moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

Twarzą w żwir

Gdy 22 stycznia 1944 roku ponad pięćdziesiąt tysięcy Amerykanów i Brytyjczyków wylądowało pod Anzio, kompletnie zaskakując tym Wehrmacht, do Rzymu zostało im tylko 30 mil prostej jak strzała i wolnej od nieprzyjaciela drogi. Amerykańscy zwiadowcy na swych jeepach dotarli nawet do rogatek Wiecznego Miasta. Dlaczego więc nie świętujemy zdobycia Rzymu pod tą datą?

Jesienią 1943 roku dla alianckiego dowództwa stało się jasne, że po szybkim zdobyciu Sycylii, reszta „włoskiego buta” nie będzie już łatwą zdobyczą. Z każdym dniem obrona Niemców we Włoszech tężała i to było dopiero preludium horroru, jaki przygotowali oni sprzymierzonym pod Monte Cassino. W grudniu alianccy dowódcy spotkali się na konferencji w Tunisie dla przeanalizowania sytuacji. Brytyjczycy forsowali plan swego premiera, Winstona Churchilla, by przeprowadzić desant na zachodnim wybrzeżu Włoch, w miejscowościach Nettuno i Anzio. To miało zaskoczyć wojska niemieckie i zmusić je do walki na dwa fronty. Ponadto atakujący żołnierze alianccy mieliby niedaleko do Rzymu i co najważniejsze – wyszliby na tyły linii Hitlera i Gustawa, których potężne umocnienia już czekały na krwawe żniwa.

Brytyjskiego optymizmu co do desantu pod Nettuno i Anzio nie podzielali jednak Amerykanie, a zwłaszcza generał Dwight D. Eisenhower, świeżo mianowany naczelnym dowódcą Sojuszniczych Wojsk Ekspedycyjnych. Dla Eisenhowera już wtedy priorytetem była operacja „Overlord”, czyli otwarcie drugiego frontu we Francji. Uważał on, że montowanie kolejnego desantu na froncie włoskim osłabi siły szykowane do lądowania w Normandii. Wiedział też, iż nie będzie mógł wystawić dostatecznie mocnych wojsk, które gwarantowałyby pod Nettuno i Anzio pewny sukces. Gdy jednak w drugiej połowie stycznia 1944 roku wojska alianckie zaczęły się regularnie wykrwawiać w kolejnych atakach na miasto Cassino, a linię Gustawa nazywano „betonowym murem, któremu nie szkodzi walenie głową”, generał Eisenhower dał zielone światło desantowi. Jak się miało okazać, sceptycyzm, który zaszczepił w głowach swych dowódców był silniejszy od wiary w powodzenie, a kryptonim operacji – „Shingle” („Żwir”) nabrał złowieszczego wyrazu.

 

48 zmarnowanych godzin

22 stycznia 1944 roku na długą i płaską plażę w rejonie Nettuno i Anzio z 200 barek osłanianych przez pięć krążowników i 22 niszczyciele wysypali się żołnierze brytyjskiej 1 Dywizji Piechoty i amerykańskiej 3 Dywizji Piechoty. Wspierały ich dwie kompanie komandosów brytyjskich, trzy bataliony amerykańskich rangersów, czyli piechoty szturmowej do zadań specjalnych i amerykański 504 Pułk Piechoty Spadochronowej. Na czele tych wojsk, nazwanych 6 Korpusem, stał Amerykanin, generał John P. Lucas.

Lądujący żołnierze nie napotkali żadnego oporu. Zastali dosłownie w kalesonach około 200 niemieckich żołnierzy, przerażonych widokiem komandosów, za którymi podążało kilkaset samochodów i wozów pancernych. W jak trudnej sytuacji znaleźli się Niemcy, świadczą między innymi wspomnienia szefa sztabu marszałka Kesselringa, generała Siegfrieda Karla Westphala: „Na południe od Rzymu mieliśmy w momencie lądowania oprócz paru baterii nabrzeżnych, zaledwie dwa bataliony. W sąsiedztwie nie było niczego, co nadawałoby się do rzucenia przeciwko nieprzyjacielowi jeszcze tego samego dnia. Droga do Rzymu stała otworem. Nikt nie mógł zatrzymać oddziałów zmierzających do Świętego Miasta”. Był tylko jeden szkopuł – dowódca alianckich sił inwazyjnych w to nie wierzył…

