moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

Pogromcy „ślepogratów”

Polacy mają ogromne zasługi w walce z niemieckimi pociskami V-1: zdobywali plany i części tej broni, bombardowali zakłady, gdzie je produkowano, lokalizowali wyrzutnie, ale też niszczyli pociski wystrzeliwane na Londyn i inne miasta Europy Zachodniej. Najczęściej podkreśla się rolę wywiadu AK i polskiego lotnictwa wojskowego, ale do tego grona należy dopisać także… żołnierzy gen. Maczka.

Jeden z polskich przeciwlotników, por. Tadeusz Niwiński, który w czasie II wojny światowej służył w polskich i brytyjskich bateriach przeciwlotniczych w Wielkiej Brytanii, tak wspominał: „Pięknie się strzelało do V-1! Można powiedzieć, że dla artylerii przeciwlotniczej bomby te spełniały idealne warunki: cel lecący na jednakowej wysokości, z jednakową szybkością i idealnie po prostym kursie. Czyż można sobie wyobrazić lepsze warunki do obliczenia punktu, gdzie cel i pocisk muszą się spotkać?!”. Istotnie, w 1944 roku po początkowym zaskoczeniu atakami „bomb latających” lub „samolotów-pocisków”, jak nazywano wtedy te jedne z pierwszych w historii pocisków manewrujących, Brytyjczycy wypracowali skuteczny system obrony przed atakami V-1. Choć od razu należy zaznaczyć, że nie zniwelował on zupełnie zagrożenia, i bilans ofiar eksplozji „bezzałogowców” na terytorium Wielkiej Brytanii to około 5,5 tys. zabitych (niektóre źródła podają 6 tys.) i około 16 tys. rannych.

Transport bomby latającej V-1. Na fotografii widoczni żołnierze przesuwający pocisk z betonowego schronu w kierunku pola startowego.

W jaki sposób Brytyjczycy bronili się przed nadlatującymi falami V-1? Kompleksowo, tworząc cztery strefy obronne. Za I strefę odpowiedzialne było tylko i wyłącznie lotnictwo myśliwskie, działające nad morzem w odległości od brzegu nie mniejszej niż 10 tys. jardów (około 9 km). Tu, prócz brytyjskich lotników, triumfy w polowaniu na V-1 odnosili piloci polskich dywizjonów myśliwskich. Strefa II należała do artylerii przeciwlotniczej, której działa były ustawione w pasie nadbrzeżnym o szerokości 5 tys. jardów. Strzelały one tylko w kierunku morza w zasięgu 10 tys. jardów. Strefa III była przeznaczona znowu dla samolotów myśliwskich zestrzeliwujących te pociski, którym udało się przedrzeć przez pierwsze dwie strefy (tu także patrole prowadzili m.in. polscy lotnicy). Strefa IV to obszar balonów zaporowych unoszących swe „pajęczyny” nad przedmieściami Londynu.

Lizanie cukru przez szybę

Postępy ofensywy wojsk sprzymierzonych, które po inwazji w Normandii kolejno zajmowały Francję, Belgię i Holandię, znacznie osłabiły ataki V-1 na Londyn, ale jednocześnie Niemcy część swoich wyrzutni skierowali na miasta odbite im przez aliantów. Atakami lotniczymi i rakietowymi objęli zwłaszcza te miejscowości, które miały znaczenie strategiczne dla prowadzenia alianckiej ofensywy w głębi Rzeszy. Jednym z takich punktów wiosną 1945 roku był port w Antwerpii, gdzie ze statków przeładowywano dziennie dziesiątki ton zaopatrzenia dla walczącego na froncie wojska.

„Leciały te bomby latające dniem i nocą, pojedynczo i stadami, wysoko i nisko – a zawsze tuż nad głowami […]. Nazywano je różnie: z polska ślepograty, z angielska bazzbomby lub wi-łany, z niemiecka fau-ajansy. Znaliśmy je jeszcze z Anglii, badaliśmy ich wyrzutnie w północnej Francji, ale dopiero tu w Holandii dały się one nam naprawdę we znaki. Nienawidzili ich wszyscy, bez względu na stopień, wiek i płeć, my jednak, przeciwlotnicy, żywiliśmy do nich nienawiść bardziej zajadłą niż inni” – wspominał porucznik Bolesław S. Lewicki, żołnierz 1 Pułku Artylerii Przeciwlotniczej należącej do sławnej 1 Dywizji Pancernej gen. Stanisława Maczka.

Skąd brała się ta wyjątkowa zajadłość polskich przeciwlotników? Odpowiedź jest prosta: 1 Pułk Artylerii Przeciwlotniczej był najbardziej pechową jednostką z całej dywizji. W czasie jej chrztu bojowego pod Falaise w sierpniu 1944 roku odniósł dotkliwe straty omyłkowo zbombardowany przez amerykańskie lotnictwo, a podczas świetnej ofensywy pancerniaków gen. Maczka przez Francję i Belgię, przeciwlotnicy pełnili rolę piechoty albo swymi działami ochraniali sztaby lub „tabory” dywizji.

Bomba latająca V-1 w locie (nad drzewami).

Podobnie było w Holandii, gdy dywizja stanęła na leża zimowe nad rzeką Mozą. Tu znowuż przeciwlotnicy chodzili, jak piechurzy, na patrole albo ostrzeliwali ze swych pelotek niemieckie cele naziemne za rzeką. Przeciwlotnicy w czarnych beretach mogli jedynie obserwować przelatujące na niebie pociski V-1, gdyż mieli kategoryczny zakaz strzelania do nich, wręcz grożono im sądem polowym, jeśli „jakaś z bomb przypadkiem zleci w rejonie wysokich dowództw!”. Rozkaz godny sławnego „Paragrafu 22”… Polacy mogli jedynie ćwiczyć atak na V-1 „na sucho”, czyli namierzali i odprowadzali lufami swych dział każdy nadlatujący pocisk. Jak się miało okazać, to „lizanie cukru przez szybę”, jak wymownie opisywali swoją sytuację, miało przynieść już niebawem znakomite efekty.

Czarne berety wchodzą do gry

Ta irytująca przeciwlotnikików gen. Maczka sytuacja zmieniła się w chwili, kiedy przydzielono ich do amerykańskiego zespołu Antwerp X. Tak Amerykanie nazwali swoje oraz podlegające im brytyjskie jednostki przeciwlotnicze odpowiedzialne za obronę portu antwerpskiego przed atakami Luftwaffe. Niemieckie lotnictwo na początku 1945 roku było już znacznie przetrzebione, ale zamiast samolotów z czarnymi krzyżami na Antwerpię nadlatywały fale „ślepogratów” – pocisków V-1. Najpierw amerykańskie dowództwo wyznaczyło Polakom rejon blisko portu, ale kiedy zauważono, że wyposażeni są oni jedynie w standardowe działa przeciwlotnicze, pozbawione dodatkowych lunet, pneumatycznego naprowadzania i innych przyrządów elektrycznych, przesunięto ich w mniej strategiczne miejsce.

Rozkazano polskim przeciwlotnikom ustawić armaty na samej granicy holendersko-belgijskiej, przed pierwszą linią obrony. Dodatkowo wyznaczono im wąskie sektory i ograniczono kąt podniesienia dział, by swym strzelaniem nie zrobili krzywdy własnym oddziałom. Co więcej, włączywszy Polaków do sieci alarmowej, nie dano im głośników, przez które emitowany był sygnał alarmu przeciwlotniczego. Żołnierze skazani byli więc na siedzenie dniem i nocą ze słuchawkami telefonicznymi na uszach, by nie przegapić alarmu. Było to ogromnie męczące, zwłaszcza gdy wydłużały się przerwy ciszy między alarmami. W końcu poradzono sobie z tym problemem, konstruując własne głośniki.

To wskazuje, że Amerykanie ocenili wyposażenie polskich przeciwlotników na niedostateczne i nie chcąc ich zupełnie wycofywać „z pola”, przeznaczyli im drugorzędną rolę tzw. zapchajdziury. Szybko jednak musieli zweryfikować swe postępowanie. Przeciwlotnicy gen. Maczka „wygłodzeni” brakiem akcji, do których byli przeznaczeni, ćwiczący „na sucho” tygodniami walkę z V-1 nad Mozą, błyskawicznie udowodnili swe mistrzostwo i to na sprzęcie, który według amerykańskich specjalistów dyskwalifikował ich jako obrońców tego niezwykle ważnego strategicznie portu. „Żołnierze [nasi] – pisał porucznik Lewicki – wkładali w strzelanie całą z dawna nagromadzoną pasję, całą duszę. Gdy zameldowaliśmy o pierwszych sukcesach, amerykańskie dowództwo przyjęło je z niedowierzaniem. Przekonano się jednak na podstawie meldunków baterii stojących za nami, że nie tylko nie przesadzamy w ocenie naszych sukcesów, ale podajemy zaledwie jedną trzecią faktycznie przez nas zestrzelonych bomb. Staliśmy się nagle przedmiotem ogólnego zainteresowania. […] Gdy w czasie jednej z inspekcji zestrzelono jednym z pierwszych strzałów bombę, a inspekcjonujący brygadier dowiedział się, że właśnie w roli celowniczych wystąpili kierowca jeepa i kierowca cysterny na wodę, popularność nasza doszła do szczytu”.

Bomba latająca V-1 uderza w cel. Widoczne kominy.

