Polski rząd musi zapłacić odszkodowanie albo oddać kolekcjonerowi broni zbiory, które mu skonfiskował – orzekł Europejski Trybunał Praw Człowieka. Były żołnierz swoje eksponaty z czasów II wojny światowej wypożyczał na wystawy i historyczne rekonstrukcje. Po zarekwirowaniu ich przez Skarb Państwa odwołał się do Strasburga i wygrał.
24 października mija termin, jaki Europejski Trybunał Praw Człowieka dał polskiemu rządowi na zawarcie ugody z 79-letnim Waldemarem Nowakowskim, powstańcem warszawskim i właścicielem pokaźnej kolekcji historycznej broni. To właśnie ona stała się przedmiotem sporu.
Był ciepły lipcowy dzień 2008 r., gdy do mieszkania emerytowanego mjr. Wojska Polskiego Waldemara Nowakowskiego weszli policjanci z Wydziału Terroru Kryminalnego i Zabójstw Komendy Stołecznej Policji. Zabrali 198 sztuk broni. Tłumaczyli, że kolekcja stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa publicznego, a właściciel powinien mieć na nią pozwolenie.
– Nigdy nie ukrywałem zbiorów, a zrobiono ze mnie terrorystę – opowiada Nowakowski. Jego prywatne muzeum urządzone w piwnicy odwiedzały wycieczki szkolne, wypożyczał eksponaty na wystawy związane z II wojną światową i na rekonstrukcje historyczne.
Na gromadzoną od ponad 60 lat kolekcję składały się m.in.: mundury, łuski po pociskach artyleryjskich, broń, jakiej mieszkańcy stolicy używali do walki podczas II wojny światowej (vis, sten, beretta), a także wiatrówki, straszaki i bagnety oraz broń krótka i karabiny maszynowe.
– One nie były niebezpieczne. Miały stępione iglice i rozwiercone lufy. Pożytek z nich mogliby mieć tylko złomiarze – bronili kolegę kombatanci ze Związku Powstańców Warszawskich. W 1944 r. 11-letni Waldemar Nowakowski, pseudonim „Gacek”, był łącznikiem w Zgrupowaniu „Waligóra” na Woli.
Ale sprawa trafiła do sądu. Obrońca kombatanta przekonywał, że to broń kolekcjonerska, a nie broń palna w rozumieniu ustawy o broni i amunicji. Wymiar sprawiedliwości był jednak innego zdania. Sądy rejonowy i okręgowy uznały, że decyzja o odebraniu kolekcji była słuszna. Biegli stwierdzili, że z większości posiadanej przez kolekcjonera broni nie dałoby się oddać strzału, zastrzegli jednak, że można byłoby jej „przywrócić stan używalności”. Sądy orzekły przepadek kolekcji na rzecz Skarbu Państwa, jednocześnie umorzyły postępowanie w sprawie nielegalnego posiadania broni przez kombatanta.
Tylko niewielka część zbiorów wróciła do pana Władysława – głównie wiatrówki, straszaki i pistolety startowe. 171 sztuk militariów miało zostać przekazane do instytucji, która zapewni jej „odpowiednie warunki przechowania i ekspozycji”.
– Dobrze się stało, że kolekcja trafiła do nas, bo inaczej zostałaby zniszczona – mówi Paweł Ukielski, wicedyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego. Zastrzegł jednocześnie, że muzeum nie jest stroną w tym sporze, ma dobre relacje z Waldemarem Nowakowskim i uszanuje każde porozumienie.
Nowakowski postanowił walczyć i złożył skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Sędziowie ze Strasburga uznali, że polski rząd, orzekając konfiskatę, naruszył konwencję o ochronie praw człowieka. Przyznali kolekcjonerowi 4000 euro zadośćuczynienia za straty niematerialne, a rządowi wyznaczyli trzy miesiące na zawarcie porozumienia z kombatantem.
– Byliśmy gotowi do kompromisu, ale rząd uznał, że odwoła się od tego wyroku do Wielkiej Izby Trybunału – mówi mecenas Mariusz Heleniak, pełnomocnik powstańca, który całą sprawę określa jako żenującą. Na razie nie wiadomo, kiedy odwołanie trafi na wokandę. – Poprzednio ze względu na wiek i zdrowie Waldemara Nowakowskiego sprawa otrzymała priorytet i czekaliśmy tylko rok – wyjaśnia mecenas. Nie wiadomo, jak będzie tym razem.
autor zdjęć: Muzeum Powstania Warszawskiego
komentarze