W polskim teamie na Invictus Games jest jednym z najciężej poszkodowanych żołnierzy. Z misji w Afganistanie wrócił sparaliżowany. Podczas przygotowań do startu w igrzyskach okazało się, że ma mocne ręce i dobrze radzi sobie z łukiem. Sierż. w st. spocz. Mariusz Saczek poza sportem angażuje się także w pomoc innym żołnierzom poszkodowanym.
Mimo że do domu wrócił na wózku, twierdzi, że nie ma do nikogo pretensji o to, co wydarzyło się na misji. „Pojechałem na VII zmianę PKW w Afganistanie jako żołnierz, pod polską flagą. Łopotała cały czas nad moją głową”, mówi. 27 lipca 2010 roku, kilkanaście kilometrów od bazy Warrior, patrolujący okolicę rosomak wjechał na minę pułapkę. Rannych zostało sześciu żołnierzy. „Byłem sparaliżowany od klatki piersiowej w dół. Nie zdawałem sobie sprawy ze skali obrażeń. Gdy zobaczyłem pierwsze blizny, pomyślałem, »jak ja pójdę na plażę? «”, opowiada. Okazało się, że miał w trzech miejscach złamany kręgosłup. Lekarze orzekli niedowład kończyn dolnych jako rezultat uszkodzenia rdzenia kręgowego, ponadto m.in. uszkodzenie śledziony i wątroby, a także słuchu. Potem były powrót do Polski i wielomiesięczna wędrówka między szpitalami w Bydgoszczy, Warszawie i Ciechocinku oraz sanatoriami. Stopniowo wracało czucie. Wtedy już wiedział, że może mu pomóc tylko rehabilitacja.
Na nowo uczył się chodzić. Pierwsza odległość, jaką pokonał za pomocą dwóch czwórnogów (laski z czterema punktami podparcia), wyniosła 20 m. Stopniowo zwiększał dystans, a potem zamienił czwórnogi na kule. Aż wreszcie był w stanie przejść kilkadziesiąt metrów. Jednak na dłuższych dystansach porusza się na wózku inwalidzkim.
„Przez pierwszy rok miałem nadzieję, że mój stan jest przejściowy. Jednak okazało się, że nie wrócę do dawnej sprawności. Stałem się zakładnikiem własnego ciała. Na początku bardzo ciężko było mi pogodzić się z tym, że o najprostsze rzeczy muszę prosić. Młodemu mężczyźnie trudno zaakceptować taką sytuację”, wspomina. Dziś mówi, że pogodził się już z nową rzeczywistością, choć nie do końca ją zaakceptował. Wie, że jest skazany na rehabilitację do końca życia.
Postanowił nie zamykać się więcej w czterech ścianach, lecz wyjść do ludzi. Zaangażował się w działalność na rzecz rannych żołnierzy. „To ważne, abyśmy mówili w tej sprawie jednym głosem”, podkreśla. Osobistą pasją Mariusza stały się stare motocykle, które odrestaurowuje. Pierwszą taką maszyną był motorower Komar z 1976 roku przeznaczony dla kilkunastoletniego syna. Dziś w garażu czeka na swoją kolej ponad 20 motocykli. „Daję im drugie życie”, mówi Mariusz.
W polskim teamie na Invictus Games jest jednym z najciężej poszkodowanych żołnierzy. Podczas przygotowań zawodników do startu w Sydney okazało się, że ma mocne ręce i dobrze radzi sobie z łukiem. Próbował swoich sił w różnych konkurencjach, ale najlepszy wynik osiągnął, strzelając z łuku. W tej dyscyplinie czuje się najmocniej. „Zgłosiłem się do sportowej rywalizacji, aby się sprawdzić i wyjść z cienia”, mówi.
Sponsorem relacji z zawodów Invicuts Games jest Polska Grupa Zbrojeniowa.
autor zdjęć: Michał Niwicz
komentarze