Międzyzdroje. W smażalni ryb rechoczą czterej wytatuowani panowie. Jedzą palcami dorsza z frytkami i przepijają kolejnym piwem. Na koszulce jednego z tych dżentelmenów kotwica Polski Walczącej na tle ruin zbombardowanej przez hitlerowców Warszawy. Taki widok ubliża mi i każdemu, kto odnosi się z szacunkiem do bohaterskich powstańców i umęczonej ludności stolicy.
Wybór tego typu koszulek jest wręcz nieograniczony. Z kotwicami PW, ruinami Warszawy, powstańcami z biało-czerwoną opaską na rękawie i napisem „Polska zawsze pierwsza walczy”. Lub z Dywizjonem 303, żołnierzami niezłomnymi czy ORP „Błyskawica”. Te koszulki w cenie kilkudziesięciu złotych wiszą w kramikach we wszystkich wakacyjnych kurortach. Tuż obok innych T-shirtów, z bardziej swojskimi hasłami jak „Piwo ukształtowało to wspaniałe ciało” lub „Kocham teściową”. Najlepiej sprzedają się podobno te chińskie, najtańsze.
Młoda mama ogląda koszulki z małym powstańcem i kotwicą. Nie ma rozmiaru 122, ale jest 134. Trochę za duża, ale się podoba. – Będzie jako ładna piżamka – kwituje kobieta, sięgając po portfel.
Ale co tam koszulki. Może chcesz się wyspać w pościeli ze zrujnowaną warszawską starówką? Nic prostszego, wystarczy wpisać odpowiednią frazę w wyszukiwarce albo odwiedzić jeden z patriotycznych sklepów internetowych. Poszewkę zdobi dziecko – powstaniec i napis „63 dni chwały” plus oczywiście symbol Polski Walczącej. Cena 159 złotych plus koszt wysyłki. Są też spinki, krawaty, zawieszki, breloczki, naklejki na szybę samochodową czy zderzak.
Wreszcie ostatni hit. Szczecińska firma sprzedaje kije bejsbolowe. Na jednych rządkiem stoją żołnierze w mundurach z 1939 roku, powstaniec warszawski z biało-czerwoną opaską na ramieniu i kotwicą, lotnik z bitwy o Anglię, podhalańczyk i napis „Polacy pierwsi do walki”. Na innej sama kotwica.
Liga bejsbolowa w Polsce ma się podobno całkiem nieźle, choć nie słyszałem, żeby wyszła poza amatorskie zabawy. Dla kogo więc ten sprzęt? Bałbym się „obywatelskich” patroli na mojej spokojnej uliczce w wykonaniu panów w koszulkach z kotwicą PW i takim kijem w ręce. Od tego jest policja.
Media donoszą, że cały rynek gadżetów i odzieży patriotycznej wart jest miliony złotych, a na portalach społecznościowych sklepy oferujące odzież z kotwicą mają tylko nieco mniej fanów niż popularne marki z galerii handlowych. Biznes kwitnie więc bez opamiętania. Producent kijów bejsbolowych z symbolem PW już oświadczył, że nie bierze odpowiedzialności za to, co ktoś robi z jego kijem. A on jest polską firmą i płaci podatki, więc „dajcie mi spokój i pozwólcie zarabiać pieniądze”.
Dość! – mówią żołnierze z Jednostki Wojskowej Komandosów, którzy dziedziczą tradycje „Parasola” i „Miotły”. Szczeciński prawnik Stefan Mazurkiewicz oświadczył właśnie, że takie umieszczanie, gdzie popadnie, symbolu Polski Walczącej jest złamaniem ustawy z 2014 roku, która ten symbol chroni. I grozi za to grzywna.
Im wszystkim, a przede wszystkim tym, którzy przeżyli tragedię niszczonej stolicy, kotwica PW na piżamce, pościeli czy kiju bejsbolowym zwyczajnie ubliża.
Cieszy, że patriotyzm stał się modny. Z przyjemnością biorę udział w spotkaniach z młodymi ludźmi z klas mundurowych, z którymi rozmawiam o książce, o polskich żołnierzach na misjach, o służbie Polsce. Widzę, że mają poukładane w głowach i umiłowanie ojczyzny nie jest dla nich pustym słowem. Cenię taki patriotyzm młodego, wyedukowanego człowieka, który wie, że kotwicy PW, biało-czerwonej fladze i „Mazurkowi Dąbrowskiego” należy się szacunek. Wie, jak cierpiała ludność bombardowanej w 1944 roku stolicy. On nie weźmie do ręki kija bejsbolowego z kotwicą nawet po to, żeby zagrać nim na boisku. I nie będzie pił piwa w koszulce z symbolami walki w 1944 r.
komentarze