11 listopada 1918 roku, o 11.00 w lesie Compiègne przedstawiciele ententy i Niemiec podpisali zawieszenie broni, które kończyło najpotworniejszą z dotychczasowych wojen. Bardzo szybko okazało się, że rzeczywistość, jaka się po niej wyłoniła nie tworzy wcale „nowego wymiaru humanizmu”, jak wcześniej powszechnie wierzono.
Wprawdzie porządek XIX wieku i układ wynikający ze znienawidzonego przez uciśnione narody, w tym Polaków, Świętego Przymierza został zniszczony, ale nikt nie przypuszczał, jaką cenę przyjdzie za to zapłacić ludzkości. Już sama liczba ofiar świadczy o tym, że wielka wojna nie miała precedensu w historii. W ciągu 52 miesięcy zginęło, zmarło z ran lub zaginęło bez wieści około: 1,8–2,1 mln Niemców; 1,3–1,7 mln Rosjan (inne szacunki podają ponad 2 mln); 1,4 mln Francuzów; 1,1–1,3 mln obywateli Austro-Węgier; 750 tys. Brytyjczyków; 600 tys. Włochów; 500 tys. Polaków walczących w armiach państw zaborczych. Łącznie poległo lub zmarło z powodu ran około 9,5 mln żołnierzy (w niektórych opracowaniach pojawia się nawet liczba blisko 12 mln). Straty wśród ludności cywilnej oblicza się na 5–7 mln, to ofiary chorób zakaźnych, głodu, terroru okupacyjnego i bombardowań. Europa, która była epicentrum globalnego konfliktu, zmieniała się w jedno wielkie cmentarzysko. A na tych, którym przyszło na tym cmentarzysku żyć dalej i budować nowy porządek, czekały kolejne plagi: rewolucje, kryzys gospodarczy, rządy totalitarne i wreszcie – II wojna światowa, która znowu przesunęła granice ludzkiego bestialstwa na niewyobrażalne szczyty.
Czas apokalipsy
Wcześniejsze konflikty, jak wojna secesyjna w Ameryce Północnej, wojna rosyjsko-japońska, a przede wszystkim wojna francusko-pruska pokazały już jak okrutna może być walka przy wsparciu coraz szybciej rozwijającej się techniki. Ale żołnierze jadący w pociągach na front przekonani byli o jednym: „Ta wojna nie potrwa długo, gdyż nasza armia posiada miażdżącą przewagę”. Okazało się, że nikt nie miał takiej, by szybko rozstrzygnąć starcie na swą korzyść. Niemiecki plan wojny błyskawicznej na Zachodzie, który miał zapewnić zwycięstwo nad Francją i jednocześnie uchronić Niemcy przed walką na dwa fronty spalił na panewce. Francuski opór okazał się twardszy niż sądzono, a co gorsza Paryżowi na pomoc przyszli Brytyjczycy, natomiast na Wschodzie sojusznicza c.k. armia nie mogła utrzymać na dystans „rosyjskiego niedźwiedzia” i trzeba jej było wysłać wojska na pomoc. Z tych powodów na francuskich polach rozpoczęła się wielomiesięczna i wyniszczająca obie strony wojna pozycyjna. Rozprzestrzeniały się kilometry okopów, wręcz całe osiedla ziemianek otoczone zasiekami z drutów kolczastych i ubezpieczone gniazdami karabinów maszynowych; a między wrogimi pozycjami rozciągała się zryta lejami po pociskach armatnich tzw. ziemia niczyja, usiana gnijącymi trupami żołnierzy, którzy zginęli w kolejnej bezsensownej próbie przełamania nieprzyjacielskich pozycji. „Na Zachodzie bez zmian” głosiły tytuły gazet, a czytający je ludzie dobrze wiedzieli, co to oznacza: w ogniu karabinów maszynowych, w kilka minut znowu zginęło kilka tys. żołnierzy, a front nie posunął się nawet o metr. To kanoniczny obraz koszmaru I wojny światowej, ale niekompletny. Na ogół wielkie bitwy i walki pozycyjne przysłaniają fakt, że na tyłach wcale nie było bezpieczniej, a ludność cywilna pierwszy raz na taką skalę została poddana okrucieństwom wojny.
