Stany Zjednoczone mają własną strategię obrony i odstraszania i podejmą niezbędne kroki, by ją realizować. Czy to oznacza wyścig zbrojeń? Nie wiem. Wiem natomiast, że jesteśmy gotowi zrobić wszystko, by się obronić – mówi Georgette Mosbacher. Z ambasador Stanów Zjednoczonych w Polsce rozmawiamy o rozwoju sytuacji na wschodniej flance NATO.
Przyjazd do Polski amerykańskich żołnierzy w styczniu 2017 roku był ogromnym wzmocnieniem potencjału obronnego całej wschodniej flanki NATO. Dla Polaków był to także dowód, że Polska stała się w końcu pełnoprawnym członkiem Sojuszu Północnoatlantyckiego. Co zdecydowało, że to właśnie nasz kraj jest centrum amerykańskiego zaangażowania na wschodniej flance NATO?
Georgette Mosbacher: Najważniejsza była nasza wspólna historia. Faktem jest, że polscy wojskowi służyli ramię w ramię z amerykańskimi żołnierzami na całym świecie. Po drugie, wyznajemy te same wartości oraz oba państwa w ten sam sposób odnoszą się do znaczenia wolności. Stany Zjednoczone są zaangażowane w działania NATO. Chcą być aktywne nie tylko w stosunku do całego Sojuszu, lecz także w odniesieniu do Polski – wysłanie większej liczby żołnierzy jest kolejnym dowodem tego zaangażowania.
Od początku rozmów o wzmocnieniu wojskowej obecności NATO na wschodniej flance powraca temat „Aktu założycielskiego o wzajemnych stosunkach, współpracy i bezpieczeństwie” z 1997 roku. Sojusz zadeklarował w nim, że nie będzie rozmieszczać swoich stałych sił w naszej części Europy. Polska stoi na stanowisku, że agresywna polityka Rosji oraz zmiana sytuacji geopolitycznej spowodowały, iż dokument ten stracił rację bytu. Jakie jest w tej sprawie zdanie administracji prezydenta Trumpa? Czy akt w jakikolwiek sposób nadal wiąże ręce Stanom Zjednoczonym w prowadzeniu polityki wobec Polski i naszego regionu?
Uznajemy to porozumienie. Złożyliśmy na nim swój podpis i zamierzamy nadal honorować jego zapisy. To nie my jesteśmy stroną, która wykonuje prowokacyjne gesty i pokazuje, że lekceważy zawarte umowy. Wszystko, co dotychczas zrobiliśmy wspólnie z Polską oraz z pozostałymi sojusznikami z NATO, ma charakter wyłącznie defensywny. Cały czas demonstrujemy nasze zaangażowanie w budowę poczucia bezpieczeństwa oraz, co jest nawet istotniejsze, w rozbudowę potencjału odstraszania. Naszym zdaniem, nie zrobiliśmy nic, co byłoby sprzeczne z zapisami tego dokumentu. Wszystko, co przedsięwzięliśmy, ma wyłącznie charakter obronny i odstraszający.
W czerwcu prezydenci Andrzej Duda i Donald Trump podpisali deklarację o współpracy wojskowej między Polską i Stanami Zjednoczonymi. Czy zawarte w niej ustalenia zostaną włączone do inicjatywy „Atlantic Resolve”? Czy też może rząd Stanów Zjednoczonych zamierza przyjąć odrębną formułę współpracy z Polską?
To historyczna umowa. Rozpoczęliśmy rozmowy, w jaki sposób najlepiej ją wdrożyć. Dlatego uważam, że musimy poczekać i zobaczyć, jak będzie przebiegała ta dyskusja.
Czy z punktu widzenia Stanów Zjednoczonych obecność żołnierzy US Army w Polsce spełnia swoją funkcję?
Nigdy nie dowiemy się, czy coś jest skuteczne, póki nie zostanie przetestowane. Dzięki Bogu, do tej pory nie doszło w Polsce do takiego sprawdzianu, bo tak naprawdę w całej sprawie chodziło o to, by właśnie go uniknąć. Jeżeli weźmiemy pod uwagę deklarację podpisaną w czerwcu oraz fakt, że wysyłamy do Europy Wschodniej kolejnych żołnierzy, to wierzę, że jest to jasny sygnał, iż Polska nie zostanie osamotniona w obliczu jakiegokolwiek ataku na swoje granice. W tym sensie obecność amerykańskich żołnierzy spełniła swoje funkcje.