Trzeba przy tym zaznaczyć, że trafienie V-1 wiązało się z niemałym zagrożeniem dla strzelających doń przeciwlotników. Był to pocisk o niszczycielskiej mocy. Jego eksplozja powodowała deszcz odłamków, które często padały blisko stanowisk baterii przeciwlotniczych. Czasem zdarzało się, że pocisk nie eksplodował tylko spadał w całości na ziemię. Takie trofeum było najbardziej cenione przez żołnierzy. W kwietniu 1945 roku 1 Pułk Artylerii Przeciwlotniczej został wyłączony z zespołu Antwerp X – przeciwlotnicy znowu wrócili do roli wspierających swe czołgi i piechotę „artylerzystów naziemnych”, ale ich klasa została zapamiętana. Dowódca Antwerp X gen. Clare H. Armstrong pisał w liście pożegnalnym do gen. Stanisława Maczka: „Niech Pan pozwoli, Generale, pogratulować Panu dowodzenia tak świetnym pułkiem. Nasza współpraca w ramach jednego zgrupowania, składającego się z wojsk amerykańskich, brytyjskich i polskich, złączyła nas wszystkich jeszcze ściślej więzią koleżeństwa”. Pamiętajmy, że ten list wysłano do gen. Maczka niedługo po konferencji w Jałcie, gdy nie eksponowano już na Zachodzie zbyt mocno polskiego wkładu w zwycięstwo…

Zespół Antwerp X zestrzelił 2183 pocisków V-1 na 2394, które doleciały nad Antwerpię. Wiele z nich zniszczyli żołnierze 1 Pułku Artylerii Przeciwlotniczej, rozsławiając i na tym polu czarne berety – 1 Dywizję Pancerną.

Źródła cytatów:

„1 Dywizja Pancerna w walce. Czarna Kawaleria gen. Maczka od Cean do Wilhelmshaven. Relacje dowódców i żołnierzy”, praca zbiorowa, Kraków – Warszawa 2013;
E. McGilvray E., „Marsz Czarnych Diabłów. Odyseja 1. Dywizji Pancernej generała Maczka”, tłum.J. J. Kotarski, Poznań 2006;
T. Niwiński, „…Przez siedem krain, przez siedem mórz, przez siedem lat… Zapiski polskiego artylerzysty przeciwlotniczego”, Warszawa 1999.

Piotr Korczyński , redaktor kwartalnika „Polska Zbrojna. Historia”

autor zdjęć: NAC

dodaj komentarz

komentarze


Dzień, który zmienił bieg wojny
 
Bałtyk – wciąż bezpieczny czy już nie?
Podejrzane manewry na Bałtyku
Posłowie za wypowiedzeniem konwencji ottawskiej
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Żołnierze WOT-u szkolili się w Słowenii
The Power of Infrastructure
Polska z dodatkowym wsparciem sojuszników
Flyer, zdobywca przestworzy
Nowa dostawa Homarów-K
Generał „Grot” – pierwszy dowódca AK
Polacy bezkonkurencyjni w górskich zmaganiach we Włoszech
Podróż w ciemność
Pestki, waafki, mewki – kobiety w Polskich Siłach Zbrojnych
Pierwsze oficerskie gwiazdki
GROM’s DNA
Planowano zamach na Zełenskiego
Nie żyje żołnierz PKW Irak
ORP „Necko” idzie do natowskiego zespołu
Terytorialsi z Dolnego Śląska najlepiej wysportowani
Żołnierze z 10 Brygady Kawalerii Pancernej powalczą w IV lidze
Wypadek Rosomaka
Wyższe stawki dla niezawodowych
Rosyjska maszyna Su-24 przechwycona przez polskie F-16
Specjalsi pod nowym dowództwem
GROM w obiektywie. Zobaczcie sami!
Zbrodnia we wsi, której już nie ma
Kadeci z NATO i z Korei szkolili się w Karkonoszach
Historyczne zwycięstwo ukraińskiego F-16
Dekapitacyjne uderzenie w Iran
Wybierz Wydarzenie Historyczne Roku
NATO przechodzi do działania
Policja ze wsparciem wojskowego Bayraktara
Na Dolnym Śląsku „Wakacje z WOT” coraz popularniejsze
Strażnicy polskiego nieba
Więcej na obronność, silniejsze NATO
Odbudowa obrony cywilnej kraju
Gen. Szkutnik o planach 18 Dywizji
Inwestycja w żołnierzy
Żołnierze PKW Irak są bezpieczni
Ewakuacja Polaków z Izraela
Polki wicemistrzyniami Europy w szabli
Ratownik w akcji
Śmierć gorsza niż wszystkie
USA przyłączyły się do ataku Izraela na Iran
Świat F-35
Święto sportów walki w Warendorfie
Sukcesy żołnierzy na międzynarodowych arenach
Marynarka świętuje i zaprasza na okręty
Szczyt NATO nie tylko o wydatkach na obronność
Prawo dla kluczowych inwestycji obronnych
Rakiety dla polskich FA-50
Policjanci w koszarach WOT
Pionierski dron
„Swift Response ‘25”, czyli lekka piechota w ciężkim terenie
Pociski do FA-50 i nowe Rosomaki
Szczyt w Hadze zakończony, co dalej?
Kajakami po medale
K2. Azjatycka pantera

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO