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Cele polskiej armii i wnioski z wojny na Ukrainie
21 grudnia upamiętniamy żołnierzy poległych na zagranicznych misjach
Awanse dla medalistów
Świąteczne spotkanie pod znakiem „Feniksa”
Polska i Kanada wkrótce podpiszą umowę o współpracy na lata 2025–2026
Miliardowy kontrakt na broń strzelecką
Polskie Pioruny bronią Estonii
Szkoleniowa pomoc dla walczącej Ukrainy
„Czajka” na stępce
Kluczowa rola Polaków
Determinacja i wola walki to podstawa
Bohaterowie z Alzacji
Wiązką w przeciwnika
Zimowe wyzwanie dla ratowników
Olimp w Paryżu
„Nie strzela się w plecy!”. Krwawa bałkańska epopeja polskiego czetnika
Fundusze na obronność będą dalej rosły
Wszystkie oczy na Bałtyk
„Niedźwiadek” na czele AK
Ustawa o zwiększeniu produkcji amunicji przyjęta
Sukces za sukcesem sportowców CWZS-u
Świąteczne spotkanie na Podlasiu
Rekord w „Akcji Serce”
Podziękowania dla żołnierzy reprezentujących w sporcie lubuską dywizję
Polacy pobiegli w „Baltic Warrior”
W hołdzie pamięci dla poległych na misjach
Opłatek z żołnierzami PKW Rumunia
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Opłatek z premierem i ministrem obrony narodowej
Wybiła godzina zemsty
Chirurg za konsolą
Trudne otwarcie, czyli marynarka bez morza
Estonia: centrum innowacji podwójnego zastosowania
Druga Gala Sportu Dowództwa Generalnego
„Szczury Tobruku” atakują
Rosomaki w rumuńskich Karpatach
Poznaliśmy laureatów konkursu na najlepsze drony
Kluczowy partner
Olympus in Paris
Prawo do poprawki, rezerwiści odzyskają pieniądze
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Kosmiczny zakup Agencji Uzbrojenia
Trzecia umowa na ZSSW-30
Ryngrafy za „Feniksa”
Kadeci na medal
Polskie Casy będą nowocześniejsze
W drodze na szczyt
Medycyna „pancerna”
Rosomaki i Piranie
„Feniks” wciąż jest potrzebny
Wstępna gotowość operacyjna elementów Wisły
Zmiana warty w PKW Liban
Żaden z Polaków służących w Libanie nie został ranny

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO