Po niezwykle krwawej bitwie pod Monte Cassino alianccy dowódcy dziwili się spokojowi gen. Władysława Andersa, którego nie martwiły straty w szeregach jego korpusu. Generał był pewien, że zaradzą temu Polacy służący po drugiej linii frontu – w armii niemieckiej – i się nie zawiódł. 2 Korpus Polski szybko uzupełnili byli wehrmachtowcy, i tak się stało w większości wielkich jednostek PSZ na Zachodzie.
Jeńcy niemieccy wzięci do niewoli pod Bolonią. Na pierwszym planie siedzi Polak wcielony do Wehrmachtu, kwiecień 1945. Dzięki wcielaniu Polaków z Wehrmachtu, 2 Korpus Polski mógł walczyć na froncie włoskim do końca wojny.
Na cztery dni przed agresją Niemiec na Polskę, 27 sierpnia 1939 roku, w Warszawie odbył się mecz piłkarski, który przeszedł do historii polskiego futbolu. Na stadionie Legii Warszawa reprezentacja Polski wygrała z jedną z najlepszych wówczas drużyn piłkarskich Europy – Węgrami. Jak pisze Stefan Szczepłek w swojej świetnej książce na temat miejsca piłki nożnej w życiu społecznym i politycznym Polski1, spotkanie odbywało się w niezwykłej atmosferze. Na trybunach stołecznego, wojskowego klubu zasiadało wielu polskich oficerów, a bocznym wejściem wpuszczono zmobilizowanych rezerwistów z daleka widocznych, bo mimo że byli w cywilnych ubraniach, mieli zawieszone maski gazowe. Cztery dni później wielu uczestników tego meczu będzie już walczyło z Niemcami podczas kampanii polskiej 1939 r.
A po jej klęsce, kilkanaście miesięcy później, połowa piłkarzy polskiej drużyny była już nie w Wojsku Polskim, ale w Wehrmachcie! Ponadto kilku znalazło się w niemieckich klubach piłkarskich. Byli to: Edmund Giemsa (w trakcie służby w Wehrmachcie we Francji przeszedł do Polskich Sił Zbrojnych), Wilhelm Góra (służący w armii niemieckiej we Włoszech, po lądowaniu aliantów przeszedł do 2 Korpusu Polskiego), Edward Dytko (jako żołnierz niemiecki dostał się do niewoli amerykańskiej), Ewald Cybula (we Włoszech z Wehrmachtu przeszedł do 2 Korpusu Polskiego). Leonard Piątek i Ernest Wilimowski nie trafili wprawdzie do armii niemieckiej, ale tylko dlatego, że przed powołaniem uchronił ich talent piłkarski i mogli przez cały okres wojny grać w niemieckich klubach. Jak doszło do tego, że piłkarscy reprezentanci Polski walczyli na frontach w mundurach Wehrmachtu? W PRL temat ten został usunięty ze świadomości historycznej Polaków. Jedynie na Górnym Śląsku i na Pomorzu ta dramatyczna historia przetrwała w rodzinnej pamięci.
Volkslista na Pomorzu i na Górnym Śląsku
Służba Polaków w Wehrmachcie do dzisiaj budzi w naszym kraju niedowierzanie i dla osób nieznających korzeni tej historii jest godną potępienia kolaboracją z nazistowskimi Niemcami. Dopiero przed kilkunastoma laty zaczęto ujawniać coraz więcej szczegółów związanych z polityką narodowościową Niemiec na tzw. ziemiach wcielonych do III Rzeszy podczas II wojny światowej. Stopniowo więc nasza wiedza o tym, że sytuacja na Pomorzu i Górnym Śląsku podczas okupacji zasadniczo różniła się od realiów panujących w Generalnym Gubernatorstwie, stawała się bardziej powszechna.