Kiedy Niemcy wkroczyli w sierpniu 1914 roku do Belgii, chcąc zapewnić sobie spokój na zapleczu frontu, rozpętali wobec ludności cywilnej okrutne represje. Rabunki i egzekucje, w tym kobiet i dzieci, stały się codziennością okupowanego kraju. Co potrafią wojacy kajzera przekonali się również mieszkańcy polskich miast, chociażby Kalisza, w którym niemieccy żołnierze przez prawie cały sierpień 1914 roku urządzali regularną rzeź mieszkańców i burzyli ich domy. Mimo artykułów i zakazów konwencji haskiej z 1907 roku walczące armie co rusz plamiły swe mundury zbrodniami na cywilach. Nie można też zapomnieć o pierwszym wielkim ludobójstwie, jakiego dopuścili się Turcy na narodzie ormiańskim w latach 1915–1917. Wielka wojna wyznaczyła „standardy”, które tak skutecznie „podniósł” po swym dojściu do władzy jej weteran, odznaczony za męstwo Żelaznym Krzyżem, kapral Adolf Hitler…
Postęp techniczny dzięki rzezi
W 1884 roku amerykański wynalazca, Hiram Stevens Maxim zaprezentował prototyp w pełni automatycznego karabinu maszynowego. Był to pierwszy z całej serii wynalazków, które zmieniły I wojnę światową w masową jatkę. W ogniu karabinów maszynowych i coraz precyzyjniejszej artylerii ginęły tysiące żołnierzy. Karabiny maszynowe zaczęto też montować na wciąż niedoskonałych, drewniano-płóciennych samolotach i sterowcach. Początkowo nieliczne maszyny toczyły ze sobą „rycerskie” pojedynki, ale i tutaj wnet wzięło górę masowe użycie sprzętu i w ostatnich dwóch latach w powietrzu walczyły ze sobą całe eskadry. Śmierć z nieba niosły też pierwsze bombowce – wielkie sterowce, które używane były przez Niemców do masowych nalotów na nieprzyjacielskie miasta.
Latem 1916 roku pod Sommą Brytyjczycy pierwszy raz wprowadzili do walki czołgi. Nie był to udany debiut, bo kilka powolnych, wielkich pudeł albo się od razu zepsuło, albo utknęło w lejach po bombach. Jednak już 20 listopada tego roku w bitwie pod Cambrai Brytyjczycy dokonali zmasowanego ataku pancernego przy użyciu ponad 300 czołgów. Tak zaczęła się wielka kariera broni pancernej we współczesnych konfliktach.
Do śmiercionośnych wynalazków, jakie pojawiły się na froncie I wojny światowej można dopisać miotacze ognia (pierwszy raz użyli ich Niemcy w lutym 1916 pod Verdun), ale najstraszniejszą bronią dla żołnierzy okazał się wtedy gaz. Pierwszy raz Niemcy ostrzelali pojemnikami z gazem pozycje alianckie 17 października 1914 roku; drugi raz na froncie wschodnim, pod Bolimowem ostatniego dnia stycznia 1915 roku. Obie próby nie były zbyt udane, ale dowódcy kajzera nie zamierzali rezygnować z tej broni. W drugiej bitwie pod Ypres, 22 kwietnia 1915 roku, Niemcy po ówczesnym ostrzale artyleryjskim, wypuścili na alianckie pozycje gaz chlorowy. Toksyczna chmura spowodowała wtedy śmierć około 1500 żołnierzy, a blisko 3000 zostało dotkliwie poparzonych. Broń ta, choć z czasem zaczęto używać masek przeciwgazowych, niosła taką grozę, że żadna ze stron nie zdecydowała się użyć jej na froncie w czasie II wojny światowej.
Flota wojenna zarówno Wielkiej Brytanii, jak i Cesarstwa Niemieckiego była rozbudowywana i unowocześniana na długo przed wybuchem wielkiej wojny, lecz paradoksalnie nie odniosła tak spektakularnej roli jak oczekiwano. Obie strony po prostu bały się utracić swe nowoczesne okręty i unikały bitew jak mogły. Brytyjczycy stosowali swój sprawdzony manewr jeszcze z wojen napoleońskich, czyli blokadę kontynentalną, a Niemcy, by ją przerwać, zaczęli rozwijać flotę podwodną. Największą bitwę morską w rejonie Półwyspu Jutlandzkiego (31 maja – 1 czerwca 1916 roku) uznano jednocześnie w Royal Navy i Kaiserliche Marine za zwycięską, co w istocie oznaczało pat. Niemcy postawili wtedy na broń podwodną i w lutym 1917 roku ogłosili nieograniczoną wojnę podwodną. To dzięki niej, broniący się alianci zaczęli rozwijać tak dobrze znaną z II wojny światowej taktykę konwojów morskich, ubezpieczanych przez kontrtorpedowce.
Na froncie wschodnim, bardziej dynamicznym i manewrowym, gdzie armie walczyły na olbrzymich i słabo zaludnionych obszarach Ukrainy czy Rosji, pojawił się inny wynalazek, który również stał się symbolem I wojny światowej – pociąg pancerny. Jeden z najnowocześniejszych pociągów na froncie wschodnim skonstruowała dla c.k. armii jesienią 1914 roku załoga warsztatów kolejowych w Nowym Sączu. Jego wagony uzbrojone w cekaemy opancerzono stalowymi płytami o grubości 20 mm. Opancerzenie wyprofilowano tak, by trafiające w nie pociski artyleryjskie ześlizgiwały się nie wybuchając. W 1916 roku do składu dołączono „wóz armatni”, zaopatrzony we własny silnik spalinowy, który umożliwiał samodzielne przejazdy. Pociąg zdał egzamin na froncie bukowińskim, gdzie rzeczywiście nie imały się go pociski rosyjskiej artylerii.
