Żołnierze nie tylko chętnie biorą udział w biegach ekstremalnych, lecz także wyznaczają standardy w tej dziedzinie.
Dokładnie pamiętam tę historię”, wspomina st. chor. szt. Zbigniew Rosiński, wieloletni prezes Wojskowego Klubu Biegacza Meta. „Byliśmy na zjeździe w Spale. Podczas jednej z wieczornych rozmów koledzy Michał Walczewski i Sławomir Smoliński opowiedzieli przygodę, która spotkała ich na treningu. W upalny dzień, gdy biegli w okolicach rzeki Turawy, postanowili kawałek trasy pokonać, brodząc po dnie. Po 200 m mieli dość, co skwitowali głośnym »chłopy, ale to była katorga!«”. Uczestnicy spotkania nie spodziewali się wówczas, że ich rozmowa zainspiruje twórców kultowego dziś Biegu Katorżnika, obowiązkowego punktu w grafiku każdego szanującego się biegacza ekstremalnego.
WKB Meta już wtedy organizował różne zawody. Do utworzenia kolejnych wystarczył impuls. „Po tamtej rozmowie zapaliło się nam światło. Uznaliśmy, że warto spróbować czegoś nowego. Po powrocie do Lublińca rozpoczęliśmy poszukiwania odpowiedniej rzeczki”, wspomina Zbigniew Rosiński. Płynąca w okolicy Mała Panew wydawała się dobrym miejscem do wytyczenia trasy, ale zabrakło przestrzeni na zaplecze logistyczne. Ostatecznie akwenem mającym utrudnić życie biegaczom został staw Posmyk. Taśmy wyznaczające trasę rozwinięto w miejscach, których przeciętny człowiek woli unikać. Bagna, trzciny, nierówności i błoto od pierwszej edycji należą bowiem do stałego zestawu rozrywek serwowanych uczestnikom. Nic dziwnego, że organizatorzy nie byli pewni przyjęcia się w środowisku nowej formuły. Zbigniew Rosiński podkreśla: „Do nowych pomysłów zawsze podchodzimy z rezerwą i nie chcemy organizować biegów niedopracowanych. Zastanawialiśmy się, czy pomysł się przyjmie, czy może uznają nas za wariatów wymyślających głupoty”. Formuła się przyjęła. W pierwszym Katorżniku wystartowało 50 osób. Po 12 latach na linii startu melduje się 1,5 tys. zawodników, a limit zapisów jest osiągany w kilka minut.
Wojskowe początki
Bieganie to dzisiaj jeden z najpopularniejszych sportów w Polsce. Od kilku lat rozwija się w błyskawicznym tempie. Pojawiają się nowe imprezy, a w tych największych i najbardziej uznanych startuje nawet kilkanaście tysięcy uczestników. Są biegi ekstremalne, przeszkodowe, survivalowe – określeń na tego typu wysiłek jest wiele. Wszystkie łączy fakt, że biegacz musi pokonać określoną liczbę kilometrów, ale po drodze czekają na niego przeszkody i zadania. Już teraz wiadomo, że w obecnym sezonie dla ekstremalnych biegaczy przygotowano ponad 80 imprez, które odbędą się w ciągu całego roku.
Nie można jednak zapominać, że kamień węgielny pod rozwój tej dyscypliny położyli żołnierze. „Odkąd pamiętam, w wojsku zawsze odbywały się tego typu biegi. Był tor przeszkód OSF, tor francuski, biegowy test siłowy czy zimowy zamiennik na sali – biegowy test zimowy”, wyjaśnia Rafał, były operator GROM-u, który w lutym poprowadził pierwszą polską drużynę w Patagonian Expedition Race, jednym z najtrudniejszych wyścigów świata. „To dobry element szkolenia, pozwalający podnieść kondycję żołnierzy”, dodaje Rafał. Nic zatem dziwnego, że środowisko wojskowe chętnie bierze udział w zawodach ekstremalnych. Można powiedzieć, że otworzyło głowy na nowe pomysły, wyznaczyło standardy i kierunki rozwoju tej dyscypliny sportu.