Podstawowym aspektem problemu nie tyle było zakładanie przez Polaków mundurów niemieckich, co uznanie wbrew IV konwencji haskiej części ludności rodzimej, mieszkającej przede wszystkim na Pomorzu i Górnym Śląsku za niemiecką. Nadano jej obywatelstwo niemieckie, zmuszając do wpisu na tzw. Niemiecką listę narodowościową (volkslistę) w marcu 1941 r. Sposób wpisu na volkslistę do dzisiaj dla wielu Polaków nie jest do końca jasny i uznaje się go często za przejaw kolaboracji. Zapominamy, że na Górnym Śląsku i na Pomorzu nie był to, jak często w uproszczeniu się twierdzi, wpis na jakąś listę, ale przymusowe wypełnienie ankiety, na podstawie której niemiecki urzędnik wszystkich kwalifikował do określonej kategorii (grupy) volkslisty. Za odmowę wypełnienia ankiety groziła kara aresztu ochronnego, a przy dalszych odmowach – skierowanie do obozu koncentracyjnego z wszelkimi tego konsekwencjami.
Rozróżniano cztery grupy volkslisty. Osoby wpisane przez urząd niemiecki do dwóch pierwszych otrzymywały pełne obywatelstwo niemieckie. Byli to zazwyczaj przedstawiciele przedwojennej mniejszości niemieckiej. Większość etnicznych Polaków kwalifikowano do najliczniejszej grupy trzeciej, która początkowo miała otrzymywać obywatelstwo niemieckie tylko wyjątkowo, w drodze jednostkowego nadania. Jednak już od stycznia 1942 r. trójkowiczom przyznawano natychmiast obywatelstwo niemieckie, warunkowo ograniczone jednak do dziesięciu lat. W tym okresie „próbnym” miała zostać zweryfikowana szczerość ich postawy narodowej i wierność nazistowskiemu państwu niemieckiemu. Decyzja o masowym wpisie na Pomorzu i Górnym Śląsku ludności rodzimej na volkslistę otworzyła drogę także do powszechnego poboru do armii niemieckiej Polaków na podstawie niemieckiej ustawy z 1935 r. o obowiązku służby wojskowej wszystkich obywateli niemieckich.
Pobór do Wehrmachtu
Pobór do wojska niemieckiego etnicznych Polaków przebiegał w trzech etapach. Już w latach 1939–1941, a więc przed wprowadzeniem dekretu o volksliście, kwalifikowano na Górnym Śląsku i na Pomorzu do służby wojskowej tych, którzy sami zadeklarowali swoje pochodzenie niemieckie w czasie policyjnego spisu ludności. Zanim jeszcze otrzymali obywatelstwo Rzeszy Niemieckiej, znaleźli się więc już w Wehrmachcie, czyli całkowicie bezzasadnie, nawet w myśl ówczesnego prawa niemieckiego. Nadanie obywatelstwa następowało w większości wypadków dopiero od 1941 r. Pobór ten miał miejsce w czasie sukcesów niemieckiego blitzkriegu, kiedy zapotrzebowanie na rekruta nie było jeszcze aż tak wielkie.
Drugi etap (1941–1943) wyznaczyło przeprowadzenie wpisów na volkslistę, trwające prawie trzy lata. Toczyła się już wówczas wojna ze Związkiem Sowieckim, angażująca coraz więcej sił i środków Wehrmachtu, a więc zapotrzebowanie na rekruta ciągle rosło. Wtedy pobór na Pomorzu i Górnym Śląsku nabrał charakteru masowego. W ostatnim, trzecim etapie (1943–1945), liczonym od przegranej bitwy pod Stalingradem i rozpoczęcia walk we Włoszech po lądowaniu aliantów, najważniejsze dla Wehrmachtu było uzyskanie nowych rekrutów już za wszelką cenę, by uzupełnić olbrzymie straty poniesione w nieudanych kampaniach wojennych. Względy narodowościowe przestały odgrywać kluczową rolę. Najważniejsze stało się szybkie uzupełnienie stanów kadrowych zdziesiątkowanych dywizji niemieckich, głównie na froncie wschodnim.
Ilu Polaków zmuszono do służby w Wehrmachcie
Według szacunkowych danych z ziem wcielonych do III Rzeszy, w latach 1941–1945 do armii niemieckiej trafiło prawdopodobnie 400–450 tys. mężczyzn wpisanych do grupy trzeciej volkslisty. Delegatura Rządu na Kraj, opierając się na własnych szacunkach zebranych w celach wywiadowczych, jesienią 1944 r. raportowała, że z Pomorza pochodziło wtedy 220–250 tys. Polskich żołnierzy Wehrmachtu, a ze Śląska ok. 200 tys. Nie wliczano do tego szacunku żołnierzy z grup pierwszej i drugiej, uznając słusznie, że byli to przede wszystkim członkowie przedwojennej mniejszości niemieckiej.
Ślązacy z Wehrmachtu na urlopie. Czwarty od lewej Augustyn Kłyk.
Ostatnio coraz częściej pojawia się całkowicie nieuprawnione twierdzenie, że ten masowy pobór do służby w Wehrmachcie oznaczał, iż w niemieckich siłach zbrojnych znajdowała się jakaś „półmilionowa armia Polaków” służących Hitlerowi. Trzeba wyraźnie podkreślić, że mówimy nadal o szacunku (nie o ustalonej ściśle liczbie), a przede wszystkim nigdy nie istniała jakakolwiek zwarta jednostka polska w Wehrmachcie, nawet na poziomie kompanii. Nie było nie tylko polskich oddziałów w Wehrmachcie, ale zasadniczo nie było także kadry oficerskiej pochodzącej z poboru grupy trzeciej volkslisty (poza wyjątkowymi zasługami wojennymi i rzadkimi awansami na froncie na stopnie podoficerów i młodszych oficerów).
Polacy służący w Wehrmachcie już od końca 1940 r. walczyli właściwie we wszystkich rodzajach wojsk (ze znacznymi ograniczeniami, jeżeli chodzi o lotnictwo i marynarkę wojenną, a początkowo także wojska pancerne) oraz na wszystkich frontach II wojny światowej. Znajdujemy potwierdzenie ich udziału w walkach już podczas operacji niemieckiej na Bałkanach, a potem w Afryce Północnej, na froncie włoskim, a przede wszystkim na froncie wschodnim i po otwarciu tzw. drugiego frontu we Francji.
Na froncie wschodnim
Kiedy wybuchła wojna niemiecko-sowiecka w 1941 r., Niemcy na początku ostrożnie podchodzili do powoływania Polaków do oddziałów służących na wschodzie. Jak pisano w raporcie sporządzonym dla rządu polskiego na wychodźstwie już z pewnej perspektywy, w czerwcu 1944 r.: „Do końca 1943 roku nie wolno było kierować na front wschodni żołnierzy należących do Volkslisty nr 3 (a więc m.in. Polaków). Dowództwo niemieckie bało się dezercji, choć oficjalnie był ten zakaz motywowany niemożnością płacenia należących do Volkslisty nr 3 zasiłków inwalidzkich, względnie renty wdowom i dzieciom. Sam argument – nagła dbałość o przyszłość Polaków – wskazuje jasno na właściwy cel zakazu kierowania Polaków na front wschodni [obawy o masowe dezercje]”2.
