Tytułowe zdanie, zaczerpnięte od świętego Augustyna, brzmi w pełnej wersji: „Roma locuta, causa finita”, czyli „Rzym przemówił, sprawa zakończona”. Oznaczało to, że wypowiedź Kościoła jest wiążąca dla wiernych.
Z czasem stwierdzenie to nabrało uniwersalnego sensu i zaczęło oznaczać każdą sprawę ostatecznie rozstrzygniętą. W kontekście badań historycznych taka postawa jest niebezpieczna, ponieważ dla historyka nie ma spraw raz na zawsze rozstrzygniętych. Nie tylko z tego powodu, że zawsze pojawić się mogą nowe źródła, lecz także dlatego, że każde pokolenie na nowo odczytuje przeszłość. Należy równocześnie pamiętać, że jest tendencja do upraszczania przeszłości, do przedstawiania jej w wersji czarno-białej, do formułowania prostych odpowiedzi. Wystarczy włączyć telewizor i wysłuchać jednej z licznych dyskusji dotyczących naszej przeszłości, w których biorą udział zawsze ci sami posłowie i publicyści.
Ostatnio w związku z wyrokiem Sądu Okręgowego w Warszawie w sprawie „przestępczego związku zbrojnego”, którego uczestnicy przygotowali i wprowadzili stan wojenny w Polsce, znów zaczęło być głośno na ten temat. W ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Ewa Jethon powiedziała, że decyzję o wprowadzeniu stanu wojennego podejmowano nie w stanie wyższej konieczności, bo nie było bezpośredniego zagrożenia interwencją zewnętrzną. Intencją oskarżonych było zaś zachowanie istniejącego w Polsce systemu i własnej w nim pozycji.
Pomińmy karkołomną konstrukcję aktu oskarżenia, stwierdzającego, że najwyżsi funkcjonariusze państwa utworzyli „przestępczy związek zbrojny”, bo jeśli chodzi o twórczość prokuratorów IPN, nic nie jest już w stanie nas zdziwić. Sędziowie wypowiedzieli się stanowczo i jednoznacznie, odrzucili argumenty obrony o zagrożeniu interwencją zewnętrzną. Wystąpili więc w roli historyków, do czego nie są przygotowani. Podchwycili to natychmiast biorący udział w dyskusjach medialnych i stwierdzili, że w 1981 roku nie było zagrożenia interwencją, bo niezawisły sąd tak stwierdził, czyli „Roma locuta”, koniec dyskusji.
Pojawiły się też argumenty, że większość historyków także jest tego zdania. W nauce jednak nie decyduje opinia większości. Historyk analizuje dostępne źródła, wpisuje wydarzenia w kontekst, sam formułuje wnioski i sam za nie odpowiada. Uznanie, że może istnieć jedna obowiązująca wersja wydarzeń, oznacza koniec historii jako nauki.
Przyjęcie poglądu sędziów, że nie było groźby interwencji zewnętrznej, oznacza, że stojący na czele ZSRR Leonid Breżniew, który zadecydował o zdławieniu „praskiej wiosny” i wkroczeniu do Afganistanu, postanowił zrezygnować z Polski, co w konsekwencji musiało oznaczać rezygnację z NRD. A w konsekwencji zapewne także z zależnych od ZSRR krajów demokracji ludowej. Czy naprawdę Sąd Okręgowy w Warszawie wierzy w tak głęboką przemianę Leonida Breżniewa?
Nie ulega wątpliwości, że Kreml wolał, żeby generał Wojciech Jaruzelski wprowadził stan wojenny i sam rozwiązał konflikt w Polsce. Profesor Andrzej Leon Sowa, autor wydanej w 2011 roku cennej „Historii politycznej Polski 1944–1991”, stwierdza: „Możliwość wojskowej interwencji sowieckiej w Polsce była zatem potencjalnym zagrożeniem, które polskie władze musiały stale brać pod uwagę, bez względu na bieżące sygnały otrzymywane z Moskwy, tym bardziej że nie był to jeszcze czas, kiedy kierownictwo radzieckie zgodziłoby się na likwidację swojego imperium zewnętrznego, którego Polska była zasadniczym zwornikiem”. Interwencja mogła mieć zresztą różne formy, na przykład wywołania w czasie odbywających się w Polsce manewrów Układu Warszawskiego zamieszek i udzielenia „bratniej pomocy” w tej sytuacji.
Wyrok Sądu Okręgowego jest nieprawomocny, co oznacza, że jego uzasadnienie jest również nieprawomocne. To daje nadzieję historykom. Może Roma jeszcze nie locuta.

komentarze