W dyskusji o polsko-amerykańskiej współpracy wojskowej słychać głosy, że to tak naprawdę układ „żołnierze za kontrakty biznesowe”. Czy z punktu widzenia Stanów Zjednoczonych te dwie sprawy w jakikolwiek sposób się łączą?
Jestem bizneswoman i dobrze sobie radzę z liczbami. Spróbujmy zatem policzyć koszty wyszkolenia, wyekwipowania i przetransportowania amerykańskich żołnierzy do Polski przez ocean i cały kontynent. Jaki będzie wynik? Jestem przekonana, że niezależnie od tego, ile Polska kupi sprzętu i urządzeń w Stanach Zjednoczonych, to my wydamy więcej. Mogę się nawet założyć o to, że tak właśnie jest! Ale to bardzo prosty argument, spójrzmy więc na to z innej strony. Co powie amerykańska matka, ojciec, brat, żona czy mąż, gdy wyślemy ich bliskich na dziewięć miesięcy tak daleko od rodziny? Co więcej, każdy z tych żołnierzy jest gotów zginąć na obcej ziemi w imię naszych wspólnych wartości. Czy to może być wycenione? Zapewniam, że każdy Amerykanin oddałby wszystko, by zatrzymać swoich bliskich w bezpiecznym domu. Jeżeli ktoś uważa, że bezpieczeństwo może opierać się na tym, czy ktoś kupi jeden czy dziesięć samolotów, to chyba tego nie przemyślał. Smutno mi, gdy słyszę ludzi mówiących, że chodzi tutaj o jakąś transakcję. To zupełnie nie o to chodzi. Liczą się nasze bezpieczeństwo oraz uznawane przez nas wartości.
Czy wyobraża sobie pani sytuację, w której żołnierze Stanów Zjednoczonych i pozostałych państw NATO nie będą już potrzebni w takiej liczbie w Polsce? O jakiej perspektywie czasowej mówimy?
Chciałabym móc odpowiedzieć na to pytanie kategorycznym stwierdzeniem, że stanie się to w przyszłym tygodniu, bo wszyscy przecież chcemy pokoju na Ziemi. Niestety, muszę trzymać się realiów. Widzieliśmy, co Rosja zrobiła w Gruzji i na Ukrainie. Złamała podpisane przez siebie traktaty. Nie zachowywała się jak dobry sąsiad, lecz była agresorem. Nadal przetrzymuje w niewoli ukraińskich marynarzy, co jest oburzające i powinno być dla Rosjan powodem do wstydu. Dlatego nie jestem w stanie wskazać żadnej konkretnej daty. Dzień ten jednak nie nadejdzie dopóty, dopóki Rosja nie zacznie przestrzegać prawa i odnosić się z szacunkiem do swoich sąsiadów.
Czy wierzy pani w możliwość transformacji rosyjskich liderów? Czy jesteśmy w stanie przekonać ich bądź zmusić do zmiany sposobu postępowania?
Nie jestem pewna, czy można skłonić zło, by zaczęło działać inaczej. Próbowaliśmy współpracować z Rosją w ciągu minionych dwóch dekad. Efekty możemy ocenić wyłącznie po ich zachowaniu, a działania Władimira Putina były drapieżne. Naruszył granice suwerennych krajów, co wymusiło odpowiednią reakcję ze strony NATO, by stało się jasne, że granice Polski nie będą ani kwestionowane, ani naruszane. Stany Zjednoczone dały do zrozumienia, że stoimy za Polską w obronie jej suwerenności i wolności. Nie sądzę, że nadal można współpracować z kimś, kto zachowuje się tak destrukcyjnie jak Rosja. Nie wiem, ile jeszcze można mieć nadziei? Mimo to jestem optymistką i wierzę, że choćby jutro prezydent Putin zacznie działać jako honorowy przywódca i będzie traktował swoich sąsiadów z szacunkiem. To zależy tylko od niego.