Wybierz, co chcesz
Motywacje zawodników wybierających się na bieg przeszkodowy są najróżniejsze. Jedni chcą przeżyć coś nowego, drudzy czują potrzebę rywalizacji, jeszcze inni lubią skrajny wysiłek. Niezależnie od celu, pewne jest jedno – przy obecnej ofercie każdy znajdzie coś dla siebie. Od biegu trzykilometrowego po trasę liczącą 65 km.
Jednymi z najpopularniejszych i cieszących się dużym prestiżem są biegi współorganizowane przez jednostki specjalne lub objęte ich patronatem. Od 2010 roku Jednostka Wojskowa Formoza współorganizuje Bieg Morskiego Komandosa, poświęcony pamięci gen. broni Włodzimierza Potasińskiego. Rywalizacja odbywa się na kilku dystansach, z których najbardziej wymagający mieści się w kategorii „hard” – obejmuje 21 km w ciężkim terenie z przeszkodami, dodatkowo w wysokim obuwiu i pełnym umundurowaniu oraz z wyposażeniem w postaci karabinka ćwiczebnego i pięciokilogramowego plecaka. W obecnym sezonie morscy komandosi zaangażowali się także w organizację nowych zawodów – Formoza Challenge. „W ubiegłym roku wraz z KRS Formoza zorganizowaliśmy ultratriathlon z Helu na Rysy, w którym wzięło udział sześciu komandosów reprezentujących poszczególne jednostki specjalne. Wówczas nawiązaliśmy kontakt z żołnierzami Formozy, którzy wyrazili chęć zorganizowania wyjątkowej imprezy”, tłumaczy Aleksander Rosa, rzecznik prasowy biegu. „W tym czasie zgłosili się do nas również przedstawiciele miasta Oborniki, którzy dysponują jednym z największych w Europie torem motocrossowym. Połączyliśmy te wszystkie idee i tak powstał Formoza Challenge”. Przeszkody podczas zawodów będą inspirowane doświadczeniami komandosów. Wybór jednej z nich należy do internautów, którzy najpierw mieli możliwość zgłoszenia swojego projektu, następnie wybrania najciekawszego pomysłu.
Swoje zawody organizują również żołnierze zrzeszeni w GROM Group. Byli komandosi wraz z fundacją „Niezapomniani” przeprowadzają GROM Challenge. „Pomysł zrodził się z chęci uczczenia pamięci gen. bryg. Sławomira Petelickiego, który często używał sformułowania »siła i honor«, dlatego główna edycja zawodów ma takie rozwinięcie nazwy”, tłumaczy mjr rez. Tomasz Kowalczyk, prezes GROM Group. „Dodatkowo chcieliśmy zachęcić młodzież do sprawdzenia się w zawodach, w których zadania są wzorowane na tych czekających kandydatów podczas prawdziwej selekcji do jednostki. Z ciekawością obserwujemy ich zachowania pod wpływem zmęczenia i stresu, zdolność logicznego myślenia, kojarzenia faktów, zapamiętywania, wyciągania wniosków i kreatywność”. Z tego m.in. powodu każda edycja to inne zadania, choć zawsze jedno z nich rozgrywa się na strzelnicy.
Główna edycja zawodów – „Siła i Honor” – odbędzie się jesienią, po raz czwarty w Czerwonym Borze, na poligonie do niedawna używanym przez gromowców. Wystartuje w niej 150 dwuosobowych zespołów, na które czeka trasa licząca 25 km, ujawniona dopiero podczas odprawy technicznej przed startem. Wiosną z kolei organizatorzy przygotują premierowe wydanie GROM Challenge „Niezapomniani 1920”, czyli mniej wymagającą, krótszą formułę. Miejsce imprezy również jest nieprzypadkowe, bo bieg odbędzie się w Ossowie, kojarzonym z walkami polskich wojsk z bolszewikami w 1920 roku.
Swoim półmaratonem może pochwalić się również JW Agat. Master’s Killer to ekstremalny cross odbywający się w okolicy byłej kopalni piasku „Kotlarnia” niedaleko Gliwic. Jednostka jest współorganizatorem zawodów, które w tym roku uczczą pięciolecie Agatu. Mundurowi będą klasyfikowani osobno, a ratownicy jednostki zabezpieczą trasę pod kątem medycznym. To już trzecia edycja „zabójcy mistrzów”.
Żołnierze JW Nil zorganizowali już cztery edycje marszu „Śladami generała Nila – od zmierzchu do świtu”. Formuła zawodów przygotowanych przez krakowskich komandosów zakłada pokonanie kilkudziesięciu kilometrów nocą. Marsz odbywa się przy okazji święta jednostki, a jego trasa wiedzie przez miejsca związane z działalnością organizacji Kedyw, kierowanej przez gen. bryg. Augusta Emila Fieldorfa, patrona jednostki.
Wielki szlem
Jednostka Wojskowa Komandosów z Lublińca jest stałym partnerem WKB Meta i uczestniczy w wielu jego przedsięwzięciach. Oprócz wspomnianego już Katorżnika, angażuje się w inne zawody organizowane przez klub. W obecnym sezonie odbędzie się 20. Bieg o Nóż Komandosa. „Wówczas nie było wielu biegów w kraju, a my chcieliśmy dać ludziom coś od siebie”, wspomina chor. Rosiński. Pierwsza edycja przyciągnęła 54 biegaczy, co dziś nie robi wrażenia, jednak taka frekwencja dorównywała ówczesnym biegom z wieloletnimi tradycjami.
Po kilku kolejnych latach, w 2004 roku nadszedł czas na Maraton Komandosa. Królewski dystans do pokonania w mundurze, z plecakiem ważącym co najmniej 10 kg. To nie mogło się nie udać. Po sukcesie już istniejących zawodów biegacze czekali na ekstremalne wyzwanie, które nie będzie następnym, przeciętnym maratonem. Jak się okazało, im cięższe zadanie postawiło się przed nimi, tym bardziej byli zadowoleni na mecie. Dziś Maraton Komandosa razem z Biegiem o Nóż Komandosa i Biegiem Katorżnika tworzą Wielki Lubliniecki Szlem Biegowy. Inna prestiżowa łączna klasyfikacja prowadzona przez WKB Meta to zsumowane czasy uzyskane podczas maratonu, półmaratonu i ćwiartki, czyli dwóch biegów na krótszych dystansach zorganizowanych na zasadach Maratonu Komandosa.
Wyróżnić się w tłumie
Organizatorzy biegów ekstremalnych starają się zaproponować zawodnikom coś nowego, żeby wyróżnić się na tle pozostałych imprez. Także trofeum odbierane na mecie jest magnesem przyciągającym nowych uczestników. W Katorżniku jest to podkowa – obecnie odlewana na zamówienie, w pierwszej edycji była najzwyklejszą końską podkową. Ciekawe wyróżnienie dostają także biegacze kończący Pogrom Wichra. „Pierwsze »Pogromki« robiłem własnoręcznie z tłuczka do ziemniaków i gwoździ. Mogłem sobie na to pozwolić, ponieważ limit miejsc wynosił 50 zawodników”, mówi mł. chor. rez. Sławomir Wiatr, były żołnierz wojsk specjalnych. Z pewnością jest to wyjątkowe trofeum w kolekcjach uczestników pierwszego Pogromu. 20 sierpnia odbędzie się szósta edycja oleśnickiego biegu błotnego, rozgrywanego w hołdzie specjalsom, ale mimo swojej sławy wciąż pozostaje dostępny dla wąskiego grona śmiałków. „Utrzymuję limit 150 miejsc i na tym poziomie chcę pozostać. To trochę tak, jak z wojskami specjalnymi – liczba żołnierzy jest ograniczona i ja też chcę robić lokalną, kameralną imprezę”, wyjaśnia pomysłodawca i główny organizator Pogromu.
Na budowę szczególnej marki stawiają także organizatorzy Biegu Tygrysa. Tym razem chodzi jednak o miano najtrudniejszego biegu w Polsce. W najbliższej edycji pojawią się nowe konkurencje. Do już znanych Małej (30 km) i Dużej Beczki (30 km w parach, z przeszkodami) dołączy Maraton Tygrysa oraz Sandokan. W trakcie pierwszej z nich trzeba pokonać 45 km z przeszkodami, druga zaś to już zadanie dla 30 wyjątkowych twardzieli – czeka ich 65 km i ponad 200 przeszkód. „Sandokan to formuła inna niż typowy bieg. Uczestnicy ruszają w grupie, którą zabezpieczają pojazdy i pomoc medyczna. Tempo narzuci prowadzący samochód, a osoby nienadążające są automatycznie dyskwalifikowane. Na całej trasie będą dostawać polecenia do wykonania. Część z nich to zadania grupowe, więc indywidualiści nie mają szans”, uchyla rąbka tajemnicy Łukasz Grzella, przedstawiciel Polskiego Systemu Walki Wręcz Haller, współorganizatora Biegu Tygrysa, główny sędzia zawodów. Zawodnicy pokonają poligon w Orzyszu z dodatkowym wyposażeniem. „Chcemy iść w kierunku najtrudniejszych biegów. Nie celujemy w biegi na krótkich dystansach, które na pewno podniosłyby frekwencję. Wystartujemy też z kategorią przeznaczoną dla saperów, wymagającą pełnego kombinezonu EOD”, dodaje Grzella.
Warto przypomnieć też o kolejnej edycji Kaszubskiego Kapra, imprezy organizowanej przez mjr. rez. Arkadiusza Kupsa. 25-kilometrowa trasa wyróżnia się konkretnym odcinkiem wymagającym samodzielnej nawigacji w terenie lesistym. Ponadto część dystansu trzeba pokonać kajakiem.
Nie tylko w mundurze
Popularność biegów przeszkodowych wyszła poza koszary. Nie może więc dziwić sukces cyklu Runmageddon, który przyciąga największą rzeszę fanów ekstremalnego ścigania. Sukces ten jest dodatkowo poparty doświadczeniem organizatorów. „Byłem dyrektorem sportowym w Maratonie Warszawskim, a wraz z bratem organizowałem Bieg Rzeźnika, który prowadziłem przez pierwsze dziewięć lat. Wiedziałem zatem, jak się to robi, a dodatkowo zauważyłem popularność takich zawodów, zwłaszcza w USA. Sam również wziąłem w nich udział i pomyślałem, że nie tylko mi się to spodoba”, wspomina początki Runmageddonu jego założyciel i prezes Jaro Bieniecki. W trzecim sezonie cyklu wraz ze współpracownikami zorganizują 20 eventów, w tym debiutancką formułę Ultra (44 km) oraz pierwsze zawody poza granicami Polski. Szybko zaczęły pojawiać się kolejne podobne imprezy. „Nie ścigam się z konkurencją w Polsce, lecz chcę robić najlepsze biegi przeszkodowe na świecie. Wiadomo, że z niektórymi nie da się rywalizować na liczbę uczestników czy efekty finansowe, ale mogę powalczyć, jeśli chodzi o jakość trasy, atrakcyjność lokalizacji czy ogółem całego wydarzenia. I w tym chcę być najlepszy”, podsumowuje ambitne plany Bieniecki.
Niezwykła popularność takich imprez wywołała także obawy o utratę ich elitarności. Wszelkie wątpliwości rozwiewa mjr rez. Tomasz Kowalczyk. „Powinniśmy się cieszyć, że tak dużo osób uczestniczy w tego typu rywalizacji. Nie możemy też porównywać imprez komercyjnych z biegami – nazwijmy to – militarnymi, które są bardziej wymagające dla zawodników i zawsze będą pokazywały ten sport z trochę innej strony”.
autor zdjęć: Michał Zieliński