NATO coraz intensywniej rozwija aktywności mające zapewnić bezpieczeństwo jego członkom. Sojusznicy szczególną uwagę zwracają na ochronę infrastruktury krytycznej znajdującej się na dnie Bałtyku. Takie zadanie realizują uczestnicy operacji „Baltic Sentry”. Okręty natowskiego zespołu SNMCMG1 pojawiły się także na wodach Zatoki Pomorskiej.
Operacja „Baltic Sentry” nabiera rozpędu. Okręty NATO, których celem jest monitoring kluczowych dla żeglugi szlaków oraz infrastruktury krytycznej na Bałtyku, coraz wyraźniej zaznaczają swoją obecność także na polskich akwenach. W początkach marca tego roku do Świnoujścia zawinęły jednostki SNMCMG1 (Standing NATO Mine Countermeasures Group 1), jednego z czterech zespołów wchodzących w skład sojuszniczych Sił Odpowiedzi. – Jesteśmy tutaj po to, by uzupełnić paliwo, zapasy wody i żywności, słowem: odtworzyć gotowość do dalszych działań – tłumaczył jeszcze w porcie kmdr Eric Kockx, dowódca zespołu. Niebawem też okręty wróciły na morze, a my przez chwilę mogliśmy zajrzeć za kulisy misji, którą pełnią ich załogi.
NATO w szyku
Na otwartych pokładach kontenery z żywnością i sprzętem, przestronny mostek, po bokach ciężkie karabiny maszynowe – HNLMS „Luymes” robi solidne wrażenie. Holenderski okręt to jednostka hydrograficzna, z powodzeniem jednak może pełnić funkcję platformy dowodzenia siłami przeciwminowymi. To właśnie na jego pokładzie w połowie stycznia został ulokowany sztab, który kieruje poczynaniami SNMCMG1. – Obecnie zespół składa się z czterech okrętów. Obok „Luymesa” w jego skład wchodzą niszczyciele min HNLMS „Schiedam” z Holandii, HSwMS „Ulvön” ze Szwecji, a także HNoMS „Hinnoy” z Norwegii – wylicza kmdr Kockx. Dwa pierwsze będą z nami działać w Zatoce Pomorskiej, ostatni akurat wykonuje zadania w innej części Bałtyku.
Ale to za pewien czas. Na razie zbliżamy się do główek świnoujskiego portu, mijając dźwigi, składy towarów i zacumowane przy nabrzeżu jednostki. Wreszcie po prawej burcie wyłania się Gazoport – jedno z kluczowych miejsc w gospodarczym krwiobiegu Polski. Tutaj kierują się wypełnione skroplonym paliwem zbiornikowce, a same dostawy stanowią ogniwo skomplikowanej układanki, która zapewnić ma środkowej Europie niezależność od surowców z Rosji. „Baltic Sentry” została zainicjowana m.in. po to, by strzec niezakłóconego funkcjonowania takich instalacji.
Tymczasem „Luymes” jest już na pełnym morzu. Obok nas zarysowują się sylwetki kolejnych okrętów. Są więc dwa wspomniane niszczyciele min, ale także ORP „Kontradmirał Xawery Czernicki” z 8 Flotylli Obrony Wybrzeża. Iks, jak nazywają go marynarze, sam kilkakrotnie brał udział w misjach zespołów przeciwminowych. Teraz znów dołączy do SNMCMG1 – tym razem na kilka godzin, by poćwiczyć. Na początek okręty formują szyk torowy. Idą jeden za drugim, po czym wykonują zwrot. Niebawem mamy je po lewej burcie. W kolejnych godzinach jeszcze kilka razy zmienią swoje położenie. Takie manewry to nieodłączny element każdych ćwiczeń. Podczas nich załogi odświeżają procedury związane z prowadzeniem łączności i zgrywają się, przy czym bazują na zasadach obowiązujących w NATO. To jeden ze sposobów na wzmacnianie interoperacyjności, która stanowi jeden z filarów Sojuszu. NATO składa się z 32 państw. Na co dzień żołnierze i marynarze z krajów członkowskich posługują się różnymi językami, po części korzystają z odmiennego sprzętu. Ale podczas wspólnych operacji, misji czy na polu bitwy muszą jednak rozumieć się w pół słowa. Działać niczym dobrze naoliwiony mechanizm.