Jestem przekonany, że każdy mieszkaniec Europy Wschodniej uważa, iż poprawne stosunki z Rosją są naszym celem. Ale, tak jak pani powiedziała, wszystko zależy od Rosjan…
Oczywiście, bo naszym celem jest pokój. Mam nadzieję, że Putin odrobił lekcję z historii i zdaje sobie sprawę, że na wojnie jeszcze nikt nie wygrał. Rozmawiamy w Warszawie. 75 lat temu całe to miasto było zniszczone, obrócone w pył. Jak zatem ktokolwiek, kto wyciągnął wnioski z historii, może uważać, że wojna jest w jakimś sensie zjawiskiem pozytywnym? Wszystko, co nam pozostaje, to mieć nadzieję i modlić się, by nasi przywódcy byli tego świadomi.
Tymczasem jednak obserwujemy kolejne agresywne kroki ze strony Rosji, takie jak na przykład nierespektowanie traktatu o zakazie rozwoju rakiet pośredniego zasięgu. Czy powinniśmy się obawiać, że jedynym możliwym scenariuszem będzie kolejny wyścig zbrojeń?
Uważamy, że podpisanie traktatu oznacza, iż akceptuje się jego warunki. Niestety, Rosja udowodniła NATO, Unii Europejskiej oraz Stanom Zjednoczonym, że nie uznaje podpisanych porozumień i nie ma zamiaru ich przestrzegać. Wspomniana umowa była wielokrotnie naruszana. W związku z tym prezydent Trump postawił sprawę jasno – Stany Zjednoczone mają własną strategię obrony i odstraszania i podejmą niezbędne kroki, by ją realizować. Czy to oznacza wyścig zbrojeń? Nie wiem. Wiem natomiast, że jesteśmy gotowi zrobić wszystko, by obronić się i przeciwdziałać wszelkim zagrożeniom. Będziemy również współpracować z naszymi sojusznikami, by i oni uczynili to samo.
Jak Stany Zjednoczone oceniają gotowość NATO do podjęcia takiego ewentualnego wyzwania?
Muszę przyznać, że jesteśmy bardzo rozczarowani. I nawet nie chodzi o wyścig zbrojeń. W rzeczywistości niektórzy nasi sojusznicy nie inwestują nawet w swoją własną obronność. Uważam, że podział obciążeń jest częścią naszej wspólnej odpowiedzialności. Mamy w NATO umowę, że każdy z członków Sojuszu powinien wydawać 2% swojego PKB na obronność. Tylko kilka państw tak czyni. Na szczęście Polska jest jednym z nich. Sądzę, że Amerykanom trudno zrozumieć, dlaczego jesteśmy krytykowani za brak wsparcia dla NATO, którego jesteśmy przecież największym płatnikiem. Po II wojnie światowej rozumieliśmy, że Europa musi zostać odbudowana – amerykańscy podatnicy zgodzili się, by ich pieniądze zostały przeznaczone na rozbudowę zdolności militarnych USA, dzięki czemu mogliśmy być gwarantem wolności narodów Europy Zachodniej. Dzisiaj, gdy odbudowa ta dawno już się zakończyła, prezydent Trump oświadczył, że najwyższy czas, by nasi sojusznicy okazali trochę szacunku dla amerykańskiego podatnika i w większym stopniu partycypowali w podziale obciążeń finansowych w ramach NATO. Nadal będziemy wypełniać nasze sojusznicze zobowiązania. Prezydent przeznaczył dodatkowy miliard dolarów na realizację planu poprawy bezpieczeństwa na wschodniej flance NATO. Oczekujemy od innych takich samych działań. Szanujemy kraje, takie jak Polska, które szanują same siebie i przeznaczają na obronność przynajmniej 2% PKB. Działa tu bardzo prosta zasada – dlaczego ktokolwiek miałby ci pomagać, jeżeli sam nie masz ochoty pomóc sobie?
Tekst pochodzi z numeru specjalnego „Polski Zbrojnej”, przygotowanego na Międzynarodowy Salon Przemysłu Obronnego w Kielcach.
Nasze wydawnictwo będziecie mogli bezpłatnie dostać w czasie trwania kieleckiej imprezy na naszym stoisku (stoisko nr D66, hala D), na stoisku Ministerstwa Obrony Narodowej oraz w punkcie prasowym MSPO.
Czytelników, którzy nie dotrą na największe w Polsce targi zbrojeniowe, zachęcamy do lektury elektronicznej wersji numeru specjalnego „Polski Zbrojnej”.
autor zdjęć: Ambasada USA w Warszawie
komentarze