Załoga śmigłowca Mi-14PŁ/R z Darłowa uratowała dziś na Bałtyku 40-letniego nurka. Mężczyzna wynurzył się spod wody w niekontrolowany sposób. Groziła mu choroba dekompresyjna, która może doprowadzić do śmierci. Akcja była dodatkowo utrudniona ze względu na położenie jednostki, z którą współdziałał śmigłowiec.
Do zdarzenia doszło dziś po południu. Pięć minut przed 15 załoga śmigłowca pełniąca dyżur w 44 Bazie Lotnictwa Morskiego w Darłowie dostała sygnał, że pomocy potrzebuje nurek. Niecały kwadrans później Mi-14PŁ/R był już w powietrzu. Maszyna skierowała się na północny-wschód. Tam właśnie, około 25 mil od brzegu, znajdowała się jednostka turystyczna, a na jej pokładzie czekający na pomoc mężczyzna.
Lotnicy przyznają, że sytuacja, którą zastali na miejscu była skomplikowana. – Jednostka stała na kotwicy. Nie mogła się ruszyć, ponieważ w wodzie znajdował się jeszcze jeden nurek. Gdyby zaczęła płynąć, zgubiłaby go – tłumaczy kmdr por. pil. Roman Okoniewski, dowódca Mi-14PŁ/R, który poleciał na akcję. – Tymczasem dla śmigłowca, zwłaszcza tak dużego jak nasz lepiej, by jednostka, z którą współpracujemy, poruszała się – dodaje.
Zwykle podczas akcji jest tak, że załoga śmigłowca nawiązuje kontakt ze statkiem, czy jachtem i kieruje nim tak, by płynął pod wiatr. Podaje mu też optymalną prędkość. Sam helikopter bardzo powoli porusza się tym torem, zaś z jego pokładu jest opuszczany na linie ratownik, który następnie podejmuje poszkodowanego. Lecąc, nawet wolno, maszyna ma większą siłę nośną niż stojąc w zawisie.
Tymczasem tak właśnie stało się w tym wypadku. Ostatecznie jednak akcja się powiodła. Nurek został wciągnięty na pokład, a następnie przetransportowany do Krajowego Ośrodka Medycyny Hiperbarycznej w Gdyni. – Początkowo poszkodowany co chwila tracił przytomność. Ale już na lotnisku był w stanie o własnych siłach przejść na nosze – zaznacza kmdr por. pil. Okoniewski.
Brygada Lotnictwa Marynarki Wojennej, do której należy ratowniczy śmigłowiec nie informuje, co stało się przyczyną niedyspozycji nurka. Wiadomo, że mężczyzna wynurzył się w niekontrolowany sposób, a to grozi chorobą dekompresyjną. Może ona doprowadzić nawet do śmierci. W Gdyni nurek trafił do komory dekompresyjnej. Najpewniej nim dojdzie do siebie, spędzi w niej kilka godzin.
– Brygada Lotnictwa Marynarki Wojennej jest obecnie jedyną w kraju formacją lotniczą utrzymującą ciągłą gotowość do prowadzenia akcji ratowniczych z powietrza nad obszarami morskimi – przypomina kmdr ppor. Czesław Cichy, rzecznik brygady. Całodobowe dyżury w Gdyni pełnią załogi śmigłowców W-3RM „Anakonda”, zaś w Darłowie lotnicy obsługujący Mi-14PŁ/R. System ratownictwa wspiera załoga samolotu Bryza, która stacjonuje na lotnisku w Siemirowicach nieopodal Lęborka.
– Od początku lat 90. nasze samoloty i śmigłowce uczestniczyły w 544 akcjach ratowniczych udzielając pomocy 285 osobom – informuje kmdr ppor. Cichy.
W akcji brali udział: kmdr por. pil. Roman Okoniewski (dowódca załogi), por. pil. Dariusz Szpyt (drugi pilot), mł. chor. Robert Merta (ratownik), chor. Sebastian Majcherczyk (technik pokładowy)
autor zdjęć: Marian Kluczyński
komentarze