Kolejne ofensywy potrafiły przesuwać front na Wschodzie o setki kilometrów i wtedy kolej okazywała się niebagatelnym środkiem przerzutu mas wojska na nowe odcinki. Rolą pociągów pancernych było zabezpieczanie linii kolejowych, torowanie drogi transportom i zajmowanie nagłym atakiem infrastruktury kolejowej pozostającej w rękach nieprzyjaciela. Doświadczenia z pociągami pancernymi z okresu I wojny światowej w pełni zaowocowały w czasie wojny domowej w Rosji i wojny polsko-bolszewickiej, w której obie strony wykorzystywały tę broń z powodzeniem.
Światło w tunelu grozy
Podpisanie zawieszenia broni w wagonie sztabowym marszałka Francji Ferdynanda Focha kończyło krwawą hekatombę, ale zarówno zwycięzcy, jak i pokonani przeżywali podobną gorycz. Straty w ludziach i straty materialne były horrendalne, a supremacja Europy w świecie – praktycznie legła w gruzach. 28 czerwca 1919 roku w Sali Lustrzanej pałacu wersalskiego państwa zwycięskiej koalicji podpisały traktat pokojowy z Niemcami. Następnie podpisano całą serię traktatów z ich sojusznikami. Jednak naiwnością okazało się postrzeganie tych aktów jako „pokoju wieczystego”. W Europie szalała „hiszpanka” – pandemia grypy – która w latach 1918–1921 pozbawiła życia, według różnych szacunków, od 20 do nawet 100 mln ludzi! Ulice europejskich miast pokryły się rewolucyjnymi barykadami, a w domach panowała powojenna bieda. Jak zauważył prof. Andrzej Chwalba: „Po wojnie [Europa – P.K.] już swojej dawnej pozycji nie była w stanie utrzymać, ani też odgrywać tej roli politycznej, kulturowej i gospodarczej, która była jej przypisana przez stulecia. Goiła rany po strasznym wojennym doświadczeniu, zadłużona za granicą i u swoich obywateli, zmagająca się z ciężkim kryzysem ekonomicznym, hiperinflacją, wzrostem nastrojów roszczeniowych oraz drapieżnością takich ruchów politycznych, jak komunizm, faszyzm i nazizm. Na skutek tego ustanowiony w 1919 roku ład, zwany wersalskim, przetrwał jedynie dwie dekady”.
Prawdziwym zwycięzcą I wojny światowej okazały się Stany Zjednoczone, które zerwawszy z izolacjonizmem, opowiedziały się po stronie aliantów w ostatniej fazie walki. Wprawdzie wracający zza oceanu weterani przeżywali te same wojenne traumy, co ich europejscy towarzysze broni, ale gospodarka i przemysł rozwijały się w niewyobrażalnym wcześniej tempie. Ameryka stawała się supermocarstwem.
Drugim miejscem na świecie, dla którego I wojna światowa okazała się potrzebnym wydarzeniem w dziejach, była Europa Środkowa. Na zgliszczach pokonanych i upadłych monarchii pojawiły się nowe państwa lub takie, które wróciły po długich latach nieistnienia: Czechosłowacja, Estonia, Finlandia, Królestwo Serbów, Chorwatów i Słoweńców, Litwa, Łotwa i Polska. Po 1918 roku ziścił się wreszcie sen wielu pokoleń Polaków o niepodległości.
W czasie wielkiej wojny doszło do rozwoju technicznego – front potrzebował sprzętu i wynalazków, które po zakończeniu walk usprawniły życie cywili, choćby przez rozwój motoryzacji, kolei – na dobre zaczął się XX wiek. Doszło też do demokratyzacji życia społecznego. Kobiety, zastępujące walczących mężczyzn na ich stanowiskach pracy, a często służące także w wojsku, po wojnie zdobyły w wielu państwach (w tym w Polsce) prawa wyborcze i stawały się równoprawnymi obywatelami. Do lamusa też odeszły ograniczające rozwój nowoczesnych społeczeństw podziały klasowe. Paradoksalnie, powszechny pobór do armii, wspólna służba i doświadczenia na froncie przyspieszyły tworzenie się świadomości narodowej i obywatelskiej, czego dobrym przykładem są chłopscy synowie służący w Legionach Józefa Piłsudskiego.
Procesy – te negatywne i pozytywne – które zapoczątkował wybuch I wojny światowej trwały przez cały XX wiek, a ich reperkusje budowały współczesność.
Bibliografia
Andrzej Chwalba, Samobójstwo Europy. Wielka Wojna 1914–1918, Kraków 2014
Janusz Pajewski, Pierwsza wojna światowa 1914–1918, Warszawa 2006
autor zdjęć: wikipedia
komentarze