– Do lat 90. o bezpieczeństwie państw decydowały stosunki z innymi krajami, dziś decydujące jest to, co dzieje się wewnątrz nich – ocenił ponad 20 lat temu prof. Adam Daniel Rotfeld, były szef polskiej dyplomacji, uprzedzając późniejsze konflikty na Bałkanach czy w Gruzji. Dziś otrzymał tytułu doctor honoris causa Akademii Obrony Narodowej.
Minister spraw zagranicznych, a wcześniej wiceszef MSZ w latach 2001 – 2005, naukowiec, wykładowca akademicki i autor 450 publikacji, przez większość życia działał na rzecz globalnego bezpieczeństwa: jako ekspert Organizacji Narodów Zjednoczonych i NATO czy współprzewodniczący Polsko-Rosyjskiej Grupy do Spraw Trudnych. Znany jest z doskonałych diagnoz. – Ataki terrorystyczne w Nowym Jorku i Waszyngtonie nie są początkiem III wojny. Mogą być co najwyżej początkiem międzynarodowej koalicji przeciwko terroryzmowi – odpowiadał dziennikarzom jeszcze zanim rozpoznano, kto odpowiada za zamach na WTC i Pentagon w 2001 roku, i zanim było wiadomo, jak na nowe zagrożenie zareaguje USA.
W tym czasie kierował jeszcze Sztokholmskim Międzynarodowym Instytutem Badań nad Pokojem - SIPRI. Był jego dyrektorem 10 lat, pierwszym, który pełnił tę funkcję dwie kadencje. Tę cywilną instytucję powołano w czasach zimnej wojny do monitorowała wyścigu zbrojeń. Oceniała rzeczywiste wydatki militarne państw. Naukowiec z Polski od 1989 r. prowadził badania nad rolą Niemiec w zmieniającej się właśnie Europie. Trzy lata później ogłosił, że zagrożenie bezpieczeństwa międzynarodowego będzie wynikać nie tyle z konfliktów pomiędzy państwami, co z konfliktów o podłożu etnicznym i narodowym, wybuchających wewnątrz krajów. I wkrótce zaczęły się problemy na Kaukazie, w Gruzji, byłej Jugosławii czy Kosowie. Na zakończenie pracy w SIPRI Karol XVI Gustaw odznaczył Rotfelda Srebrnym Medalem Królewskiej Szwedzkiej Akademii Wiedzy Wojskowej, której członkiem był od 1996 r. Przyznano mu też wiele innych odznaczeń, w tym francuski Krzyż Oficerski Legii Honorowej, Wielki Krzyż Zasługi Orderu Zasługi RFN oraz Krzyż Wielki Orderu Polonia Restituta i Krzyż Komandorski z Gwiazdą Orderu.
Rotfeld wszedł na stałe do światowej czołówki ekspertów zajmujących się polityką bezpieczeństwa. W latach 1992–1993 był Osobistym Przedstawicielem przewodniczącego KBWE ds. politycznego rozwiązania zbrojnego konfliktu w Naddniestrzu (powstała republika, która oderwała się od Mołdowy). Jego raport był podstawą pokojowego rozwiązania sporu dzięki międzynarodowym zabiegom.
W 2000 r. prezydent Polski wprowadził go do Rady Bezpieczeństwa Narodowego. Został też członkiem Rady Międzynarodowego Centrum Demokratycznej Kontroli nad Siłami Zbrojnymi oraz Genewskiego Centrum Polityki Bezpieczeństwa. A od 2006 roku były szef MSZ jest związany jest ze strukturami ONZ, z którą sympatyzował od czasu studiów, kierując towarzystwami przyjaciół organizacji. Został przewodniczącym Kolegium Doradczego Sekretarza Generalnego ONZ ds. Rozbrojenia.
Polski dyplomata w 2009 r. otrzymał też nominację na członka Grupy Ekspertów NATO do przygotowania nowej koncepcji strategicznej Sojuszu Północnoatlantyckiego. To 12-osobwa „Grupa Mędrców”, którzy musieli rozważać nowe zagrożenia, jak choćby cyberatak. – NATO to sojusz obronny i symbol solidarności, jeden z najważniejszych źródeł stabilności we współczesnym, niepewnym świecie – mówił Rotfeld, zaznaczając, że Pakt nie może być policjantem świata i powinien się zbliżać do Rosji. Ostrzega, że bezpieczeństwo przestało się sprowadzać do kwestii militarnych, ale obejmuje też gospodarcze, demograficzne, fiskalne i polityczne. – Dochodzi do renacjonalizacji bezpieczeństwa, kiedy każdy kryzys i trudna sytuacja sprawiają, że państwa uciekają w nisze narodowe – ubolewa.
Działalność Rotfelda na rzecz bezpieczeństwa nie wzięła się znikąd. Sam doświadczył tragedii wojny i ścierania się totalitaryzmów XX wieku. Urodził się przed II wojną światową pod Lwowem, w rodzinie pochodzenia żydowskiego. Jego ziemie rodzinne trafiły do Związku Radzieckiego. Rodziców zamordowali Niemcy, a chłopca ukrywali grekokatoliccy duchowni pod nazwiskiem Daniel Czerwiński. Po wojnie przeszedł przez wiele sierocińców. Dopiero jako kilkunastolatek usłyszał swoje prawdziwe nazwisko. W 1970 roku, gdy brał ślub z Barbarą Sikorską (zmarła w 2006 r.), po raz pierwszy zobaczył oryginalny odpis swej metryki urodzenia. Wzruszony czytał nieznane dotąd nazwisko panieńskie matki, potwierdzał imiona rodziców, miejsce i datę urodzenia.
Zawsze walczył o pamięć i prawdę o II wojnie światowej. – Jeśli my nie będziemy bez przerwy przypominać o tym, jaka była prawda o II wojnie światowej, to nikt tego za nas nie zrobi – mówił. A jego życiowe motto brzmi: „Wiedzieć, co dobre i jak się nie wie, co powiedzieć, to zawsze warto mówić prawdę”.
autor zdjęć: AON
komentarze