Dowództwo Wehrmachtu szybko jednak zmieniło zdanie i uznało, że nie ma takiego niebezpieczeństwa. Rekrutami byli przecież młodzi ludzie, nieukrywający swojego antysowieckiego nastawienia. Wychowani już w polskiej szkole, w której zarówno walki narodowowyzwoleńcze przeciw Rosji carskiej w XIX w., jak i gloryfikacja zwycięstw nad bolszewikami z Bitwą Warszawską w sierpniu 1920 r. na czele, kształtowały polskie postawy w II Rzeczypospolitej. W polskiej prasie w latach trzydziestych nie brakowało opisów systemu masowych represji w ZSRS, a po wkroczeniu wojsk sowieckich 17 września 1939 r. rząd polski na wychodźstwie uznał, że znajduje się w stanie wojny z ZSRS. Służący na froncie wschodnim Polacy w Wehrmachcie utwierdzali się w antysowieckich przekonaniach, konfrontując swoje wcześniejsze sądy z dramatycznie nędznie wyglądającą rzeczywistością skolektywizowanych wsi. W wielu opisach przewija się wątek biedy we wsiach i w miasteczkach na sowieckich terenach okupowanych oraz olbrzymiej różnicy w poziomie życia w porównaniu z ziemiami polskimi. Stąd też nawoływania do dezercji padające z okopów Armii Czerwonej dla większości Polaków w Wehrmachcie w pierwszych latach wojny nie były wiarygodne.
Rząd sowiecki także nie skłaniał się ku temu, by zachęcać Polaków będących w Wehrmachcie do przejścia na drugą stronę frontu. Józef Stalin służących w armii niemieckiej Polaków z Pomorza i Górnego Śląska uważał za zdrajców, szczególnie niebezpiecznych z powodu możliwości porozumiewania się z ludnością pozostałą na okupowanych przez Niemców terenach. Dopiero po podpisaniu 30 lipca 1941 r. porozumienia polsko-sowieckiego o przywróceniu stosunków dyplomatycznych, co otworzyło drogę do utworzenia Armii Polskiej w ZSRS, rozpoczęto rozmowy na ten temat. Polski ambasador w Moskwie Stanisław Kot próbował uzyskać zgodę na uwolnienie z obozów jenieckich walczących w Wehrmachcie Polaków z terenów zagarniętych przez Rzeszę. Strona polska chciała ich skierować, jako żołnierzy wcielonych siłą do armii niemieckiej, do organizowanej Armii Polskiej w ZSRS. Sowiecki minister spraw zagranicznych Wiaczesław Mołotow w 1942 r. zdecydowanie odrzucił tę propozycję. Nie zgodził się z polską oceną statusu jeńców, jako przymusowo wcielonych do armii niemieckiej i chętnie dezerterujących. Wręcz przeciwnie, stwierdził że są niebezpieczni, ponieważ zazwyczaj pełnią służbę tłumaczy przy sztabach jednostek niemieckich.
Polacy jeszcze w niemieckich mundurach i z bronią pozują z butelkami wina, wyrażając swą radość ze znalezienia się w 2 Korpusie Polskim, Włochy 1944.
Po opuszczeniu przez Armię gen. Władysława Andersa Związku Sowieckiego do sprawy powrócono dopiero podczas formowania 1 Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki, a potem nowej Armii Polskiej w ZSRS. Liczba byłych wehrmachtowców w tych oddziałach nie jest dokładnie znana, ponieważ dyrektywa Stalina z początków wojny nadal obowiązywała, chociaż wiemy, że najwięcej trafiło ich do 3 Dywizji Piechoty. W większości dzielili oni najpierw losy jeńców niemieckich i trafiali do obozów na zapleczu frontu. Części udało się później uzyskać wolność dzięki zabiegom komunistycznych władz polskich o ich zwalnianie z sowieckich obozów, co okazywało się zazwyczaj dla nich ratunkiem przed „archipelagiem gułag” i było właściwie jedyną realną szansą na przeżycie.
Na froncie zachodnim
Możliwości dezercji na froncie zachodnim były znacznie większe niż na wschodnim. Rząd polski na wychodźstwie konsekwentnie nie uznawał następstw bezprawnej niemieckiej polityki narodowościowej i zmiany obywatelstwa Polaków wpisanych na volkslistę. Stał twardo na stanowisku, że wcielenie Polaków do Wehrmachtu jest sprzeczne z prawem polskim, ponieważ nie zostały podpisane ani kapitulacja, ani traktat pokojowy pozwalające na takie działanie zakazane konwencją międzynarodową. Z punktu widzenia polskiej Rady Narodowej i rządu gen. Władysława Sikorskiego, Polacy w Wehrmachcie, w momencie kiedy dostawali się do niewoli alianckiej, wracali pod jurysdykcję władz polskich, które miały prawo powołać ich do służby w Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Mogło się to oczywiście stać tylko za zgodą rządów państw sojuszniczych (brytyjskiego i amerykańskiego).
Problem ten nie miał większego znaczenia do 1942 r., ponieważ praktycznie jedynym frontem, gdzie mogło dojść do dezercji Polaków służących w Wehrmachcie, była Afryka Północna, w momencie kiedy na ten front został skierowany niemiecki korpus pod dowództwem gen. Erwina Rommla. Naczelne Dowództwo Brytyjskiego Wschodu zgodziło się wówczas na powołanie specjalnej komórki dla wyselekcjonowania w obozach jenieckich Polaków służących w Wehrmachcie. Wykorzystywano w tym celu ankiety sporządzane przez jeńców dla Międzynarodowego Czerwonego Krzyża. Polscy oficerowie przeprowadzali z wybranymi w ten sposób żołnierzami rozmowy i proponowali im powrót do służby w polskim wojsku. Z niewoli brytyjskiej do PSZ na Zachodzie przeszło w latach 1942–1943 w Afryce ok. 2 tys. byłych wehrmachtowców. Próby uzyskania podobnej zgody od Stanów jednoczonych skończyły się fiaskiem. Wszystkich jeńców amerykańskich kierowano do obozów po drugiej stronie Atlantyku. Dopiero po ponownych polsko-amerykańskich rozmowach na szczeblu rządowym w 1943 r. część jeńców tych trafiła do PSZ na Zachodzie.
Przełomem w polityce wobec Polaków w Wehrmachcie stało się otwarcie frontu włoskiego. Zapoczątkowało to masowe ich dezercje z Wehrmachtu do 2 Korpusu Polskiego walczącego we Włoszech. Generał Władysław Anders nie tylko brał pod uwagę taką możliwość przed skierowaniem polskich oddziałów do walk na Półwyspie Apenińskim, ale wręcz uzależniał powodzenie całej operacji od uzupełnienia składu korpusu tymi żołnierzami. Podczas słynnej rozmowy z głównodowodzącym śródziemnomorskiego terenu operacyjnego, marsz. Henrym Maitlandem Wilsonem powiedział, że „uzupełnienia dla nas napłyną z frontu. […] Wszyscy Polacy, zwłaszcza wcieleni przymusowo do armii niemieckiej, będą dążyli do naszych szeregów na pierwszą wieść, że wojsko polskie walczy na kontynencie”3.
Ostatecznie w pół roku od skierowania 2 Korpusu na front włoski, do 15 czerwca 1944 r., przyjęto 2,5 tys. ochotników spośród wziętych do niewoli Polaków. A do końca 1944 r. było ich już 14 tys. Kolejne 18,5 tys. Trafiło do oddziałów 2 Korpusu w pierwszym półroczu 1945 r.
Doświadczenia afrykańskie i włoskie umożliwiły przygotowanie podobnej operacji przejmowania Polaków z Wehrmachtu po otwarciu drugiego frontu w Normandii. Ze wspomnianego już dokumentu sporządzonego w czerwcu 1944 r. dla rządu polskiego jasno wynika, jaka była ówczesna ocena postaw służących w Wehrmachcie Polaków. Pisano w nim m.in.: „Jest pewnikiem znanym bardzo dobrze Brytyjczykom i Amerykanom na podstawie protokołów, przesłuchań jeńców niemieckich – Polaków, że: większość ich przechodzi na stronę Sprzymierzonych samorzutnie, przy pierwszej nadarzającej się okazji; [i że] byli tacy, którzy zgłosili się ochotniczo do armii niemieckiej, następnie na front włoski, tylko celem przejścia; tylko mniejszość Polaków z pośród żołnierzy niemieckich dostaje się do niewoli w dosłownym tego słowa znaczeniu [większość zaś tylko pozoruje swoje poddanie się, by zdezerterować i służyć w PSZ na Zachodzie]”4.
