Nasze wejście do NATO przełamało ustalenia z Jałty i Poczdamu, które doprowadziły do podziału Europy. Początkowo największym wyzwaniem był język angielski. Jego znajomość wśród starszej kadry była – mówiąc dyplomatycznie – mizerna. Żołnierze podjęli jednak ten wysiłek – mówi w rozmowie z miesięcznikiem „Polska Zbrojna” były prezydent Aleksander Kwaśniewski.
Obchodzimy 15. rocznicę wstąpienia Polski do NATO. W którym momencie nabrał Pan pewności, że Polska, Czechy i Węgry zostaną przyjęte do Sojuszu Północnoatlantyckiego?
Chwila, gdy w to uwierzyłem, była bardzo symboliczna. Było to w lipcu 1997 roku podczas szczytu w Madrycie. Jechaliśmy tam w przekonaniu, że staniemy się członkiem NATO. Jako kandydaci nie zostaliśmy zaproszeni na obrady. Dreszczyk niepewności pojawił się, gdy przedłużało się nasze oczekiwanie w hotelu na zaproszenie na sesję. Aby uspokoić emocje, wyszliśmy na spacer koło centrum wystawienniczo-konferencyjnego, gdzie odbywały się obrady. Nagle zobaczyliśmy wychodzącego sekretarza generalnego NATO Javiera Solanę, który roześmiany krzyknął na cały dziedziniec: „Hombre, jesteście w NATO”. To był najbardziej wzruszający moment.
Jakie inne wspomnienia zachował Pan z tamtego okresu?
Rozmowę z prezydentem Borysem Jelcynem w 1996 roku podczas wizyty w Moskwie, jedną z moich najtrudniejszych i najdłuższych rozmów. Na kremlowskich salonach słyszałem wówczas, że to błąd, że nie wolno wstępować nam do NATO. Jelcyn zapewniał, że da nam wszelkie gwarancje bezpieczeństwa i próbował odwieść nas od pomysłu wstąpienia do NATO. Jeden z jego argumentów był poważny: podczas rozmów o zjednoczeniu Niemiec przywódcy Stanów Zjednoczonych, Francji i Wielkiej Brytanii złożyli Michaiłowi Gorbaczowowi deklarację, że nie dojdzie do rozszerzenia Sojuszu Północnoatlantyckiego na wschód.
Jelcyn wycofał się wówczas ze swoich poprzednich deklaracji, bo przecież podczas wizyty w Polsce w 1993 roku obiecał Lechowi Wałęsie, że Rosja nie sprzeciwi się wstąpieniu Polski do NATO. Jak próbował go Pan przekonać?
Pamiętam, że byłem już zmęczony długą dyskusją. Zapytałem, jakie Rosja ma stosunki z Niemcami. Świetne – odpowiedział Jelcyn. A z Wielką Brytanią? Znakomite – padła odpowiedź. Wymieniłem jeszcze kilka natowskich państw, a odpowiedź zawsze brzmiała podobnie. A z Polską, Węgrami i Czechami? – dopytywałem. Jelcyn się ożywił: Stosunki są złe, bo chcecie do NATO. Obiecałem wówczas, że gdy tylko zostaniemy członkiem Sojuszu, nasze relacje będą znakomite.
I tak oto przykłady dobrych stosunków państw natowskich z Rosją stały się argumentem za naszym wejściem do NATO. Rozmowy zakończyły się zapewnieniem Jelcyna, że skoro chcemy do NATO, to on nas nie będzie powstrzymywał. Wchodźcie, jeśli chcecie – powiedział.
Czy Amerykanie stawiali nam jakieś wstępne warunki?
Był jeden drażliwy punkt – rehabilitacja pułkownika Ryszarda Kuklińskiego. Mówił o tym prezydent Bill Clinton, argumentując, że to niezrozumiałe, że w Polsce na śmierć został skazany ten, który był pierwszym polskim żołnierzem, który znalazł się w strukturach natowskich. Temat ten do dziś dzieli polską opinię publiczną, był także trudny dla ówczesnej koalicji rządzącej, gdzie było więcej przekonanych, że Kukliński raczej zdradził, a nie był Wallenrodem czy człowiekiem, który nas ocalił od zagłady. Trzeba było znaleźć praktyczne rozwiązanie i usunąć tę przeszkodę.
Co było najtrudniejsze na początku naszego członkostwa?
Musieliśmy wprowadzić cywilną kontrolę nad armią. Konieczna była restrukturyzacja. W pierwszej fazie naszego członkostwa największym wyzwaniem był język angielski. Jego znajomość wśród starszej kadry była – mówiąc dyplomatycznie – mizerna. Żołnierze podjęli jednak ten wysiłek. Pamiętam, że gdy szefem Sztabu Generalnego został nieżyjący już generał broni Henryk Szumski, pojechał na kurs języka angielskiego do Kanady. Pytałem, jak było, przyznał, że miał chwile zwątpienia, ale sobie powiedział, że skoro pokonał ciężką chorobę, to da radę także nauczyć się angielskiego. Dziś język angielski nie stanowi już problemu, zna go niemal cała młodsza kadra oficerska.
Kto jest dziś przeciwnikiem NATO?
Na NATO z dystansem patrzą kraje postradzieckie. Białoruś, częściowo Ukraina i Kazachstan nadal darzą Sojusz Północnoatlantycki nieufnością. W mniejszym stopniu ma to miejsce w Azji Środkowej, której kraje współpracowały przez lata z NATO przy operacji afgańskiej. Szczególne miejsce zajmuje tu Rosja, która ze względów historycznych postrzegała Sojusz jako wroga, a teraz jest powiązana z nim szeregiem porozumień. Jednak istnieje tam bardzo mocne przekonanie dziejowej niesprawiedliwości: Związek Radziecki upadł, a NATO nadal istnieje. W wielu rosyjskich doktrynach wyartykułowano wprost, że byłoby lepiej, gdyby Sojusz przestał istnieć wraz z końcem zimnej wojny, aby na jego miejscu stworzyć nowy system bezpieczeństwa.
Jak patrzy Pan dzisiaj na nasze wejście do NATO?
Często na różnych konferencjach zagranicą mówię, że Polska jest krajem unikalnym. Przez ostatnie 25 lat nie zmieniliśmy ani o centymetr naszych granic, a zmienili się wszyscy nasi sąsiedzi. Nie ma już NRD, ZSRR i Czechosłowacji. Dziś otacza nas 7 państw, z którymi mamy dobre relacje. Spora w tym zasługa naszego członkostwa w NATO. Nasze przyjęcie do Sojuszu miało wymiar historyczny, bo przełamaliśmy ustalenia z Jałty i Poczdamu, które doprowadziły do podziału Europy. Pamiętam też, jak podczas szczytu w Pradze, w 2002 roku, zapraszaliśmy do NATO kraje nadbałtyckie. To także było poruszające wydarzenie, bo negowało pakt Ribbentrop – Mołotow, który skazał te kraje na wcielenie do Związku Radzieckiego.
Rozmawiała Małgorzata Schwarzgruber
autor zdjęć: Krzysztof Wojciewski
komentarze