Wyszliśmy o czwartej rano, rozświetlając trasę latarkami czołowymi. Najpierw pokonaliśmy wąską grań, potem weszliśmy na lodowiec – opowiada kpr. pchor. Marcin Helak. Na Mont Blanc wyruszył z podchorążymi: Michałem Tomczakiem i Karolem Lewandowskim. Studenci z Dęblina na szczyt weszli w mundurach, by uczcić święto Wojska Polskiego. Swój sukces zadedykowali choremu koledze.
Wyprawa podchorążych Wyższej Szkoły Oficerskiej Sił Powietrznych trwała pięć dni. W Alpy wybrali się członkowie Akademickiego Klubu Górskiego „Husar”. Pierwszym etapem ich podróży była Austria. Trzej studenci dotarli do Kals i stamtąd wspięli się na najwyższy austriacki szczyt, czyli Grossglockner (3798 m n.p.m.). – Najpierw wspięliśmy się na około 2800 metrów. Po krótkim odpoczynku w schronisku przypuściliśmy atak na szczyt – opowiada kpr. pchor. Marcin Helak, pomysłodawca wyprawy „Polskie Orlęta”. – Podejście było wymagające, bo grań jest szczytowa i bardzo wąska. Dla bezpieczeństwa wykorzystywaliśmy techniki linowe – opisuje.
Zdobycie najwyższego szczytu Austrii potraktowali jako rozgrzewkę. – To był ostatni test przed wspinaczką w wyższe partie gór. Przede wszystkim musieliśmy przyzwyczaić swoje organizmy do działania na dużej wysokości – opowiadają podchorążowie.
Kolejnym etapem była Francja. Podchorążowie dotarli do miejscowości Les Houches (2 km od Chamonix), skąd mieli się wspinać na Mont Blanc. W piątek rano ubrani w mundury polowe, z plecakami piechoty górskiej ruszyli w górę. Każdy z uczestników wyprawy dźwigał około 25 kg. Poza jedzeniem i odzieżą na zmianę, w plecakach nieśli różnego rodzaju uprzęże do wspinaczki, liny, czekany, śruby lodowcowe, raki i karabińczyki. – Pierwszego dnia wykonaliśmy bardzo długie podejście. Startując z wysokości 2300 metrów n.p.m., wspięliśmy się do schroniska Gouter położonego 1500 m wyżej – opowiada pchor. Helak. – Gdy szliśmy w mundurach z polską flagą, zwracaliśmy na siebie uwagę. Alpiniści, których mijaliśmy po drodze, pytali, gdzie służymy. Z dumą odpowiadaliśmy, że jesteśmy podchorążymi polskiej uczelni wojskowej – dodaje.
W schronisku Gouter (3800 m n.p.m.) spędzili kilka godzin. – Pobudkę mieliśmy o drugiej w nocy! – mówi pchor. Helak. Zjedli śniadanie, spakowali bagaże i o czwartej rano ruszyli na szlak. Poruszali się wąskimi graniami, oświetlając drogę jedynie latarkami czołowymi. – Krótko po wyjściu ze schroniska weszliśmy na lodowiec. Trzeba było bardzo uważać, by nie wpaść, na przykład, w szczeliny lodowe. Aby zminimalizować ryzyko upadku, przez cały czas poruszaliśmy się spięci linami – opowiada pomysłodawca wyprawy.
Mont Blanc zdobyli o 8.40. – To była niesamowita radość. Byliśmy z siebie dumni, bo plan zrealizowaliśmy w 100% – mówią. – Ale wysiłek był katorżniczy. W ciągu czterech dni weszliśmy na dwie wysokie góry. Jesteśmy zmęczeni, choć bardzo szczęśliwi. Warto było – dodaje pchor. Helak.
Wojskowi studenci wyprawę w Alpy zorganizowali w połowie sierpnia, by w ten sposób uczcić święto Wojska Polskiego. Ale nie tylko. Swój sukces zadedykowali podchorążemu Konradowi Mielczarkowi, który z powodu wypadku drogowego jest sparaliżowany. – Spotkaliśmy się z Konradem zaraz po przyjeździe do Polski. Przekazaliśmy mu biało-czerwoną flagę, z którą zdobyliśmy Mont Blanc. Mamy nadzieję, że nasz wyczyn doda mu sił do walki o swoje zdrowie – mówi Marcin Helak.
autor zdjęć: Marcin Helak
komentarze