Jeńcy niemieccy wzięci do niewoli w bitwie o Monte Cassino.
Przed desantem we Francji przygotowano specjalne wezwanie do Polaków służących w Wehrmachcie, by nie strzelali do żołnierzy alianckich i przechodzili na drugą stronę frontu. Zredagował je gen. Marian Kukiel w porozumieniu z naczelnym dowódcą Alianckich Ekspedycyjnych Sił Zbrojnych gen. Dwightem Eisenhowerem i było ono wielokrotnie odczytywane w radiu BBC po lądowaniu sprzymierzonych w Normandii 6 czerwca 1944 r. Rozrzucano także ulotki z tym wezwaniem na Wale Atlantyckim, gdzie wiedziano, że w jego obsadzie służy wielu Polaków w mundurach niemieckich. Gdy doświadczenia z pierwszych miesięcy walk we Francji potwierdziły słuszność tych oczekiwań, starano się, by zapewnić dezerterującym pełnię praw obywatelskich w wyzwolonej Polsce. Komisja Wojskowa Rady Narodowej 28 listopada 1944 r. przyjęła specjalną uchwałę w sprawie wszystkich żołnierzy polskich w Wehrmachcie, w której zapisano, że wcielenie do wojska niemieckiego było bezprawne i nastąpiło przemocą. Pozwalało to traktować byłych wehrmachtowców w PSZ na Zachodzie nie jako zdrajców i kolaborantów, ale ofiary polityki okupanta, osoby zmuszone do walki po stronie agresora. Deklarowano, że należy dążyć do jak najszybszego przywrócenia im obywatelstwa polskiego, a młodym ludziom, „którzy od początku wojny żyć musieli pod okupacją niemiecką, bez szkół i wszelkiej pomocy kształcenia się na wszystkich stopniach”5 umożliwić edukację i start w nowe życie. Od początku inwazji na Normandię do końca 1944 r. do PSZ na Zachodzie przyjęto aż 33 192 osoby, a od 1 stycznia do 30 kwietnia 1945 r. kolejnych 15 439 osób. Po zakończeniu walk w Europie, od maja do czerwca 1945 r. nadal dochodziło do przejść z obozów jenieckich. Wtedy do polskiego wojska zgłosiło się jeszcze 4 tys. Polaków służących wcześniej w armii niemieckiej. W sumie w PSZ na Zachodzie znalazło się 89 631 ochotników spośród Polaków służących wcześniej w Wehrmachcie. Było to ponad 30% stanu wszystkich oddziałów polskich na Zachodzie.
Trzeba pamiętać, że niektórzy z nich już po przejściu na drugą stronę trafiali ze względu na swoje doświadczenie wojskowe i znajomość stosunków panujących w armii do jednostek specjalnych. Jedną z najbardziej spektakularnych tego typu akcji, z wykorzystaniem byłych polskich żołnierzy Wehrmachtu, była amerykańska operacja dywersyjna przeprowadzona pod kryptonimem „Project Eagle”. Ostatnio została dokładnie opisana w książce Johna S. Micgiela, Project Eagle. Polscy wywiadowcy w raportach i dokumentach wojennych amerykańskiego Biura Służb Strategicznych (Kraków 2019). Kilkudziesięciu żołnierzy z terenów polskich (Pomorza, Górnego Śląska, Śląska Cieszyńskiego, Wielkopolski i Mazur) po dezercji z Wehrmachtu trafiło za pośrednictwem polskiego wywiadu na przeszkolenie do amerykańskich obozów treningowych w Wielkiej Brytanii, a w 1945 r. zostali oni zrzuceni za linię frontu w pasie od Pasawy przez Bawarię do Brandenburgii, Saksonii i Hesji. Mieli dostarczać informacji wywiadowczych, wykorzystując swoją znajomość języka niemieckiego i życia codziennego w III Rzeszy, by ułatwić ofensywę wojsk alianckich.
