Jeśli wojsko chce otrzymywać sprzęt i uzbrojenie najwyższej jakości i jeśli chce, aby były one produkowane przez rodzimy przemysł zatrudniający Polaków i w Polsce płacący podatki, to zdecydowanie najważniejszym kryterium w przetargach nie może być niska cena. Jeśli nie zmienimy nieżyciowych przepisów, to nadal w postępowaniach będą zdarzały się przypadki zwycięstw firm „teczkowych”, które nie mają w kraju żadnych mocy wytwórczych, a produkcję albo zlecają innym, albo są tylko pośrednikami zagranicznych spółek.
Cena – około 30 procent punktów, parametry techniczne – 30, niekiedy nawet 40 procent, serwis – około 20 procent i kilka procent za czas dostawy i gwarancję. Mniej więcej tak wygląda punktowanie przetargów realizowanych na potrzeby armii francuskiej.
80 procent – cena, 14 – parametry techniczne, 6 – gwarancja – tak, dla porównania, będą oceniane oferty w ostatnim z ogłoszonych przez Inspektorat Uzbrojenia MON przetargów na dostawę modułów pocztowych, czyli tak naprawdę metalowych kontenerów. Tym, którzy się obruszą, że zapewne przy bardziej skomplikowanych urządzeniach Inspektorat na pewno inaczej punktuje aspekt techniczny, śpieszę z wyjaśnieniem – nie. Nie punktuje. W innym z najnowszych przetargów – na dostawę przenośnych terminali satelitarnych SHF – zastosowano dokładnie taki sam podział punktów przy ocenie ofert. 80 procent za cenę, 14 za technikę, a 6 za gwarancję.
Dlaczego Francuzi kupują sprzęt i uzbrojenie wojskowe inaczej niż my, nie czyniąc z ceny najważniejszego kryterium przy wyborze oferty? Ponieważ mają przepisy wyraźnie nakazujące, aby to sprawy techniczne, doświadczenie producenta (w tym także wywiązywanie się z poprzednich dostaw) oraz tzw. kwestie społeczne, czyli gdzie jest produkowany towar i gdzie są płacone podatki, były odpowiednio punktowane (czytaj priorytetowe).
Zdecydowanie uważam, że i w naszych przepisach powinny znaleźć się podobne regulacje. Nie możemy się łudzić. Firmy, aby wygrywać w przetargach, w których o wyborze tej czy innej oferty decyduje przede wszystkim cena, będą szukały oszczędności, gdzie tylko się da. Metod jest wiele. Jedną z nich jest zamykanie fabryk w Polsce, zwalnianie pracowników i przenoszenie produkcji tam, gdzie jest „taniej”, tam, gdzie są mniejsze podatki. Najlepszym tego przykładem są dostawcy mundurów dla polskiej armii. Część z nich wytwarza je w kraju, tutaj płacąc pracownikom, dostawcom itd. Część jednak produkuje uniformy w Azji, gdzie ma pracowników, którym płaci według tamtejszych stawek. Łatwo się domyślić, komu łatwiej wygrać cenową walkę.
Dla jasności – nie mam nic przeciwko zdrowej, biznesowej konkurencji. Ale zdrowej i uczciwej. W opisanym przypadku ta rywalizacja, moim zdaniem, taka nie jest, gdyż jest to ze szkodą dla naszego kraju. Pieniądze na wojsko to publiczne środki, które za granicę powinny wędrować tylko wtedy, gdy nie ma innego wyjścia.
Zamówienia zbrojeniowe powinny trafiać do firm krajowych, z odpowiednimi możliwościami produkcyjnymi, które tutaj płacą podatki swoje i pracowników i które zrealizowały z powodzeniem i w odpowiedniej jakości określoną ilość dostaw.
komentarze