Przejechali ponad 600 km, aby dotrzeć na poligon w Orzyszu. Ale to był dopiero początek ich misji. Dziś żołnierze z 12 Brygady Zmechanizowanej przejęli rejon odpowiedzialności od wojsk, które stawiły opór agresorowi. Trening manewru luzowania był kolejnym elementem „Anakondy ‘18” – największych ćwiczeń, jakie w tym roku odbywają się w Polsce.
Wczoraj pododdziały 15 Giżyckiej Brygady Zmechanizowanej i Batalionowej Grupy Bojowej NATO zatrzymały nacierającego przeciwnika, który zajął rubież 2,5 km od wojsk. Żołnierze pilnują, by nie udało mu się przeprowadzić kontrataku, jednak powinny już odtworzyć swoją zdolność bojową. W takiej sytuacji ktoś musi je zastąpić. Z odsieczą nadciągnął więc 3 Batalion Piechoty Zmotoryzowanej 12 Brygady Zmechanizowanej.
Luzowanie pododdziałów
– To jeden z manewrów działań pośrednich. Polega na przejęciu rejonu odpowiedzialności od pododdziału, który prowadził działania. W ten sposób umożliwia mu się odtworzenie zdolności bojowej – mówi ppłk Adam Krysiak, dowódca Batalionowego Zgrupowania Bojowego 15 Brygady Zmechanizowanej. To pododdział, który został utworzony do współpracy z Batalionową Grupą Bojową NATO. – Istotne, aby podczas działania nie stracić zdolności bojowej na rubieży, której bronimy, ponieważ wtedy przeciwnik może wykorzystać momentu luzowania na przykład do kontrataku – dodaje.
Ppłk Paweł Bednarz, dowódca 3 Batalionu Piechoty Zmotoryzowanej 12 BZ dodaje, że trudność polega na skoordynowaniu pracy wojsk, w tym przypadku nie tylko polskich, ale także armii amerykańskiej. – Całe szczęście nasze procedury są do siebie zbliżone – mówi oficer. Zaznacza także, że podczas ćwiczeń działanie prowadzone jest w dzień, jednak w rzeczywistości, odbywałoby się prawdopodobnie pod osłoną nocy.
A jak wyglądała operacja luzowania wojsk w Orzyszu? Do jej przeprowadzenia zaangażowano 700 żołnierzy i ponad 200 jednostek sprzętu. Na pierwszej linii działały amerykańskie czołgi Abrams i transportery opancerzone Bradley. To właśnie one zostały zastąpione przez Rosomaki, które na poligon przyjechały aż ze Szczecina i Stargardu. Pokonanie takiej trasy to także cześć szkolenia, ponieważ żołnierze 12 Brygady Zmechanizowanej, podczas „Anakondy” ćwiczyli m.in. przerzut wojsk.
Setki kilometrów
Kilkadziesiąt pojazdów wyruszyło z jednostek w zeszłym tygodniu. Aby dotrzeć na poligon w Orzyszu, wojskowe kolumny pokonały ponad 600 km. Jednak po drodze żołnierze mieli do wykonania wiele zadań. Zatrzymali się między innymi na poligonie w Drawsku Pomorskim, gdzie razem z żołnierzami US Army uczestniczyli w zajęciach z prowadzenia ognia połączonego. Przystanek mieli także w Chełmnie, gdzie miała odbyć się przeprawa promowa. – Warunki atmosferyczne i niski poziom wody w Wiśle nam to jednak uniemożliwiły, ale znaleźliśmy rozwiązanie. W ramach ćwiczenia opanowaliśmy mosty na rzece, dzięki i przeprawiliśmy się na drugi brzeg – mówi dowódca batalionu.
Pododdziały, które dotarły do Orzysza, nie kończą wcale ćwiczeń. W drodze na poligon są bowiem jeszcze dwa plutony Rosomaków. Pojazdy przemieszczają się na okrętach marynarki wojennej. – Najpierw dotrą do Portu Wojennego w Gdyni, a następnie dołączą do nas. W ten sam sposób do macierzystej jednostki wrócą dwa plutony, które są już w Orzyszu. My natomiast wrócimy transportem operacyjnym, wykorzystamy do tego pociągi – dodaje oficer.
Wsparcie proobronnych
Teren, na którym podczas pobytu w Orzyszu stacjonowali żołnierze z 12 Brygady, przygotowali członkowie organizacji proobronnych. Na manewry „Anakonda ‘18” do Orzysza przyjechało 80 proobronnych. To uczestnicy programu MON-u „Paszport do współpracy pododdziałów organizacji proobronnych z jednostkami wojskowymi Sił Zbrojnych RP”. Dla nich udział w manewrach był ostatnim etapem do uzyskania paszportu potwierdzającego gotowość do współdziałania z Wojskiem Polskim. – Pierwszym etapem działania było zajęcie określonych pozycji, organizacja obozowiska i posterunków. Te zostały ulokowane w skrajnych punktach terenu wyznaczonego przez dowódcę wojskowego rejonu – mówi Mariusz Sybilski, wiceprezes stowarzyszenia FIA „Wierni w Gotowości pod Bronią”. – Kiedy wszystko było gotowe, organizowaliśmy patrole, aby sprawdzić, czy na drogach lub w budynkach nie znajdują się na przykład zasadzki – dodaje.
autor zdjęć: Michał Niwicz
komentarze