Nieopowiedziana historia
Takich nieznanych szerzej historii, zarówno tych z czasów walk na wszystkich frontach II wojny światowej, jak i z powojennych losów polskich żołnierzy zmuszonych do służby w armii niemieckiej, nieopisanych jest jeszcze bardzo wiele. Ciągle wzbudzają one w Polsce społeczne emocje. Ważne jest więc, by nie pozostawiać pola do domysłów i spekulacji, ale starać się o ich staranne udokumentowanie i przebadanie.
Nie jesteśmy w tym względzie wyjątkiem. Przymusowa służba w Wehrmachcie występowała w wielu innych krajach pod okupacją niemiecką. Takie badania od wielu lat prowadzi się w Czechach, w Słowenii, a na zachodzie Europy we Francji (szczególnie chodzi o służbę Alzatczyków) i w Luksemburgu. W Wielkim Księstwie Luksemburga kilka lat temu rozpoczęto w ramach projektu „Warlux” digitalizowanie wszystkich dokumentów dotyczących służby Luksemburczyków w Wehrmachcie.
Przemilczanie tej problematyki było po II wojnie światowej zjawiskiem powszechnym zarówno w historiografii na zachodzie, jak i na wschodzie Europy. Jego „odkrycie” dokonało się najpierw we Francji i w Belgii, nastąpiło to już w latach siedemdziesiątych XX w. Dzisiaj, dzięki rozpoczętym wreszcie na szerszą skalę badaniom naukowym, także w Polsce, tematyka ta straciła w dużej mierze swój „sensacyjny” charakter. Stała się zaś częścią zbiorowej świadomości historycznej, jako jeden z przykładów złożoności postaw wobec okupanta podczas II wojny światowej.
RYSZARD KACZMAREK historyk, profesor doktor habilitowany, pracownik Instytutu Historii Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach oraz Instytutu Badań Regionalnych Biblioteki Śląskiej w Katowicach. Zainteresowania badawcze: historia Polski XX w., historia Niemiec XIX–XX w., historia Śląska. Autor m.in.: Historia Polski 1914–1989; Polacy w Wehrmachcie; Polacy w armii Kajzera; Powstania śląskie 1919–1920–1921. Nieznana wojna polsko-niemiecka. Wspołredaktor Historii Górnego Śląska.
1 S. Szczepłek, Mecze polskich spraw, Krakow 2021, s. 47–52.
2 Instytut Polski i Muzeum im. gen. Sikorskiego w Londynie, sygn. AXII4/131, Notatka dla Generała Ministra Obrony Narodowej w sprawie apelu do Polakow, żołnierzy niemieckich sporządzona przez szefa Biura Ogolno-Organizacyjnego MON płk. dypl. Andrzeja Liebicha, Londyn, 9 czerwca 1944.
3 W. Anders, Bez ostatniego rozdziału. Wspomnienia 1939–1946, Warszawa 2007 (I wyd. 1950), s. 208.
4 Instytut Polski i Muzeum im. gen. Sikorskiego w Londynie...
5 D. Kisielewicz, Arka Bożek (1899–1954). Działacz społeczno-polityczny Śląska Opolskiego, Opole 2006, s. 127.
Tekst pochodzi z najnowszego numeru kwartalnika „Polska Zbrojna. Historia” 2/2021.
Wydawnictwo można kupić w naszym sklepie.
autor zdjęć: NAC, archiwum Piotra Korczyńskiego
komentarze