Manewrowanie w szykach to nie wszystko. Scenariusz ćwiczeń przewiduje też badanie morskiego dna. Idziemy więc na rufę okrętu, gdzie na leżach spoczywa sonar holowany. Niebawem urządzenie zostanie opuszczone do wody, okręt pociągnie je za sobą, rejestrowany zaś przez nie obraz poprzez światłowód powędruje wprost na stanowisko operatora. – Sonar może pracować praktycznie na okrągło. Bywało, że na Morzu Północnym wykorzystywaliśmy go każdego dnia przez dwa tygodnie – przyznaje kmdr por. Sjoet, holenderski oficer z załogi HNLMS „Luymes” (jak tłumaczy, ze względu na własne bezpieczeństwo może przekazać tylko stopień oraz imię; pełnymi danymi mogą operować tylko nieliczni – w tym dowódca zespołu i dowódcy poszczególnych okrętów). Urządzenie już wcześniej było używane podczas „Baltic Sentry”. – Skanowaliśmy dno w rejonach, gdzie znajduje się infrastruktura krytyczna, także na polskich wodach. Teraz mamy obraz podwodnych instalacji, uzupełniony o dane przekazane nam przez waszą marynarkę. Jeśli otrzymamy jakieś niepokojące sygnały, ponownie zlustrujemy rurociągi i kable. Nałożymy na siebie obrazy i sprawdzimy, czy wszystko z nimi w porządku – tłumaczy oficer. Ale podobne zadania realizuje nie tylko okręt dowodzenia. Wkrótce będę miał okazję przyjrzeć się działaniom marynarzy spoza jego załogi.
Jak budować świadomość
Włożenie pomarańczowego skafandra, który powinien ochronić mnie przed wiatrem i wodą, to nie lada wyczyn. Zwłaszcza jeśli ma się na sobie zimowe buty i solidną kurtkę. Po kilku minutach siłowania dopinam jednak zamki. Teraz pozostaje już tylko włożyć kamizelkę ratunkową i można wsiadać do łodzi. Zajmuję miejsce tuż za sternikiem, a dźwig wolno opuszcza nas na morze. Kilka minut później łódź pruje spokojną dziś powierzchnię Bałtyku. Kierujemy się wprost na szwedzki niszczyciel min HSwMS „Ulvön”. Wkrótce zrównujemy się z nim, ale okręt wcale nie zwalnia. Marynarze opuszczają tylko drabinkę sznurową, po której mozolnie wspinam się wzdłuż burty. Kiedy stawiam stopy na deskach pokładu, oddycham z ulgą. „Ulvön” to jednostka typu Koster. Ma blisko 50 m długości i załogę składającą się z 30 oficerów, podoficerów i marynarzy. W pewnym sensie właśnie tworzą oni historię. „Ulvön” jest bowiem pierwszym szwedzkim okrętem, który na stałe dołączył do zespołu NATO. – Do Sojuszu wstąpiliśmy niedawno, ale przecież z natowskimi okrętami współdziałaliśmy w ramach „Partnerstwa dla pokoju” od 1997 roku. Znamy procedury. Dlatego ta misja to dla nas trochę „business as usual” [wszystko po staremu] – zapewnia kmdr por. Mathias Hägberg, dowódca jednostki.
Zanim przyjrzymy się, jakie zadania realizuje podczas ćwiczeń załoga, oficer zabiera nas na krótką przechadzkę po jednostce. Zaglądamy na niewielki mostek, z którego widać posadowioną na dziobie 40-milimetrową armatę – główną broń przeciwko zagrożeniom z powietrza i powierzchni morza. Dalej zahaczamy o centrum walki i informacji (combat information center – CIC), gdzie pełniący wachtę marynarze przez całą dobę gromadzą dane z okrętowych sensorów. Dzięki temu budują tzw. świadomość sytuacyjną, a mówiąc inaczej – wiedzę o tym, co dzieje się w sąsiedztwie okrętu pod wodą, na jej powierzchni i ponad nią.
Po wizycie w CIC-u schodzimy pod pokład, by obejrzeć pędniki cykloidalne, dzięki którym „Ulvön” może zawrócić niemalże w miejscu. W końcu na chwilę zatrzymujemy się przy pojazdach podwodnych. Marynarze mają do dyspozycji dwa typy takich urządzeń. Korzystają z Sea Foxów – dronów kamikadze do wysadzania min i niewybuchów. Najważniejszy jednak jest Double Eagle Mk II firmy Saab. Ten ważący 340 kg pojazd potrafi zanurzyć się na głębokość nawet 350 m. Służy do identyfikacji zalegających na dnie obiektów, a w razie potrzeby może podkładać pod nie ładunki wybuchowe. I to właśnie on zostanie użyty podczas ciągle jeszcze trwających ćwiczeń.
Ponownie zaglądam na rufę. Przy pojeździe krzątają się już marynarze w kaskach. Jeden z nich za pośrednictwem konsoli sprawdza działanie poszczególnych wirników i świateł. Wreszcie Double Eagle zostaje poderwany przez dźwig i opuszczony do morza. Wirniki zaczynają mleć wodę, pojazd przez chwilę sunie tuż przy burcie okrętu, wreszcie znika pod powierzchnią. Z odmętów wystaje jedynie gruby, pomarańczowy kabel, który łączy go z pokładem.
Znów zaglądam na mostek. Tam na jednym z monitorów wyświetla się obraz rejestrowany przez kamerę Double Eagle’a. Misja nie trwa długo – ledwie około godziny. Ale jak przyznaje dowódca okrętu, pojazd był opuszczany do morza już wcześniej. I pewnie będzie jeszcze wiele razy. – W SNMCMG1 pozostaniemy łącznie przez dwa miesiące. Potem zastąpi nas bliźniaczy okręt HSwMS „Kullen” – zapowiada kmdr por. Hägberg.
Sojusz patrzy
Ćwiczenia w Zatoce Pomorskiej trwały zaledwie jeden dzień. Po ich zakończeniu okręty wyruszyły na kolejny patrol. SNMCMG1 zgodnie z założeniem powinien operować na wszystkich akwenach północnej Europy. Teraz jednak aktywność zespołu skupiona jest głównie na Morzu Bałtyckim. A wszystko za sprawą wspomnianej już operacji „Baltic Sentry”. Impulsem do jej rozpoczęcia stała się seria incydentów zanotowanych pod koniec ubiegłego roku. Wówczas to statki płynące do i z portów rosyjskich kilkakrotnie uszkadzały położoną na morskim dnie infrastrukturę. Holowane po dnie kotwice uszkadzały kable energetyczne i telekomunikacyjne. Wcześniej w podobnych okolicznościach zniszczony został gazociąg Baltic Pipe pomiędzy Finlandią a Estonią. I choć odpowiedzialne za to statki pływają pod różnymi banderami, liczne tropy z nimi związane prowadzą do Rosji. Eksperci powtarzają, że na Bałtyku na dobre rozpętała się wymierzona w Zachód wojna hybrydowa, a NATO próbuje temu zaradzić.
Kmdr Kockx przyznaje, że przez ostatnie tygodnie marynarzom z SNMCMG1 zdarzało się obserwować dziwne zachowania statków. – Niektóre jednostki na nasz widok nagle zatrzymywały się, zmieniały kurs. Ich zamiary trudno udowodnić, ale jestem pewien, że nasza obecność pozwoliła uchronić infrastrukturę przed kolejnymi zniszczeniami – podkreśla. Dodaje też, że natowskie patrole to rodzaj demonstracji. Sygnał wysłany do przeciwników: „cokolwiek zamierzacie zrobić, lepiej zrezygnujcie, bo na pewno zostanie to zauważone i spotka się z odpowiednią reakcją”. Jak ona może wyglądać, pokazali niedawno Finowie, którzy zatrzymali i odprowadzili do portu tankowiec „Eagle S”, podejrzewany o uszkodzenie m.in. kabla elektroenergetycznego EstLink 2. Statek przez dwa miesiące stał bezczynnie w fińskim porcie, co dla jego właścicieli generowało gigantyczne straty.
Polska „Zatoka”
Tymczasem „Baltic Sentry” to niejedyne tego typu przedsięwzięcie. Własną operację osłony morskiej infrastruktury krytycznej od blisko trzech lat realizuje Polska. W ramach „Zatoki” na morze regularnie wychodzą jednostki 3 Flotylli Okrętów i 8 Flotylli Obrony Wybrzeża. Całością zawiaduje Centrum Operacji Morskich – Dowództwo Komponentu Morskiego w Gdyni. – Sytuacja na Bałtyku cały czas pozostaje niestabilna, a do tego dynamicznie się zmienia – przyznaje kadm. Piotr Sikora, dowódca 8 FOW. Jak dodaje, podlegające mu okręty na bieżąco monitorują sytuację związaną z ruchem gazowców w okolicach świnoświnoujskiego terminala LNG. Pilnują również przebiegającego w pobliżu rurociągu Baltic Pipe, którym tłoczony jest gaz z Norwegii. A na tym nie koniec. Niszczyciele 8 FOW, które na co dzień stacjonują w Gdyni, patrolują Zatokę Gdańską i południowo-wschodnią część Bałtyku. Tam m.in. przebiegają szlaki żeglugowe prowadzące do trójmiejskich terminali kontenerowych, a także naftoportu w Gdańsku. Tymczasem krytycznej infrastruktury na morzu przybywa. Niebawem u polskich wybrzeży powstanie farma elektrowni wiatrowych i pływający terminal gazowy. – Wszelka podejrzana aktywność jednostek pływających na tych akwenach będzie skrupulatnie przez nas sprawdzana – zaznacza kadm. Sikora.
Oczywiście „Zatoka” nie toczy się w całkowitym oderwaniu od „Baltic Sentry”. Państwa Sojuszu położone nad Bałtykiem na bieżąco wymieniają się informacjami, aby zminimalizować ryzyko kolejnych incydentów. Choć, niestety, należy założyć, że w najbliższym czasie próby uderzeń w infrastrukturę krytyczną raczej nie ustaną. Rosja, nawet po ewentualnym zawarciu rozejmu bądź pokoju kończącego wojnę w Ukrainie, nie zrezygnuje ze swoich imperialnych ambicji. Na razie przynajmniej niewiele na to wskazuje. A głównym przeciwnikiem Kremla pozostaje Zachód – w ostatnim czasie ograniczony przede wszystkim do krajów Europy. Sam Bałtyk z kolei, ze względu na specyficzne prawo obowiązujące na morzach, stanowi dogodną przestrzeń do prowadzenia działań hybrydowych – substytutu otwartej wojny, na którą z różnych względów Rosjanie na razie zapewne się nie zdecydują.
autor zdjęć: Marcin Purman/ 8 FOW, Łukasz Zalesiński, Olivier Le Comte/MARCOM/NATO

komentarze