Niemcy nie tylko odsłonili generałowi Lucasowi drogę na Rzym, ale i nie mogli od razu zebrać sił, by ją ponownie zablokować. Ich ruchy opóźniała bardzo zła, zimowa pogoda i bombardowania lotnictwa sprzymierzonych. Amerykański generał miał więc 48 godzin spokoju. Zmarnował je całkowicie. Zamiast ruszyć od razu i przeciąć niemieckie linie komunikacyjne pomiędzy Rzymem a górskimi liniami obronnymi nieprzyjaciela, wziął się do metodycznego osadzania swoich wojsk na przyczółku. Wysłał wprawdzie niewielkie patrole w kierunku Rzymu (które spowodowały panikę na jego przedmieściach!), ale po optymistycznych meldunkach swoich zwiadowców, postanowił… czekać na kolejne posiłki, które miały w następnych dniach przybyć na okrętach i statkach.


Amerykańscy żołnierze lądują pod Anzio, późny styczeń 1944 roku. Fot. Wikipedia

Częściowo można usprawiedliwić postępowanie Lucasa tym, że opierał się na analizach amerykańskiego wywiadu – Urzędu Służb Strategicznych. A te były całkowicie błędne. Według nich, w Wiecznym Mieście i jego okolicach miało stacjonować 20 tysięcy Niemców. W rzeczywistości było ich około pięć tysięcy – słabo uzbrojonych i o niskim morale, ale to miało się szybko zmienić.

Chód na sposób Anzio

Gdy generał Lucas dreptał w miejscu na plażach, Niemcy działali zdecydowanie. Najpierw rozbili atakującą ich nad Rapido 36 Teksańską Dywizję Piechoty, a następnie otoczyli przyczółek pod Anzio szczelnym pierścieniem i nie były to już drugorzędne siły. Kocioł wokół wojsk generała Lucasa tworzyły 26 Dywizja Pancerna; 3, 29 i 90 Dywizja Grenadierów Pancernych; Pancerno-Spadochronowa Dywizja „Hermann Göring”, 4 Dywizja Strzelców Spadochronowych i 65, 367 i 715 Dywizja Piechoty. Wojska te miały do dyspozycji około 200 czołgów (w tym najcięższe Tygrysy), potężną artylerię i lotnictwo, czego alianci spodziewali się najmniej, optymistycznie myśląc, że Luftwaffe we Włoszech nie ma już znaczenia.
Lucas otrzymał spodziewane posiłki (kilka oddziałów 1 Dywizji Pancernej i 45 Dywizji Piechoty), ale to już w żaden sposób nie mogło poprawić złej sytuacji. Na wąskim przyczółku Amerykanie i Brytyjczycy byli dla niemieckiej artylerii i lotnictwa wystawieni jak na patelni. Prawie każdy wystrzelony pocisk niemiecki trafiał w cel. W niebezpieczeństwie znalazły się także okręty dowożące desantowcom zaopatrzenie. Ostrzeliwała ich artyleria i bombardowały z góry sztukasy, którym zorganizowano lotniska polowe zaraz za pierścieniem atakujących. Alianccy żołnierze nękani ciągłym ogniem zmuszeni byli albo czołgać się, albo chodzić na kolanach, co było kolejną udręką na kamienistych plażach – pomysłodawcę kryptonimu operacji zaczęto nazywać ironicznie „prorokiem”, a sposób przemieszczania się „chodem na sposób Anzio”…

„Defilada” rangersów w Rzymie

Tymczasem generał Lucas, znalazłszy się w kotle, nagle postanowił przejść do ofensywy. Wzmocniony kolejnymi niewielkimi posiłkami z morza, 30 stycznia dał rozkaz do ataku. Natarcie w kierunku Rzymu poszło dwiema drogami, poprzez Cisternę i Campoleone. Jak było do przewidzenia, te próby Niemcy zmiażdżyli całkowicie, a dwa elitarne bataliony amerykańskich rangersów niemal w całości dostały się do niewoli. Jeńców przewieziono do Rzymu i przepędzono głównymi ulicami miasta, by Włosi zobaczyli, że ich sojusznik ma się całkiem dobrze i nie zamierza wycofywać się z Italii.

