Kubańskie MSZ twierdzi, że do Korei Północnej wysłano 240 ton „przestarzałej broni defensywnej”, by ją naprawić. Nie bardzo przekonują mnie takie wyjaśnienia. Zwłaszcza, że tę broń po modernizacji można by wykorzystać także do działań ofensywnych – mówi gen. Marek Dukaczewski, były szef Wojskowych Służb Informacyjnych.
Sprawa broni wykrytej na północnokoreańskim statku, który płynął z Kuby, budzi wiele wątpliwości. Kubańscy dyplomaci zapewniają, że sprzęt miał być w Korei naprawiany. Ale broń nie pochodziła z Korei, a przecież profesjonalne serwisowanie przeprowadza się w kraju, w którym ją wyprodukowano.
Podejrzewam raczej, że sytuacja wyglądała inaczej. Ten sprzęt zapewne nie był już Kubańczykom potrzebny, za to po modernizacji mógłby być wykorzystany przez Koreę Północną. I to nie tylko do wzmocnienia systemu defensywnego, ale też ofensywnego, np. zmodernizowane pociski rakietowe. Dlatego oba kraje mimo międzynarodowych zakazów mogły próbować dobić targu.
Jeśli takie podejrzenia potwierdziliby międzynarodowi eksperci, to otwiera to drogę do sankcji dla Kuby. Najpierw jednak ONZ musiałoby jednoznacznie stwierdzić, że doszło do złamania embarga, którym na eksport i import broni jest objęta Korea. Jednak patrząc na dotychczasowe wyjaśnienia kubańskiej dyplomacji, będzie ona zapewne tłumaczyć, że broń chciała remontować tam, gdzie jest to tańsze. Do czego ma prawo.
Niezależnie od tego Kuba jest w trudnej sytuacji. Cała sprawa może poważnie spowolnić proces pozytywnych przemian politycznych i gospodarczych, jakie niedawno zapoczątkowano w tym kraju.
Przechwycenie elementów rakiet na statku płynącym do Korei Północnej ma jednak pewien pozytywny aspekt. Świadczy o tym, że działania państwa, które budzi niepokój Europy, NATO i Stanów Zjednoczonych, są uważnie monitorowane.
komentarze