Zawsze mówię żołnierzom, że stres bojowy to normalna reakcja na nienormalną sytuację – opowiada Dorota Biernacka, psycholog, wielokrotna uczestniczka misji polskich żołnierzy w Afganistanie.
Czego szukała pani w Afganistanie, gdzie na pięciu zmianach spędziła pani 22 miesiące?
Pojechałam z zawodowej ciekawości. Po raz pierwszy pomyślałam o takim wyjeździe na studiach podyplomowych po prezentacji poświęconej misjom. Był listopad 2008, szukałam ludzi, którzy przybliżyliby mi tę tematykę i książek, z których mogłam się czegoś dowiedzieć - na temat traumy i stresu bojowego. Pojechałam wyposażona w akademicką wiedzę, ale bez praktyki, bo jak tu ją zdobyć, skoro wokół Polski nie toczy się żadna wojna?
Jak wyglądało zderzenie teorii z praktyką?
Nie było specjalnie bolesne. Już po kilku dniach szybko zorientowałam się, że podjęłam dobrą decyzję. Jednym z moich pierwszych pacjentów był żołnierz z pełnym obrazem zespołu stresu pourazowego PTSD – dokładnie takimi objawami jak opisane w książkach. To w Afganistanie w praktyce zetknęłam się z kryzysem psychologicznym i traumą. Choć dotarcie do żołnierzy nie było łatwe. W armii pokutuje niewiedza i zła opinia o psychologach, bo psychologia jest u nas dość młodą dziedziną. Ludzie nie wiedzą, że psycholog może naprawdę bezboleśnie pomóc. „Po co się tak męczyłem? Gdybym wiedział, zgłosiłbym się wcześniej”, mówili mi potem żołnierze.
W jaki sposób psycholog może pomóc żołnierzom w walce ze stresem?
Po to jesteśmy na misji, aby pomagać żołnierzom w ich służbie. Wspierać i wyjaśniać, że zagubienie, bezradność, bezsilność, gonitwa myśli, kłopoty ze spaniem – to reakcja psychiki w ekstremalnych warunkach, normalna reakcja na nienormalną sytuację. Tłumaczyłam pojęcia: czym jest PTSD, co to właściwie jest ta trauma? Trzeba zadbać o to, by ostry stres nie przeszedł w stan chroniczny, w PTSD czy w inne zaburzenia. Należy go „przegadać”, przepracować, dobrze „przewietrzyć głowę”. Ale moje ręce sięgały tylko do granic Afganistanu. Traciłam kontakt z żołnierzami, gdy wracali do Polski, a wówczas powinien rozpocząć się ich monitoring.
Co było najcięższym zawodowym przeżyciem?
Pojechałam do Afganistanu zielona jak szczypior, miesiąc później zginął jeden z dowódców, a kilku żołnierzy zostało ciężko rannych. Zostałam rzucona od razu na głębokie wody. Żołnierze z tego patrolu byli moimi podopiecznymi. Dwoiłam się i troiłam, aby mieć ich na oku. Działali pod ostrzałem, musiałam uporać się z ich ostrym stresem, wentylowałam ich emocje, korygowałam sposób myślenia, dawałam wsparcie najlepiej jak potrafiłam.
Czuła się pani także zagrożona?
Baza Four Cournes, zwana Czterema Kątami, była ostrzeliwana kilka razy dziennie, najzwyczajniej w świecie bałam się o własne życie. Już następnego dnia po moim przyjeździe rakieta spadła dwa budynki dalej, pomyślałam sobie: „Nie ma żartów!”. Było naprawdę niebezpiecznie, realne zagrożenie życia i zdrowia, a tu trzeba pracować. Ostrzały się powtarzały.
Jak wykorzysta pani doświadczenie i wiedzę zdobytą w Afganistanie?
Z pewnością zostanę przydam się podczas przygotowań żołnierzy wyjeżdżających na XV zmianę. Mam w planie dużo zajęć praktycznych i warsztatowych, aby poprzez sytuacyjne scenki pokazać im, jak nie powinni się zachowywać, nawet w żartach.
Czy takie przygotowanie może uchronić żołnierzy przez PTSD?
Mam taką nadzieję. Tym, którzy jadą po raz pierwszy będę się starała pokazać, co ich czeka. Weteranom przypomnę, że kiedyś także byli nowicjuszami i najzwyczajniej w świecie się bali. W Afganistanie bywa niebezpiecznie i na taką sytuację trzeba żołnierzy przygotować. Pokazać im realia, ale nie straszyć.
autor zdjęć: Archiwum Doroty Biernackiej
komentarze