Brytyjskie okręty desantowe rozładowujące zaopatrzenie w porcie Anzio, 19-24 lutego 1944 r. Fot. Wikipedia

Mimo wszystko Niemcy nie zdołali pod Anzio zepchnąć aliantów z powrotem do morza. Żołnierze amerykańscy i brytyjscy „na kolanach”, lecz twardo trzymali trójkąt plaży o podstawie niespełna 30 i wysokości trzech kilometrów, a rozdrażniony tym Hitler nazwał go „cierniem raniącym dumę Wehrmachtu”. Na szczęście dla żołnierzy tkwiących pod Anzio, Niemcy mieli coraz gorszą sytuację na linii Gustawa i ich uwaga zwróciła się ku wzgórzom Monte Cassino. Zmienił się też dowódca alianckich oddziałów pod Anzio. Niefortunnego generała Lucasa odesłano do Stanów Zjednoczonych i zastąpił go bojowy generał Lucian King Truscott.

Z dużą dozą pewności można stwierdzić, że gdyby ten świetny dowódca od początku stał na czele wojsk inwazyjnych pod Anzio, walki na froncie włoskim potoczyłyby się inaczej. Jaką rolę odegrałby wówczas 2 Korpus Polski, gdyby linia Gustawa została szybko zdobyta o północy? Być może opcja otwarcia frontu bałkańskiego, forsowana przez Churchilla, byłaby bardziej do przyjęcia przez zapatrzonego w Stalina prezydenta Roosevelta? Wtedy zamiast okupionego krwią żołnierską zwycięstwa pod Monte Cassino, które jedynie na krótko przypomniało światu „sprawę polską”, mielibyśmy realną szansę odmienienia losu Polski. Ale to już tylko i wyłącznie kwestia dyskusji w obrębie tzw. historii alternatywnej.

Bibliografia:

Fred Majdalany, „Cassino. Portrait of a Battle”, London 1957
„Od Sycylii do Monte Cassino”, praca zbiorowa, Warszawa 1988
Zbigniew Wawer, „Monte Cassino 1944”, Warszawa 2009

Piotr Korczyński , historyk, redaktor kwartalnika „Polska Zbrojna. Historia”

autor zdjęć: Wikipedia

dodaj komentarz

komentarze


Trzy miecze, czyli międzynarodowy sprawdzian
 
Roczny dyżur spadochroniarzy
Polski Kontyngent Wojskowy Olimp w Paryżu
Zdzisław Krasnodębski – bohater bitwy o Anglię
Patrioty i F-16 dla Ukrainy. Trwa szczyt NATO
Wsparcie MON-u dla studentów
Pancerniacy trenują cywilów
Jack-S, czyli eksportowy Pirat
Serwis bliżej domu
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Strzelnice dla specjalsów
Katastrofa M-346. Nie żyje pilot Bielika
Czujemy się tu jak w rodzinie
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
RBN przed szczytem NATO
Pancerny sznyt
Medalowe żniwa pływaków i florecistek CWZS-u
„Oczko” wojskowych lekkoatletów
Konsultacje polsko-niemieckie w Warszawie
X ŚWIĘTO STRZELCA KONNEGO.
By żołnierze mogli służyć bezpiecznie
Niepokonana reprezentacja Czarnej Dywizji
Biało-czerwona nad Wilnem
Lato pod wodą
Wojskowa odprawa przed szczytem Sojuszu
Mark Rutte pokieruje NATO
Prezydent Zełenski w Warszawie
Spędź wakacje z wojskiem!
Krzyżacka klęska na polach grunwaldzkich
Specjalsi zakończyli dyżur w SON-ie
Ostatnia niedziela…
Oficerskie gwiazdki dla absolwentów WAT-u
Spotkanie z żołnierzami przed szczytem NATO
Szkolenie do walk w mieście
Walka – tak, ale tylko polityczna
Powstanie polsko-koreańskie konsorcjum
Szpital u „Troski”
Polsko-litewskie konsultacje
Za zdrowie utracone na służbie
Szkolenie na miarę czasów
Oczy na Kijów
Spadochroniarze na warcie w UE
Jak usprawnić działania służb na granicy
Unowocześnione Rosomaki dla wojska
Naukowcy z MIIWŚ szukają szczątków westerplatczyków
Włoskie Eurofightery na polskim niebie
Wodne szkolenie wielkopolskich terytorialsów
Szczyt NATO: wzmacniamy wschodnią flankę
Sukces lekkoatletów CWZS-u w Paryżu
Olimp gotowy na igrzyska!
Szczyt NATO, czyli siła w Sojuszu
Śmierć przyszła po wojnie
Sportowa rywalizacja weteranów misji
Rusza operacja „Bezpieczne Podlasie”
Szczyt NATO w Waszyngtonie: Ukraina o krok bliżej Sojuszu

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO