Na ten dzień czekały pokolenia Polaków. 10 lutego 1920 roku gen. Józef Haller dokonał w Pucku zaślubin Rzeczpospolitej z Bałtykiem. Akt ten w symboliczny sposób pieczętował długotrwałe zmagania, które miały zapewnić odradzającemu się państwu dostęp do morza. Efekt politycznych zabiegów był daleki od marzeń, ale i tak wywołał niemal powszechną euforię.
Wkroczenie wojsk polskich do Pucka. Fot. NAC
Pogoda była fatalna. W Pucku od samego rana mżyło. Skuwający zatokę lód pokrył się cienką warstwą deszczówki. Koń gen. Józefa Hallera stawiał drobne kroki, a jeździec musiał uważać, by się nie przewrócić. Katastrofy szczęśliwie udało się uniknąć, ale... Hallera i tak prześladował pech. Generał wiózł ze sobą dwa platynowe pierścienie – dar polskich mieszkańców Gdańska. Jeden miał na palcu, drugi zamierzał wrzucić do przerębla. Pierścień wyślizgnął mu się jednak z dłoni, potoczył po lodzie i wpadł do wody. Po latach Haller tak wspominał ów moment: „Po lodowej tafli pobiegło kilku Kaszubów, lecz żaden nie mógł pochwycić pierścienia, który wiernie połączył się z wodami Bałtyku. Na moje pytanie: „Czemuście go nie pochwycili?”, odpowiedzieli proroczo: „Będziemy go mieli w Szczecinie”.
Zgrabna puenta przesłoniła oczywistą konkluzję: wydarzenia tego dnia z pewnością mogły potoczyć się lepiej. Ale 10 lutego 1920 roku chyba nikt w Pucku nie narzekał. Mało tego, euforia ogarnęła całą bez mała Polskę – gazety, polityków i to bez względu na ich partyjną przynależność, szarych zjadaczy chleba.
Rzeczpospolita wracała nad Bałtyk. Uchylało się dla niej okno na świat.
Apetyt na Gdańsk
I wojna światowa przyniosła kres kilku imperiom. W Europie jak grzyby po deszczu zaczęły wyrastać nowe państwa. A kto tylko mógł, starał się o dostęp do morza. Zabiegali o to nawet Czesi, którzy widzieli siebie w roli zarządców Triestu. Aspiracje Polski dziwić zatem nie mogły. Wyjście na Bałtyk miało uniezależnić kraj od niemieckich portów i szlaków kolejowych, a co za tym idzie zapewnić mu gospodarczą swobodę. Zamierzenia były ambitne. Polacy chcieli otrzymać solidny kawał wybrzeża wraz z Gdańskiem.
Wizje te zaczęły nabierać realnych kształtów, kiedy jeszcze na polach bitewnych grzmiały działa. W styczniu 1918 roku prezydent Stanów Zjednoczonych Woodrow Wilson przedstawił Kongresowi 14-punktowy plan, który miał pomóc w uporządkowaniu powojennego świata. Dokument zawierał wzmiankę o niepodległej Polsce sięgającej do Bałtyku. Szanse na realizację projektu znacząco wzrosły po tym, jak państwa centralne przegrały wojnę. Ale sprawa nie była prosta. Przyszłość Polski wywoływała bowiem spory wśród zwycięskich mocarstwa. Francja chciała wyrwać dla Rzeczpospolitej jak najwięcej. Widziała w tym drogę do osłabienia Niemiec – swojego największego rywala w walce o prymat na kontynencie. Ale już Wielka Brytania wcale się do tego nie paliła. Władze w Londynie nie zamierzały pogrążać Niemców, aby Francja nazbyt nie urosła. Dyplomatyczny kontredans nabrał rozpędu w początkach 1919 roku, kiedy to w Paryżu rozpoczęła się konferencja pokojowa. O jak najszerszy dostęp Polski do Bałtyku zabiegali m.in. Roman Dmowski i Ignacy Jan Paderewski, który starał się wykorzystać szerokie koneksje wśród amerykańskich polityków. Pech chciał, że zainteresowanie prezydenta Wilsona polskimi sprawami z czasem nieco osłabło. A kiedy przyszło do formułowania ostatecznych decyzji, przeważyły racje brytyjskie. „Intensywne starania Dmowskiego i Paderewskiego nie dały pożądanego efektu – ocenia historyk Jerzy Będźmirowski – Trzeba się było cieszyć tym, co łaskawie mocarstwa nam przydzieliły. Polska otrzymała jedynie skrawek wybrzeża o długości 140 kilometrów (licząc Półwysep Helski z obu stron), co stanowiło tylko 2,5 procent granic państwa. Znajdowały się tam dwa niewielkie porty: Puck i Hel. Gdańsk nie zostały przyznany Polsce, lecz uzyskał status Wolnego Miasta”.
