Plutony mojej baterii strzelały na odległość 12 kilometrów. Kierowałem tym ogniem ze swojego wozu dowodzenia oddalonego kilkanaście kilometrów od strzelających dział. I mimo dużych odległości, dzięki systemowi zarządzania walką Topaz, wszystko odbyło się sprawnie i celnie – mówi kpt. Zbigniew Płaczkiewicz, dowódca baterii Krabów.
Żołnierze 2 Dywizjonu Artylerii Samobieżnej 5 Lubuskiego Pułku Artylerii, który w tym roku wyposażony został w dwie baterie haubic Krab, wyjechali we wrześniu na poligon. W Drawsku Pomorskim szkolą się dwie baterie wyposażone w 15 dział, wozy dowodzenia, wozy amunicyjne oraz wozy remontu uzbrojenia i elektroniki. Łącznie w ćwiczeniach bierze udział blisko 150 żołnierzy mających do dyspozycji 30 pojazdów uzbrojenia oraz logistycznych. Przede wszystkim poznają sprzęt oraz jego możliwości.
Szkolenie zaczęło się już w garnizonie. Żołnierze musieli bezpiecznie załadować pojazdy na platformy kolejowe. Działa Kraba są potężnymi maszynami przekraczającymi skrajnię, czyli obrys, poza który nie mogą wystawać z wagonów żadne elementy. Przy współpracy z kolejarzami udało się je jednak umieścić na wagonach zgodnie z przepisami.
Ogień z marszu
Po przybyciu na miejsce rozpoczęło się szkolenie bojowe. Pierwsze zadanie – samodzielne przemieszczenie obu baterii do miejsca stacjonowania. – Podczas zajęć poligonowych ćwiczymy także wykonywanie długich przemarszów całym dywizjonem – mówi ppłk Przemysław Strykowski, dowódca dywizjonu.
Dodał, że na poligonie doskonalą się nie tylko jego podwładni, ale także oficerowie dowództwa pododdziału oraz on sam. – Muszę się nauczyć kierować tak dużym pododdziałem, z tak dużą liczbą sprzętu i z taką siłą rażenia – przyznał.
Przyszedł czas na przejazdy bardziej skomplikowane, czyli takie, podczas których plutony i baterie otrzymują nagle rozkaz strzelania z marszu lub nieprzygotowanych stanowisk ogniowych. – Nie jest to trudne. Nasze działa wyposażone są między innymi w systemy kierowania ogniem Topaz, więc mogą strzelać z każdego miejsca. Załoga działa musi tylko uważać, aby przed lufą była wolna przestrzeń, by wystrzelony pocisk nie uderzył na przykład w rosnące w pobliżu drzewo – wyjaśnia oficer.
Trudnym egzaminem dla artylerzystów było m.in. pokonanie tzw. drogi Hannibala. Tak jest nazywana bardzo trudna trasa po bezdrożach dla pojazdów gąsienicowych. – Marsz haubicami Goździk, którymi dysponowaliśmy wcześniej, a pokonanie tej trasy Krabami to jest wielka różnica – podkreślił ppłk Strykowski. – Wreszcie dysponuję siłą, wreszcie mam mocny pododdział potrafiący sprawnie manewrować w najtrudniejszym terenie – mówił zadowolony.
Pierwsze strzelania
Na poligonie drawskim sulechowscy artylerzyści wykonali pierwsze samodzielne strzelania z Krabów (wcześniej ćwiczyli, ale pod okiem instruktorów producenta uzbrojenia). Najpierw strzelano plutonami, później całymi bateriami, a potem całym dywizjonem, czyli z 15 dział.
Pierwsze bojowe strzelania, zgrywanie członków załóg poszczególnych dział, plutonów i baterii przebiegało bardzo spokojnie. Chodziło o to, aby teraz bez presji czasu każdy żołnierz dobrze mógł poznać swoje stanowisko pracy, swoją rolę w załodze i pododdziale oraz urządzenia, które obsługuje. Pierwsze wykonywanie zadań według norm czasowych odbędzie się w listopadzie. Wówczas artylerzyści z Sulechowa wyjadą na kolejne zajęcia, tym razem na poligon w okolicach Torunia.
– Po raz pierwszy strzelaliśmy ze swoich dział, bo u producenta używaliśmy innych – mówi kpt. Zbigniew Płaczkiewicz, dowódca 5 baterii dywizjonu.
– Plutony mojej baterii strzelały na odległość 12 kilometrów. Ja kierowałem ogniem ze swojego wozu dowodzenia oddalonego kilkanaście kilometrów od strzelających dział i mimo dużej odległości, dzięki systemowi zarządzania walką Topaz, wszystko odbyło się sprawnie – podkreśla dowódca baterii.
Strzelania z Krabów na poligonie drawskim odbywały się nie tylko w dzień, ale także w nocy. – Dysponujemy tak nowoczesnymi systemami dowodzenia i kierowania ogniem, że nie ma dla nas różnicy, czy strzelamy w dzień czy w nocy – mówi por. Damian Łój, dowódca 4 baterii Krabów. Oficer dodał, że ciemność wymaga jedynie większej uwagi w czasie zajmowania stanowiska ogniowego
Według kpt. Płaczkiewicza nowe działa dają duży komfort załodze, ponieważ jest w nich tyle miejsca, że żołnierze bez problemu mogą w nich spać. – Mało tego, w zimne noce żołnierze mogą sobie włączyć ogrzewanie – dodał kapitan.
Podczas strzelań dziennych i nocnych żołnierze z formowanego w Sulechowie dywizjonowego modułu ogniowego Regina zużyli łącznie około 200 pocisków.
Z marszu na wagony
Oprócz pokonywania dużych odległości po trudnym poligonowym terenie, artylerzyści trenowali także inne zagadnienia taktyczne. Ćwiczyli zajmowanie rejonów ześrodkowania, zajmowanie wyznaczonych celów ogniowych i szybkie wycofywanie się z nich po oddaniu strzałów. Wówczas nie prowadzili ognia amunicją bojową, lecz strzelali „na sucho”, a wyniki sprawdzano poprzez tzw. porównanie nastaw.
Dla żołnierzy 5 Lubuskiego Pułku Artylerii ciekawie zapowiada się także ostatnia doba pobytu na poligonie. Wówczas artylerzyści cały dzień i noc spędzą w terenie. Po ćwiczeniu w kierowaniu ogniem całego dywizjonu pododdziały przemieszczą się w rejon stacji kolejowej i z marszu będą ładowali swój sprzęt na wagony. Po załadunku transportem operacyjnym 25 września ruszą w drogę powrotną do garnizonu.
autor zdjęć: 2 DAS
komentarze