Józef Haller rzuca pierścień w fale Bałtyku 10 lutego 1920 r. Obraz Zaślubiny Polski z Bałtykiem autorstwa Wojciecha Kossaka. Źródło Wikipedia
Polacy przez chwilę mieli jeszcze nadzieję, że zdołają wziąć sprawy w swoje ręce i postawić obradujących w Paryżu aliantów przed faktem dokonanym. Jeszcze pod koniec 1918 roku na Pomorzu zawiązała się tajna organizacja, która zamierzała wywołać w Gdańsku antyniemieckie powstanie. Autorzy planu liczyli na wsparcie powracającej z Francji Armii Hallera. Niemcy w porę się jednak zorientowali i zablokowali możliwość przerzutu hallerczyków przez Gdańsk. Ostatecznie żołnierze przyjechali do Polski koleją. Projekt powstania spalił na panewce.
Polska musiała się więc cieszyć z tego, co ma. I cieszyła się, jak tylko umiała.
Front rusza ku morzu
Proces przejmowania od Niemców skrawka bałtyckiego wybrzeża ruszył 17 stycznia 1920 roku. Tego dnia sformowany został Front Pomorski, na czele którego stanął gen. Haller, opromieniony sławą twórcy i dowódcy Błękitnej Armii. Wkrótce podległe mu pododdziały ruszyły na północ, zajmując kolejne miejscowości. Z rzadka napotykali na opór, który jednak był szybko dławiony. Operacja została zakończona w ciągu kilku tygodni. Jej symboliczne zwieńczenie nastąpiło w Pucku – największym wówczas mieście polskiego wybrzeża. Gen. Haller wyruszył tam z Torunia. Jechał pociągiem w towarzystwie licznych oficjeli. Po drodze skład zatrzymał się w Gdańsku, gdzie na delegację czekali miejscowi Polacy. Przewodził im Józef Wybicki, prawnuk twórcy „Mazurka Dąbrowskiego”. On też wręczył Hallerowi wspomniane już pierścienie. Postój był krótki, a generał nie opuścił nawet peronu. Oficjele bali się niemieckiej prowokacji. Już w Pucku Haller przesiadł się na konia i ruszył w kierunku portu. Zanim wjechał na lód, wygłosił przygotowaną wcześniej formułę: „W imieniu Najjaśniejszej Rzeczypospolitej Polskiej ja, generał broni Józef Haller, obejmuję w posiadanie ten oto prastary Bałtyk słowiański”.
Na uroczystość ściągnęło pokaźne grono mieszkańców. Udział w niej wzięli także wicepremier Wincenty Witos, czy przyszły prezydent Stanisław Wojciechowski. Byli wreszcie goście z zagranicy. Jeden z nich, płk Paul Allegrini, reprezentujący francuską armię, stwierdził później: „Brzeg obecnie odzyskany jest tylko połową okna, jaką sobie Polska na świat szeroki otworzyła – ale po otwarciu tej połowy, otwarcie drugiej nastąpić musi”. W słowach tych pobrzmiewała już zapowiedź niełatwych czasów, które miały nastąpić niebawem. Rozwiązania rozrysowane na wersalskich mapach całkowicie bowiem nie zadowalały do końca nikogo. Nikt nie wątpił, że dostęp do Bałtyku to dopiero pierwszy krok, a Polska musi podjąć gigantyczny trud zagospodarowania pozbawionego infrastruktury i zapuszczonego skrawka wybrzeża. Wkrótce też rozpoczęła się budowa Gdyni, która stała się jednym z największych przedsięwzięć II RP. Z drugiej strony było jasne, że Niemcy prędzej czy później upomną się o należący do Polski skrawek lądu, który wąskim klinem wrzynał się pomiędzy ich terytoria.
Na razie jednak odradzająca się Rzeczpospolita spoglądała w przyszłość z nadzieją.
Podczas pisania korzystałem z: Janusz Czechowski, Bałtyk a problem politycznego i ekonomicznego bezpieczeństwa II Rzeczypospolitej, „Studia historyczne” R. LV, 2012, Z.2 (218); Jerzy Będźmirowski, Problematyka morska w dziejach Polski, „Zeszyty naukowe Akademii Marynarki Wojennej”, Rok XLV nr 4 (159) 2004; Adam Szulczewski, Bogdan Zalewski, Pomorze w granicach Polski odrodzonej, „Zeszyty naukowe Akademii Marynarki Wojennej” rok XLX, nr 1 (176) 2009; Stefan Aksamitek, Generał Haller. Zarys biografii historycznej, Katowice 1989.
autor zdjęć: NAC, Wikipedia
![](/Content/Images/Public/loading.gif)
komentarze